Po entuzjastycznie przyjętym przez publiczność oraz zachwycie krytyków albumie „Braggtown” amerykański saksofonista stawia najnowszym nagraniem kropkę nad „i”. Teraz nikt już nie ma złudzeń – Branford Marsalis jest bodaj najważniejszym saksofonista dzisiejszego jazzu. Obok Wayne’a Shortera i Sonny’ego Rollinsa stał się saksofonistą – frontmenem, z gracją i brawurowo dystansując swój wiek do nobliwego Panteonu Sławy. Nawet tytuł albumu „Metamorphosen” jest tutaj przewrotny, bowiem Marsalis nie próbuje burzyć i zmieniać swej coltrane’owskiej maniery, mistrzowskiej techniki i ogromniej muzycznej wyobraźni. To jakby na przekór tytułowi nie poddaje się próbie precyzyjnego harmonizowania dźwięków i pomysłów. Płyta jest dokumentem określonego stanu artystycznego artysty i tak pojmowana jest już dzisiaj nagraniem historycznym, bo wprowadza Branforda Marsalisa w świat najwybitniejszych innowatorów jazzu. A wraz z swoim kwartetem (Marsalis -saksofony, Joey Calderazzo -fortepian, Eric Remis-kontrabas oraz perkusista Jeff Tain Watts)- dotarli do elity, do John Coltrane Quartet oraz Wayne Shorter Quartet -najważniejszych kwartetów w historii tej muzyki Jest to także album i zapis artystycznej dojrzałości muzyka oraz udana ucieczka od „mody na Marsalisów”.Dzisiaj nikt już nawet nie próbuje lansować jego muzyki rekomendując saksofonistę, że to brat Wyntona Marsalisa, syn Ellisa Marsalisa. Szanowni Państwo – czapki z głów – to jest wielki Branford Marsalis!

Dionizy Piątkowski