Ray Charles  (23.09.1930-10.06.2004) powszechnie kojarzony jest z lżejszą stroną jazzu, to związki jego muzyki i karierą są dla  historii jazzu niezwykle barwne i oczywiste. Ostatnie dekady kariery R. Charlesa być może przypominały płytę „ the best of”, ale taką rolę zdecydował się odgrywać dla milionowej publiczności, która go uwielbiała, szanowała i podziwiała. Dla niej stał się synonimem określonego brzmienia, estradowej zabawy i obyczaju. Coraz częściej koncerty artysty skażone były  „ wizerunkiem Las Vegas”, nie odmawiał  także udziału w elitarnych bankietach, odcinał kupony z własnego, muzycznego życiorysu. Także w Polsce pojawiał się w takiej właśnie roli : najjaśniejszej gwiazdy koncertów galowych i towarzyskich. Ale takie zarzuty spotykają tylko największych. Podobnie mocno krytykowano przecież za ludyczność Louisa Armstronga, gdy sprzedawał i siebie i swój jazz milionowej publiczności : gdy wdzięczył się wielkimi pop-przebojami ( What’s Wonderful World, Hello Dolly…).Ale takie działania okazały się dla nich ( tak Satchmo, jak i Charlesa) zbawiennymi. Przy oczywistej elitarności jazzu pozwoliły zaistnieć nie tylko jako herosom tej muzyki, ale przede wszystkim jako symbolom szeroko rozumianej pop-kultury. Może właśnie dlatego manager Raya Charlesa, Jerry Digney, eksploatował artystę do granic możliwości sprzedając show z ociemniałym muzykiem na wszystkie możliwe sposoby: a to jako standardowe, koktailowe trio, a to z orkiestrą, a to w wersji „ the best of ”. Jeszcze na początku tego roku – gdy Ray był już bardzo schorowany i praktycznie nie ruszał się z domu – w ofertach agencji sprzedawano umierającego artystę. Wielkim nietaktem, choć początkowo kreowanym na komercyjny dowcip – był także udział ociemniałego muzyka w reklamie samochodu. Niewidomy Ray Charles prowadzi przez pustynną okolicę sportowy kabriolet. „It was exciting – mówił  zażenowany ?. Ale to także dla takich działań Amerykanie ukuli slogan :It’s no business, like show-business !

Urodził się na głębokim amerykańskim, biednym Południu ( w Albany, Georgia),by jako upośledzone dziecko (postępująca jaskra doprowadziła do ślepoty sześciolatka) próbować wygrać życie dla siebie. Początkowo sam bawił się grą na fortepianie, trąbce i saksofonie; osierocony jako nastolatek kolejne lata spędza w szkole dla ociemniałych dzieci na Florydzie. Karkołomna technika czytania i pisana alfabetem Braille’a na tyle deprymowała młodego muzyka, że niebawem …. porzucił szkołę i ruszył w trasę koncertową z lokalna grupą przygrywająca do tańca w barach i knajpach Południa Stanów. Typowa „ knajpiarsko-estradowa” kariera uaktywniała młodego muzyka, który coraz częściej myślał o stworzeniu własnej grupy. Początkowo akompaniował  bluesowej śpiewaczce Ruth Brown, trochę komponował, podśpiewywał. Zauroczony stylistyką Nat King Cole’a  i po przeprowadzce do Seattle pokazywał się na rozlicznych estradach kopiując przeboje Nat King Cole’a, śpiewając własne kompozycje, bawiąc się muzycznie bluesem, gospel, jazzem.Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych Ray Charles zrealizował kilka nagrań dla małej firmy Swingtime Records i z taką przepustką do kariery promował swój zespół. Na lokalnych listach przebojów murzyńskich radiostacji pojawia się (1949) jego pierwszy przebój „ Confessin’ Blues”. Dla wytwórni grupa Charlesa okazała się niebawem flagowym zespołem a nagrane  płyty  oraz zarobione pieniądze pozwoliły Charlesowi marzyć o wielkiej karierze. Taką gwarantowała mu tylko wielka, prestiżowa wytwórnia ( Atlantic Records), która podpisała z ociemniałym muzykiem kontrakt na nagrania i  wypłaciła ogromne honorarium ….2.500 dolarów !

