Historyczne i archiwalne koncerty słynnego “Reunion Big Band” legendarnego trębacza Dizzy’ego Gillespiego zarejestrowano w czasie berlińskiego festiwalu jazzowego w 1968 roku.Artysta zdawał sobie sprawę z historycznej wizyty w podzielonym już wtedy Berlinie. Jego jazzowe dźwięki niosły zatem dużo więcej niż tylko muzykę. Nagrany na żywo koncert w filharmonii berlińskiej ( teraz wydany przez słynącą z takich rejestracji MPS Records) zawierał zestaw najprzedniejszych, sztandarowych hitów zespołu Gillespiego:  energetyczny “Things To Come”, słynny numer popisowy basisty Paula Westa “One Bass Hit” , popularny temat  “Frisco” z rewelacyjną solówką  pianisty Mike’a Longo,  latynoską kompozycję  “Con Alma”  z tańczącym ( podobno) na estradzie  Dizzy’m Gillespiem, słynne i doskonale zaaranżowane “Things Are There” i finałowe  „Birks Works” z dowcipnie rozegranym tematem przez samego lidera-kompozytora. Do tego zespół gwiazd,  m.in. trębacze Jimmy Ownes, Dizzy Reece, Victor Paz; puzoniści Curtis Fuller, Ted Kelly  i Tom McIntosh; saksofoniści – Chris Woods, James Moody, CecilPayne, Sahib Shihab i czuwający nad całością orkiestry Dizzy Gillespie oraz muzyczny szef projektu Gil Fuller.

Dizzy Gillespie (21.10.1917 – 6.01.1993) – legendarny twórca jazzu. Mówi  się  o  nim  jako  o  artyście,  który  przebył w jazzie  niezwykle  intensywną  i  pełną  innowacji  drogę.  Debiutował w swingowych  orkiestrach  Teddy’ego Hilla, Caba Callawaya i Earla Hinesa,  związał  się  z nowatorami jazzu lat czterdziestych, by stać  się  wyrazicielem  nowych  tendencji  be-bopu.  Rozwinął w artystyczną  formę latynoskie motywy i jego afro-cuban jazz stał się  przez  wiele  lat symbolem etnicznych inspiracji w jazzie.

Dizzy Gillespie pochodził z licznej rodziny. W wieku 12 lat zaczął grać na puzonie, mniej więcej po roku przerzucił się na trąbkę. Uczył się przede wszystkim sam i mimo że zdobył stypendium muzyczne, wiedzę o muzyce wolał zdobywać na estradzie. W 1935 roku porzucił uniwersytet i wyjechał do Filadelfii, gdzie występował w miejscowych grupach. Już  wtedy   styl   Dizzy   Gillespiego   odznaczał   się  ciekawymi,  nowoczesnymi  ,,zwrotami”,  nie  bardzo pasującymi do słodkich, lekkich  i przyjemnych   rytmów   swingu. To właśnie wtedy otrzymał przydomek „Dizzy”, nawiązujący do jego niebywale żywego temperamentu, po którym rozpoznawał go cały muzyczny świat. Nadał mu go trębacz, Fats Palmer, któremu Gillespie uratował kiedyś życie, wyciągając go z wypełnionego oparami gazu pokoju, podczas ich wspólnej trasy z orkiestrą Frankiego Fairfaxa. Niebywała technika zjednywała mu powszechną uwagę i w 1937 roku na przesłuchania do Nowego Jorku zaprosił go Lucky Millinder. Gillespie pracy nie dostał, ale pozostał w mieście i wkrótce otrzymał propozycję wyjazdu na trasę koncertową do Europy w formacji Teddy’ego Hilla (gdzie zastąpił swojego idola, Roya Eldridge’a).Po powrocie do USA (w 1939 roku), Gillespie grywał z różnymi formacjami, aż powtórnie trafił do orkiestry Hilla ( gdzie spotkał perkusistę Kenny’ego Clarka). Okazało się, że są pokrewnymi duszami, choćby ze względu na niechęć do schematycznej muzyki big-bandowej. Po rozwiązaniu orkiestry Hill objął posadę kierownika od spraw muzycznych w Minton’s Playhouse, gdzie pod jego rządami młodzi muzycy mieli całkowicie wolną rękę w eksperymentach muzycznych. Do bywalców klubu należeli Kenny Clarke, Thelenious Monk, Joe Guy i, nieco później także Gillespie. Na razie jednak występował z cieszącą się znaczną estymą i popularnością orkiestrą Caba Callowaya, w której rozpoczął eksperymenty ,z niecodziennym jak na trębaczy tamtych czasów ,frazowaniem. Brał również udział w sesji nagraniowej Lionela Hamptona, na której grał solo w „Hot Mallets”, uważane później przez wielu specjalistów za pierwszy zarejestrowany na płycie przykład improwizacji be-bopowej.Rok później, w 1940 roku, podczas koncertu z Callowayem w Kansas City, Gillepsie spotkał Charliego Parkera, z którym natychmiast znalazł wspólny język. Tak zawiązała się znajomość muzyków, którzy niedługo potem mieli zmienić oblicze  jazzu. W 1941 r. Gillesie został zwolniony z orkiestry po awanturze z Callowayem, która nastąpiła po jakimś scenicznym wygłupie trębacza. Gillespie wrócił do Nowego Jorku i współpracował m.in. z Bennym Carterem, Luckym Millinderem, Charliem Barnetem i Earlem Hinesem, a także śpiewakiem Billym Eckstine’em. Równocześnie prowadził własny zespół, z którym występował w klubach i nagrywał, zyskując uznanie wśród koneserów, nowocześniejszego niż Swing, jazzu( do najsłynniejszych nagrań trębacza z tamtego okresu należą „Salt Peanuts” oraz „Hot House”). W 1944 roku dołączył do składu nowego big-bandu Eckstine’a, który początkowo miał jedynie tworzyć tło dla popisów wokalnych lidera, ale dość szybko przekształcił się w prawdziwą wylęgarnię orkiestrowego be-bopu. Oprócz Gillespiego skład orkiestry zasilali, w różnych okresach, Gene Ammons, Sonny Stitt, Wardel Gray, Dexter Gordon, Fats Navarro, Howard McGhee i… Miles Davis. To także wtedy Dizzy Gillespie zdecydował się na założenie własnej orkiestry, która mimo braku sukcesu komercyjnego zdecydowanie rozwijała koncepcję big-bandowego be-bopu. Zaczął ró