Skład zespołu
Jean-Paul Bourelly – guitar, vocal
Daryl Taylor – bass, vocal
Kenny Martin – drums, vocal
Jean-Paul Bourelly – guitar, vocal
Daryl Taylor – bass, vocal
Kenny Martin – drums, vocal
Cała idea grania odwołuje się do brzmienia tria Hendrixa szczególnie z okresu płyty „Band of Gypsys”. Bourelly nie jest przy tym biernie naśladowczy, lecz wykorzystuje inspirację, skojarzenia z mistrzem do własnej kreacji. Świetnie pomagali liderowi na scenie dwaj partnerzy: grający na gitarze basowej Daryl Taylor i perkusista Kenny Martin. Nie muszą nawet na siebie patrzeć, dawać sobie znaków, żeby rozpędzić się w rozbudowanej improwizacji i na czas wrócić do głównego tematu utworu. Basista i perkusista rozsnuwają głęboką, gęstą siatkę funkowo-jazzowo-rockowego grania, na tle której Bourelly z ostentacyjnym wdziękiem prezentuje swoje sfuzzowane, chropowate bluesowo-jazzowe figury. Śpiewał zresztą również stylowo. Pokazał też, że do grania nie jest mu niezbędnych sześć strun, improwizował także na sprzęgającym wtyku do gitary, tzw. jacku, albo uderzając od tyłu w gryf instrumentu. Bourelly jest niewątpliwie sceniczną osobowością i jego koncert zdaje się być obiecującym początkiem tegorocznego festiwalu.
Nad improwizacjami wyraźnie unosił się duch Jimiego Hendrixa. Jak kiedyś, pod wpływem jego psychodelicznych wariacji, Jean-Paul porzucił lekcje gry na fortepianie, perkusji i śpiewu operowego, tak teraz co rusz nawiązuje do nich z niezwykłą sugestywnością. Trio zaprezentowało całkowicie autorską wizję funky rocka, w której nie ma miejsca na jakiekolwiek ograniczenia harmoniczne. Plątanina brzmień, często bardzo kakofonicznych i dynamicznie zmieniające się rytmy, pewnym krokiem wychodzą nawet poza muzyczne doświadczenia po LSD, z których słynął założony pod koniec lat 60. zespół Band Of Gypsys, a do którego Bourelly, Taylor i Martin wyraźnie dziś nawiązują. Kiss The Sky to muzyka, w której charakterna gitara i przejmujący głos zawsze wysuwają się na pierwszy plan. Nawet w momentach bardziej nostalgicznych i wyciszonych, nie ustępują miejsca, ani elegancko brzmiącemu basowi, ani minimalistycznym uderzeniom w bębny. Histeryczny krzyk cudownego dziecka haitańskiej diaspory. Sylabizowanie, deklamowanie i śpiewanie głosek, symultanicznie z gitarową – słodką, ale złowieszczą – melodią à la voodoo. Wreszcie energiczne uderzanie dłonią w gryf instrumentu. Wszystkie te rzeczy pokazały, że Jean-Paul Bourelly to muzyk, który „krzyczy” jazzem, wciąż pozostając wolnym od wszelkich konwenansów i koniunkturalizmów.