Charyzmatyczny Rusty Ends  jest ewenementem i autentycznym ogniwem łączącym amerykański rock i blues lat 50-tych i 60-tych z dzisiejszym brzmieniem tradycji „americana and roots”. Rusty Ends swojego fachu nauczył się jako nastolatek, grając w barach i tawernach Dixie Highway między Louisville i Fort Knox. Publiczność składała się tam głównie z żołnierzy, motocyklistów, robotników, cwaniaków i zalotnych kobiet. Zespół musiał grać połączenie bluesa, soulu i country i robić to wszystko w rytm, który pozwalał tancerkom topless wirować na ladzie suto zastawionego baru. Tak właśnie Rusty Ends, znany ze swoich umiejętności gry na gitarze i unikalnego połączenia rocka, bluesa i soulu, zbudował swoją legendę. Od skromnych początków, występów w barach i tawernach wzdłuż Dixie Highway, po nagranie z The Drifters i The Coasters.

Zaproszenie do The Premiers, popularnego zespołu klubowego, zapoczątkowało długą karierę na scenie klubowej Louisville. W 1969 roku gitarzysta i wokalista  odbył swoją pierwszą sesję nagraniową w Phillips International Recording Studio w Memphis z zespołem Cooper ‘n’ Brass . Płyta nosiła tytuł „Does Anybody Really Know What Time It Is” i odniosła regionalny sukces na południowym wschodzie i strała się jednym z najpopularniejszych albumów w klubach tanecznych na północnym wschodzie Ameryki. Na początku lat 90-tych Ends związał się z Rusty Spoon Blues Band, pisał zgrabne piosenki, wspierał kilku legendarnych wykonawców, w tym The Shirelles, The Drifters, Bobby Lewisa, The Coasters, The Marvelettes i The Little River Band. Na festiwalach bluesowych grał obok  Koko Taylor, Otisa Rusha, The Excello Blues All Stars, nagrywał z Kelly’m Richey’em, Robbiem Bartlettem, Wayne Young’em i bluesmanem Eddiem Kirklandem. Około 2010 roku Rusty Ends zniknął ze sceny muzycznej: krążyły pogłoski, że zamieszkał w Everglades i studiował indiański mistycyzm. Pojawił się ponownie pięć lat później, kiedy jego długoletni przyjaciel i muzyk David Zirnheld, poprosił go, aby grał z nim na nabożeństwach kościelnych. Razem przedstawiali  unikalną mieszankę tradycyjnych hymnów i własnych piosenek. Pojawiały się coverów i kompozycje łączące rockabilly, blues, soul i autorską kombinację Rusty’ego określaną jako burgoo z Kentucky, czyli hillbilly hoo doo.

The Hillbilly HooDoo of Rusty Ends to uwodzicielska mieszanka kontrastujących muzycznych idiomów. „To połączenie korzeni aury Kentucky i rytmu voodoo Nowego Orleanu  – wyjaśnia Rusty Ends. W  tej muzyce  można usłyszeć wiele z tych różnych gatunków”. Jego pikantna muzyczna potrawa gwarantuje, że będziesz się ruszać i tańczyć od pierwszej do ostatniej nuty.Do dziś czuję się nieswojo, gdy ludzie nie tańczą. Wtedy czuję, że robię coś źle, jeśli nie mogę ich wyciągnąć na parkiet”. Rusty Ends kontynuuje swoją markę „hillbilly hoo doo” zamierzając rozkoszować się jego nieodpartą hybrydą muzyczną. „To pochodzi z jakiegoś naprawdę głębokiego miejsca. Myślę, że to forma sztuki afroamerykańskiej, która pochodzi z czegoś głęboko w ziemi. Może z czegoś naprawdę pierwotnego. Dla mnie blues to to, co sprawia, że ​​czujesz się w środku”.

Dionizy Piątkowski