Niezwykle ciekawy debiut dla Blue Note Records przygotował wybitny gitarzysta Bill Frisell. Album „Harmony” wyprodukował wieloletni współpracownik gitarzysty, producent Lee Townsend, sesję nagrał Tucker Martine z Flora Recording w Portland w stanie Oregon a sam lider do studia zaprosił kwartet złożony z dwóch długoletnich współpracowników: wokalistki Petry Haden ( córki legendarnego basisty Charlie’go Hadena) , wiolonczelisty Hanka Robertsa oraz debiutanta, gitarzysty Luke’a Bergmana.
Bill Frisell to weteran muzyki : koncertował i nagrywał z Eberhardem Weberem, Mike’m Gibbsen i Janem Garbarkiem, Charliem Hadenem, Carlą Bley, Juliusem Hemphillem, Guntherem Hampelem i Johnem Scofieldem. Bill Frisell wychował się w Denver, w Kolorado; jego ojciec grał na tubie i kontrabasie. Początkowo uczył się gry na klarnecie, potem na saksofonie, w końcu zdecydował się na gitarę (opanował też grę na banjo, ukulele i kontrabasie). Muzykę studiował w North Colorado University (1969-71), a w 1977 roku otrzymał dyplom z aranżacji i kompozycji w Berklee School of Music i wygrał prestiżowy konkurs gitarowy Harrisa Stantona. Lekcje gitary pobierał także u Jima Halla, Johnny’ego Smitha i Dale’a Bruninga. Nie bez kozery do jego ulubionych gitarzystów należy właśnie Hall, ale także i Wes Montgomery oraz Jimi Hendrix. Przełomowymi dla gitarzysty okazały się lata 80-te gdy związał się z jazzowymi awangardzistami: Ronaldem Shannonem Jacksonem, Melvinem Gibbsem, z harmolodyczną formacją Johna Zorna ‘Naked City’; gdy z Johnem Surmanem i Paulem Motianem grał w kwartecie Paula Bley’a oraz wraz z saksofonistą Joe Lovano i perkusistą Paulem Motaniem stworzyli legendarne Trio. Jakby na przekór awangardowym projektom nagrywał także pogodne melodyjki rodem z muzyki country (płyta „Nashville”) lub przebojowe piosenki Johna Lennona ( album „All We Are Saying”). Na koncie ma występy i nagrania z największymi sławami jazzu i liczne albumy, które za każdym razem wzbudzają zainteresowanie krytyków i słuchaczy. By przekonać się do jazzowej awangardy z pewnością najlepszym sposobem jest zapoznanie się z muzyką gitarzysty Billa Frisella. Biografia artysty przyprawia o zawrót głowy ( współpracował z najważniejszymi jazzu i okolic tej muzyki) a dyskografia jest równe imponująca co i różnorodna: od skrajnie awangardowych projektów z zespołami Johna Zorna po przebojowe płyty w stylistyce prostego, amerykańskiego folku i country.
Album „Harmony” z pewnością zachwyci wielu fanów, którzy podążali jedyną i coraz bardziej ciekawą ścieżką gitarzysty w ciągu ostatnich kilku dekad. Program powstał na zamówienie FreshGrass Music Festival, z prośba by zawierał sporo tzw. roots music i Bill Frisell z zadania wywiązał się znakomicie. Gitarzysta nigdy nie przejmował się zbytnio różnicami gatunkowymi, wrodzone poczucie kaprysu wciąż wpływa na jego wybory melodyczne i oryginalne brzmienie. Kluczem do sesji „Harmony” byli z pewnością autorzy tekstów do wspaniałych kompozycji: jest zatem Stephen Foster i Pete Seeger, Frederick Loewe, Elvis Costello i Billy Strayhorn. Do tego pogodne i melodyjne kompozycje Billa Frisella, rozkołysany folk śpiewu Petry Haden i nastrój doniosłości budowany brzmieniem wiolonczeli i gitar.
Fani gitarzysty rozpoznają charakterystyczne powoływanie się Frisella na kult „american music”, honorowania całości amerykańskiej muzyki i przedstawienia tam właśnie jego osobistej historii. „Jeśli myślę przez całe życie, o całej muzyce, którą kochałem” – mówi Bill Frisell – dlaczego nie może być w niej wszystkiego. Możesz zagrać piosenkę Boba Dylana i możesz zagrać standard lub hit Charlie’go Parkera, które będą pasować do siebie. Dlaczego nie? Nie ma powodu, dla którego nie można mieć „Lush Life” i „Red River Valley” w tym samym albumie. Obie są pięknymi piosenkami ”. Bill Frisell od dawna chciał dopasować te szczególne talenty i przetestować alchemię tej unikalnej konfiguracji. Stworzyć ( bez perkusji) brzmienie unoszące się pomiędzy zespołem kameralnym, jazzem i klasyczną amerykańską grupą folkową. Gitarzysta podkreśla, że motywem głównym był śpiew „ Wow, wszyscy śpiewają. Zaśpiewali kilka rzeczy i pomyślałem: OK, teraz myślę naprawdę mamy coś do roboty ”.