Taj Mahal – amerykański weteran bluesa jest – obok B.B. Kinga i Johna Lee Hookera – muzykiem niezwykle popularnym, uwielbianym. Król i legenda afro-amerykańskiej tradycji w muzyce rozrywkowej; samouk precyzyjnie poruszający się w zaczarowanym świecie bluesa, funky, folk i jazzu. Multinistrumentalista i wokalista pojawiający się w komercyjnych notowaniach „Billboardu”, programach telewizyjnych „Saturday Night Live”, laureat prestiżowych nagród music-businessu, aktor i wykładowca „Black History” Smithsonian Institute. Artysta, którego dyskografia obejmuje kilkadziesiąt albumów, tysiące koncertów.
Amerykański wokalista, gitarzysta i multiinstrumentalista zaczynał swoją karierę w latach sześćdziesiątych jako wykonawca muzyki folkowej. Dopiero później stał się oryginalnym muzykiem bluesowym z przeogromnym bagażem nagród i honorów. Jego dyskografia jest równie imponująca, co zaskakująca: obok albumów stricto bluesowych oraz folkowych w jego karierze pojawiają się nagrania realizowane w pogodnych rytmach hawajskim, rockowych a nawet jazzowych. Jego koncerty i nagrania np. z saksofonistą Davidem Murrayem przeszły do historii loft – jazz lat siedemdziesiątych jako najpiękniejsza artystyczne symbioza jazzu, bluesa, afrykańskiej tradycji i amerykańskiego folku.
Moje pierwsze spotkanie z artystą (w 1995 roku) wspominam jako zabawną anegdotę i karkołomny kontrakt. Taj Mahal był w Niemczech i była okazja, by pokazać w Polsce tego wybitnego bluesmana. Decyzję podjąłem natychmiast i po kilku dniach miałem pewność, że Mahal będzie gwiazdą „odrodzonego” Folk Blues Meeting’95. Mimo formalnych uzgodnień z niemieckim managerem, Taj Mahal okazał się artystą całkowicie ignorującym wszelkie ustalenia. Wspaniały koncert ( Mahal solo, taniec ze słuchaczami oraz wielogodzinny jam sessions do białego rana z Hot Water) pokazał ,że dla artysty najważniejsza jest muzyka. Kiedy o piątej rano odprowadzałem go do hotelu ,totalnie zmęczony zaproponował : Poznań to jest chyba fajne miasto, pokaż mi jakieś knajpy ! Zakończyliśmy w słynnym „ ścieku „ przy ul. Ratajczaka, jedynej wówczas knajpie w mieście czynnej na okrągło. Panopticum towarzyskie: niedopici bohaterowie mijającej nocy, jakieś szemrane panienki, elegancki facet w garniturku ( to ja) i wesoły bluesman.
Kiedy wyszedłem na dworzec PKP w Poznaniu przywitać legendarnego bluesmana , miast artysty z wagonu wygramolił się jedynie jego manager. Taj Mahal jechał innym pociągiem z Berlina do Poznania. Kiedy w okolicach Frankfurtu do przedziału weszła straż graniczna i celnicy, Mahal pokazał im paszport, który przypominał wymiętą serwetkę. Artysta piorąc spodnie nie zawsze wyciągał dokument z tylnej kieszeni. Zbulwersowani DDR-celnicy wpadli w szał. Rozbawiony i nie bardzo rozumiejący problem Mahal pragnął rozładować atmosferę: próbował częstować DDR-celników dobrą whisky. Tym przyjaznym gestem wydał na siebie wyrok. Został wysadzony wraz z instrumentami i bagażem z pociągu i pozostawiony sam sobie na dworcu kolejowym we Frankfurcie. Przez kolejne godziny telefonicznie przekonywałem polskich i niemieckich celników, by pozwoli amerykańskiemu artyście pojechać dalej, do Poznania. Już dzisiaj nie pamiętam po której próbie i na jakim szczeblu uzyskałem zgodę. Pod jednym warunkiem – Taj Mahal musi wrócić do Niemiec w określony dzień i o określonej godzinie przekroczyć naszą granicę, by trafić na celników, którzy teraz wspaniałomyślnie pozwolili mu wjechać do Polski. Byłem zakładnikiem tego ustalenia, a Taj Mahal moim gwarantem. Być może był to pierwszy przypadek legalnego przekroczenia granicy bez ważnego paszportu !