Fascynacja nagraniami ulubionego idola doprowadzić może często do ich przekornej interpretacji lub oczywistego „wygrania się”  pomysłem lub prostym odśpiewaniem. Wokalistka Marta Rubin podeszła do swojego rozmiłowane w muzyce Stinga z określoną pokorą oraz ambicją autorskiego rozkołysanie jego przebojów. „Wraz z jazzową harmonią i moją nieodpartą słabością do Stinga – mówi Marta Rubin – wybór piosenek na album był bardzo naturalny. I choć wciąż są tak różne w stylu, to po prostu tak lubię”.  Piosenki mogły by  stać się nachalnym bawieniem się „coverami”, ale Marta Rubin rozbudziła swoje muzyczne pożądanie o dwa ważne – i  w przypadku całej sesji – elementy. Po pierwsze rozbudowała repertuar nie tylko o ulubione kompozycje Gordona „Stinga” Sumnera, ale sięgnęła także po inne – utrzymane w podobnej stylistyce – standardy jazzu ( „Ain’t Mishbehavin”, „Cry Me a River” „”Body and Soul”), wielkie przeboje („I Can’t Make You Love Me” Bonnie Raitt) a nawet kultowy, beatlesowski „While My Guitar Gently Weeps”. Do tego doborowe, jazzowe trio : basista Piotr Lemańczyk, perkusista Adam Czerwiński oraz gitarzysta Marcin Wądołowski. Śpiewająca ( i grająca na gitarze) Marta Rubin bawi się zatem znanymi tematami, pięknie je „rozgrywa” , tworząc wspólnie nastrój subtelnej, poetyckiej i melancholijnej ballady. „ Kiedyś odłożyłam marzenie na półkę. Gdzieś wysoko, poza zasięgiem wzroku, gdzie pomału osiadał na nim kurz. Dlaczego? Hmm… studia, praca, rodzina – wymówek przecież nigdy nie brakowało. Ale półka pozostała. I nie dawała o sobie zapomnieć. Aż w końcu pojawił się moment, gdy ktoś tak po prostu powiedział proste, ale magiczne słowa: marzenia trzeba spełniać… i tak rozpoczęła się cudowna podróż…” – mówi o projekcie Marta Rubin. „The Way I Like It” jest zatem sesją niezwykle wyrazistą, przemyślaną i z wielkim, osobistym zaangażowaniem i emocją zaśpiewaną. Wokalistka nie sili się na jakąś „rewolucyjną  oryginalność”, jest przez to  w swoich subtelnościach niezwykle autentyczna i prawdziwa. Brzmienie trio jest przeto pięknym dopełnieniem jej oczekiwań, ale i strukturą, do której wokalistka przymila się w przeuroczy sposób. „ Nie sposób nie wspomnieć tu o wspaniałych muzykach, którzy gościnnie wsparli mnie w tym projekcie nie tylko instrumentalnie, ale też dużą dawką doświadczenia i optymizmu, bez których ten projekt nigdy nie zaistniałby w takim kształcie” – komentuje sesję wokalistka.

Dionizy Piątkowski