Tak na dobrą sprawę muzyce Ray Charlesa pomogli producenci Atlantic Records, którzy z ckliwych bluesowo-gospel- jazzowych piosenek  stworzyli niepowtarzalną stylistykę i charakterystyczne brzmienie wokalisty i pianisty. Mocniej osadzili jego muzykę w niezwykle modnym wtedy rhythm and bluesie, zainicjowali kreacje pianisty-wokalisty porzucając obowiązujący dotąd Charlesa status „człowieka –orkiestry. W 1955 roku nagrywa słynny ‘I Got A Woman” – sztandarowe nagranie muzyki soul . W 1957 roku jego „Swanee River Rock” pojawia się na pierwszym miejscu list przebojów Ameryki.Od końca lat sześćdziesiątych Ray Charles stał się jednym z najważniejszych artystów w Atlantic Records a jego przeboje oraz albumy okupowały wszystkie prestiżowe listy przebojów i popularności. Wtedy także coraz częściej muzyka okrzykiwano „ królem soul-music „ uwikłanego w jazzowego, przebojowego rhythm and bluesa. Ale lata te spowodowały także prezentacje Raya Charlesa jako rasowego jazzmana. Po bestsellerowych  i przebojowych albumach wokalnych ( It Should’ve Been Me, I Got a Woman, Swanee River Rock) zrealizował  instrumentalne płyty : z wibrafonistą Miltem Jacksonen ( Soul Brother, Soul Meeting), będące wizytówką jego talentu pianisty „Genius + Soul = Jazz” czy „The Great Ray Charles” zrealizowany wraz z Quincy Jonesem. Oczywiście nagrania te nie zarzucały soulowej stylistyki Charlesa, budowały natomiast diametralnie inną reputację artysty: dojrzałego, elokwentnego twórcy. Być może kolejne kontrakty z Atlantic Records ( wtedy bazą dla bop-jazzu) zakończyły by się kreacja wybitnego pianisty-jazzmana ,ale zmiana wytwórni  ( ABC Paramount ) w 1959 roku spowodowała diametralny zwrot w karierze i muzyce Charlesa. To właśnie nagrania zrealizowane wtedy stały się znakami firmowymi artysty i to z nimi objeżdżał świat przez kolejne pół wieku. Wydany początkowo na singlu „Georgia On My Mind” już w ciągu kilku dni stał się najważniejszym przebojem Ameryki. Sukces ten otworzył worek ze złotymi przebojami ( Unchain My Heart, Hit The Road, You Are My Sunshine czy bodaj najpopularniejszy “ I Can’t Stop Loving You „) oraz milionowe nakłady płyt.

Pomimo ugruntowanej pozycji na rynku pop-music, aureoli wielkiej, komercyjnej  gwiazdy Ray Charles nie zarzuca jazzu: współpracuje z uznanymi kompozytorami oraz aranżerami ( stąd udział orkiestr w licznych w nagraniach i koncertach artysty); w kręgu jego współpracowników pojawiają się Ernnie Wilkins, Gerald Wilson. Wielkim sukcesem jest wieloletnia współpraca z wokalistką Betty Carter. Ale popularny artysta jest także zapraszany do udziału w nagraniach i koncertach, które często licują z autorytetem gwiazdy: prywatne koncerty na  podejrzanych ( ale sowicie wynagradzanych) bankietach, udział w charakterze „gwiazdy” w licznych talk-shows. Takim samym – choć artystycznie nienagannym, bo nagrodzonym nawet Grammy Award- była realizacji kilka albumów country & western. Był to nie tylko niebywały sukces komercyjny muzyka, ale także ewenement dla całej Czarnej społeczności w USA: Ray Charles był bowiem pierwszym murzyńskim artystą, który nagrał album z muzyka country. Mnogość prezentacji, nagrań, koncertów spowodował ,że w lata siedemdziesiąte Charles wszedł ze znacznym, zdrowotnym uszczerbkiem: wspaniałą kondycję oszukiwał coraz większymi dawkami heroiny, skazany został na wieloletnie wiezienie… . Później przez wiele, wiele lat leczy się z nałogu, który pozostawia poważne uszczerbki na zdrowiu i rujnuje jego życie osobiste. Choć dwukrotnie rozwiedziony i ojciec dwunastorga dzieci to także szczęśliwy dziadek dwudziestu wnuków i garstki prawnuków.

Reputacja budowana w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych stawała się coraz bardziej krucha, a laury spływające dotąd na muzyka coraz bardziej okazjonalne. Utytułowany i nagradzany wszelkimi laurami show-businessu staje się także  jego bezwiednym zakładnikiem. Coraz częściej etykieta „ Soul Brother” staje się chwytem promocyjnym i marketingowym, bowiem Ray Charles nagrywa albumy odlegle od nurtu, który wcześniej tak żarliwie lansował. Rolą jaka począł odgrywać na muzycznej estradzie przypominać poczęła uwielbianej przez wszystkich marionetki. W 1979 roku – przebój Charlesa „ Georgia on My Mind”  zostaje uznany za oficjalną pieśń stanu Georgia, w 1986 roku artysta zostaje wprowadzony do prestiżowego Rock Hall Of  Fame, w 1993 roku otrzymuje Songwriters Hall Of Fame, jest laureatem tuzina Grammy Awards. Podczas wręczania jednej z nich  padają znamienne słowa: ojcu muzyki soul, personifikacji prawdziwej istoty muzyki soulowej, we wszystkich wykonaniach bluesa, ballad, jazzu – a nawet country”

Precyzyjnie planowane koncerty, ich „las vegasowski” przebieg, prezentacja wyłącznie przebojów spowodowały , że przez ostatnie ćwierć wieku Ray Charles stał się bardziej wielką, chętnie słuchaną i podziwiana ikoną, niż  kreatywnym twórcą. I choć pojawiały się nowe albumy ( jak choćby  wspaniały „Strong Love Affair” z 1996 roku czy nawiązujący do sukcesu „Modern Sounds In Country & Western, a nagrany teraz w duetach z Chetem Atkinsem, Willie Nelsonem, Hank’em Williamsem  album „Friendship”) to sklepy płytowe całego świata oferowały przede wszystkim najróżniejsze składanki jego wcześniejszych, sprawdzonych i przed laty wylansowanych hitów. Mnogość kompilacji płytowych Raya Charlesa poraża, choć tak na dobrą sprawę repertuar każdego krążka jest bardzo podobny: „Georga On My Mind”, I Can’t Stop Loving You,  Hit The Road , What’s I Say, I Got A Woman…

Dionizy Piątkowski