W grupie muzyków rockowych mam kilku faworytów, którzy nie ulegając rock’ n’ rollowej zachłanności starają się nie zapominać, że jazzowa ekspresja może być także dla nich ( i słuchaczy ) źródłem wielu artystycznych fascynacji oraz inspiracji. Dlatego też z uwaga obserwuję jazzujące pomysły np. Prince’a, który w swej funkowej odsłonie zaprasza na estradę i do studia saksofonistę Maceo Parkera , lubię Santanę z jego uwielbieniem dla saksofonisty Wayne’a Shortera, ekspresyjną Joni Mitchell , która swoje zespoły buduje z jazzmanami ( od Wayne’a Shortera po Pata Metheny’ego i Michaela Breckera). Jazzem bawi się , prowadząc big-band, Phil Collins oraz perkusista The Rolling Stones, Charlie Watts. Jednak tylko Sting jest w swojej muzyce dość konsekwentnym jazzmanem. Happy 64th Birthday Mr.Sting !
Przygoda Stinga z jazzem zaczęła się na samym początku jego nauki w gimnazjum katolickim St. Cuthbert’s. Zauroczony Beatlesami i Stonesami wnikliwie rozgryzał techniczne tajniki muzyki słuchając jazzmanów, zwłaszcza basistów. Stąd też jego kolejnym ( po gitarze) instrumentem stała się gitara basowa, potem kontrabas. Sting był wtedy częstym gościem w pubie The Wheatsheaf, miejscu spotkań muzyków grających tradycyjny jazz. W pubie działała sekcja rytmiczna The Phoenix Jazzman, której basista pozwalał Stingowi, by okazjonalnie go zastępował. Wkrótce Sting na stałe dołączył do składu tej grupy stając się lokalną gwiazdą. Co ciekawe, właśnie wtedy Gordon M. Sumner otrzymał swój artystyczny pseudonim – Sting. Grywał jeszcze przez krótki okres dixieland w grupie The Riverside Men, by w 1972 roku założyć swoje autorskie trio Last Grupa ( pierwowzór późniejszego The Police). Zrealizował pierwsze nagrania w stylistyce nawiązującej do modnego już wtedy fusion oraz jazz – rockowych brzmień takich formacji jak Return To Forever (Chicka Corei) oraz Weather Report – Wayne’a Shortera i Joe Zawinula. Zespół Stinga odniósł sukcesy: biorąc udział w prestiżowym The Pau Jazz Festival oraz realizacją trasy koncertowej w hiszpańskim Bilbao .Kolejnym etapem muzycznej aktywności Stinga była formacja The Police, a potem już solowa kariera obejmująca autorskie pomysły realizowany przez tego wybitnego artystę. Co ciekawe, mimo oczywistej rockowej ortodoksji Sting bardzo często sięgał po jazzowe skojarzenia oraz inspiracje.Pierwszą, ważną okazała się (w 1985 roku ) płyta ” The Dream of The Blue Turtles„, nagrana z gościnnym udziałem słynnych muzyków jazzowych – perkusisty Omara Hakima i saksofonisty Branforda Marsalisa. Odtąd brzmienie zespołu Stinga na lata zdominowane zostało mariażem rocka, jazzu i muzyki rozrywkowej. Sukces solowego debiutu został wkrótce zdyskontowany trasą koncertową, udokumentowaną dwupłytowym wydawnictwem ” Bring On The Night” oraz, noszącym taki sam tytuł, filmem dokumentalnym Michaela Apteda. Filmowy zapis pierwszej solowej trasy koncertowej okazał się wielkim sukcesem artysty. Sting wykonywał wówczas utwory zarówno z autorskich płyt solowych jak i z repertuaru The Police .Ponownie wraz ze Stingiem na estradzie znaleźli się wybitni jazzmani m.in. Branford Marsalis, Omar Hakim, Darryl Jones oraz nadworny pianista zespołów -Stinga ( ale także Wyntona i Branforda Marsalisów) – Kenny Kirkland.
Dwa lata później ukazał się bestsellerowy, studyjny album ” Nothing Like The Sun” nagrany z plejadą gwiazd jazzu ( K. Kirkland, B. Marsalis, Mino Cinelu, Hiram Bullock, orkiestra Gila Evansa). Najbardziej rozpoznawalnym przebojem albumu okazał się nie tylko „ Englishman in New York” z solową, jazzową improwizacją Branforda Marsalisa , ale także hendrix’owski „ Little Wing” w orkiestrowej aranżacji Gila Evansa. Praca z wybitnym pianistą i aranżerem jazzu , Gilem Evansem przyniosła Stingowi sporo satysfakcji, skoro zdecydował się na realizację koncertu (wydanego na płycie i DVD) „ Strange Fruit – Live At Perugia Jazz Festival” z udziałem m.in. saksofonistów Johna Surmana, George’a Adamsa, Branforda Marsalisa, trębacza Lew Soloffa, mistrza syntezatorów Gila Goldsteina oraz …Urszuli Dudziak. Obok standardów jazzu ( przepiękny „ Strange Fruit „ z repertuaru Billie Holiday) ,doskonale, jazzowo zabrzmiały przeboje The Police („ Rozanne”) ale także „ Little Wing ” Jimi’ego Hendrixa. Sting realizował także albumy z niewielkim udziałem jazzowej synorystyki. Płyta „ All This Time” choć zrealizowana z grupą brawurowych jazzmanów (perkusista Manu Katche, gitarzysta B.J. Cole czy trębacz Chris Botti) nie przyniosła jednak wielkich przebojów.
W ciągu kilku kolejnych sezonów zrealizował (albumy i towarzyszące wydawnictwom DVD) szereg nagrań, ukazujących jego muzyczne fascynacje oraz oczekiwania. „ Songs From The Labirinth” w duecie z Edinem Karamzovem, wirtuozem gry na tradycyjnej „lute”, „Welcome To The Voice” ( suitę nagraną m.in z Brodsky Quartet i Elvisem Costello) czy świąteczny „ If On Winter’s Night…” – album doskonale wpisujący się w świąteczno –pastorałkowy nastrój. Gitarzysta sam dobierał kompozycje. Nie silił się na ich przebojowość. Stąd może tak wiele z tradycyjnej muzyki angielskiej, elżbietańskiej . Do projektu Sting zaprosił m.in. jazzowego gitarzystę Dominica Millera, jazzowego basistę Ira Colemana i całą plejadę znamienitych instrumentalistów, grających na instrumentach z epoki. Album „Symphonicities” jest swego rodzaju klamrą spinającą całą twórczość Stinga. Z jednej strony przeboje The Police i Stinga, z drugiej orkiestrowy mariaż aranżacyjny Royal Philharmonic Orchestra. Zabrakło tylko odrobiny jazzu , choć w nagraniu i koncercie wzięli udział m.in. Ira Coleman ( był z Dee Dee Bridgewater na koncertach Ery Jazzu) oraz fenomenalny gitarzysta Dominic Miller, pozostające nadal w cieniu wielkiego mistrza .
Warte odnotowania stało się oddalanie Stinga od jazzowych fascynacji, od rockowych standardów i balastu przebojów The Police. Sting coraz wyraźniej zmierzał ku muzycznym obszarom, które wyznaczała nobliwa oficyna fonograficzna Deutsche Grammopfon. Z jazzmana i rockmana stał się eksperymentatorem na polu tzw. muzyki klasycznej.