Album duetu Charlie Haden & Hank Jones wyzwala wspomnienia sprzed lat, gdy zaprosiłem wybitnego kontrabasistę do Polski. To wtedy (wiosną 1998 roku) zahipnotyzował swoją muzyką tworzoną w subtelnej akustyce poznańskiej filharmonii. Bohaterem koncertu był także Kenny Barron, genialny pianista. Choć zaprezentowany wtedy repertuar, głównie kompozycje Monka ,Mingusa i Hadena , znacznie odbiegał od albumu „ Come Sunday ”  to oba te artystyczne zdarzenia łączy oczywista pararela. Ale „ Come Sunday”  to także kontynuacja projektu i  albumu „ Steel Away ”  ( z 1995 roku) nagranego z weteranem jazzowej pianistyki – Hank’em Jonesem. Zrealizowany na kilka miesięcy przed śmiercią pianisty, album ma wymiar szczególny. Bo z jednej strony jest wspaniałym dokumentem akustycznego, subtelnego jazzu i artystycznej relacji i symbiozy brzmienia kontrabasu i fortepianu. Z drugiej strony dobór kompozycji jest pokłonem wybitnych muzyków w stronę tradycji jazzu.

Wielkie standardy tej muzyki szukają odniesień w gospel i spirituals, bluesie i tradycji Nowego Orleanu. „ Going Home”, „Deep Reever”, ”Give Me That Old Time Religion”, „Down By the Riverside” odbieramy, jak subtelne, popołudniowe, niedzielne spotkanie przy rodzinnym stole. Wraz z brzmieniem gospel pojawia się nawet bożonarodzeniowy, jazzowy hymn „God Rest Ye Merry, Gentleman” – ale stanowi on w układzie albumu jakby oczywisty pretekst by wgrywać się w  subtelną, religijno-jazzową ekstazę. „ Come Sunday ” jest przeto albumem niezwykłym, dalekim od typowej tradycyjnej, nowoorleańskiej maniery. Perfekcja i wirtuozeria pianisty oraz basisty kreują brzmienie narzucające nostalgię i zadumę mijającej epoki. Nie ze względu na przebojowość jazzowych i gospelowych tematów, ale głownie  na magię tej muzyki. Giganci jazzu, Charlie Haden i Hank Jones -muzycy bez których historii tej muzyki byłaby ubogą bawią się dźwiękiem, nastrojem i emocją. Tak jak na wspaniałym koncercie sprzed lat.

Dionizy Piątkowski