Na początku 1980 roku, w  „Los Angeles Times” przeczytałem: Ron Carter – Jazz, Another Rascism. W wywiadzie udzielonym krytykowi jazzowemu, Leonardowi Featherowi, Ron Carter otwar­cie mówił o specyficznym rodzaju dyskryminacji: o jazzie jako formie kulturowej separacji Czarnych muzyków do amerykańskiego świata Białych. „ Nie będę mówił o jazzie – powiedział wtedy – bo jesteś Biały, i tak nic z tego nie zrozumiesz! Patrzycie, słu­chacie i piszecie syntetycznie – nic na dobrą sprawę z te­go nie rozumiejąc. Jestem Czarnym muzykiem, ale dopiero od niedawna mogę tak otwarcie o tym wszystkim mówić. Od niedawna mogę bowiem manifestować moją „ black tradition ”. Korzenie tej manifestacji tkwią bardzo głęboko w nas sa­mych i wywodzą się z jednego pnia. Wywodzą się z dyskrymi­nacji i są niczym innym, jak tylko naszą odpowiedzią na nią”.

Ron Carter należy do najwybitniejszych kontrabasistów w całej historii jazzu. Dysponuje oszałamiającą techniką, której jednak nie nadużywa, koncentrując się przede wszystkim na pracy w sekcji rytmicznej, grając z precyzyjnym, motorycznym time’em. Kiedy rozpoczął stałe występy z muzykami jazzowymi, w kwintecie Chica Hamiltona, miał już ponad 20 lat. Jego kariera potoczyła się oszałamiająco: w latach 60-ych współpracował z tak wybitnymi przedstawicielami nowoczesnego jazzu, jak Eric Dolphy, Don Ellis, Cannonball Adderley, Mal Waldron i Thelenious Monk. W latach 1963-68 współtworzył słynną sekcję rytmiczną Milesa Davisa, wraz z Herbiem Hancockiem i Tonym Williamsem; stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych muzyków sesyjnych i na swoim koncie ma kilkaset płyt. Koncertował i nagrywał z takimi artystami, jak George Benson, Stanley Turrentine, New York Jazz Sextet/Quartet, Sonny Rollins, V.S.O.P. (Carter, Hancock, Williams, Wayne Shorter i Freddie Hubbard), McCoy Tyner i Milestone All Stars. Napięty terminarz miał w kolejnych dekadach