Jeśli przyjąć, że amplitudę sukcesów artysty wyznaczają stylistyczne zmiany, to polski jazz znalazł się w szczególnie uprzywilejowanej sytuacji. Zwłaszcza gdy mentorem tych zmian jest twórca tak niepokorny i kreatywny, jak Andrzej Jagodziński. Pianista od lat ma ugruntowaną pozycję na polskim rynku jazzowym, chętnie zapraszany jest do udziału w koncertach i nagraniach innych twórców. Andrzej Jagodziński – jazzman pojawia się zawsze w otoczeniu elity tej muzyki: jako waltornista – sideman w String Connection, jako współlider Quintessence, jako pianista towarzyszący sukcesom Zbigniewa Namysłowskiego i Jana Ptaszyna Wróblewskiego oraz swej nadwornej wokalistce Ewie Bem. Nie stroni także od realizacji własnych pomysłów: albumy z cyklu „Chopin” okazały się bestsellerem polskiego jazzu. Stały się także kartą przetargową pianisty i wizytówką wrażliwego jazzmana. I wydawać by się mogło, że Andrzej Jagodziński pozostanie „jazzowym chopinistą”, bowiem etykieta ta przez ostatnie dekady przykrywała to wszystko, co artysta tworzył poza modną i wylansowaną już konwencją, to ponad 30-letni związek z perkusistą Czesławem „Małym” Bartkowskim i basistą Adamem Cegielskim stworzył syndrom jazzowego perfekcjonizmu i doskonały szablonem, do którego przymierzano już tylko inne, standardowe europejskie tria.
Andrzej Jagodziński to nie tylko jeden z najciekawszych pianistów dzisiejszego jazzu, ale także waltornista i akordeonista. Sięga po akordeon, najbardziej polski instrument, by w jazzowej frazie zagubić ludyczność brzmienia i sielankowość melodyki. Pomysł szalony, ale precyzyjnie zrealizowany: i to nie tylko w sensie muzycznej ekspresji, ale przede wszystkim pewnego, niezauważalnego współtworzenia. Oto bowiem Jagodziński wplata w swoje przepiękne, romantyzujące interpretacje doskonale znany puls jazzu Bartkowskiego i Ciegielskiego, by w jazzowej ekstazie budować nastroje i brzmienie rownie piękne dla jazzu, jak i muzyki klasycznej.