W przebogatej dyskografii Stanisława Soyki pojawia się album, który z różnych powodów jest inny. Jest także obrazem niezwykłych korelacji artysty z tym co najczęściej określa się jako “world music”. Tym razem  Stanisław Soyka wtopił się swoją muzyką oraz grą ( na skrzypcach!) w określony, subtelny pomysł zrealizowany wraz z egzotycznym wirtuozem gry na korze. Powstała muzyka jakiej trudno by oczekiwać od pogodnego, jazzowego i swingującego Soyki, ale  przecież album „ Action Direct Tales” jest swoistym zapisem muzycznych, wielokulturowych opowiastek, z przepięknymi narratorami-wirtuozami.

Stanisław Soyka to wybitny wokalista jazzowy, kompozytor, pianista oraz – o czym wiedzą nieliczni – także skrzypek. Soyka realizując liczne swoje projekty jest zawsze nowy oraz intrygujący, zaskakujący a jednocześnie rozpoznawalny. To artysta z wielką charyzmą i ogromnym talentem. W jednym z wywiadów powiedział „ Nie gram dla fajerwerków, nie śpiewam by się popisać. Moją ambicją i pragnieniem jest, by mój śpiew, moje pieśni dodawały otuchy, podnosiły na duchu tych, którzy przychodzą mnie słuchać. Chcę by wychodzili z koncertu pogodni i umocnieni„. Stanisław Soyka komponuje i śpiewa pieśni o miłości i o jej braku, pieśni o tęsknocie i spełnieniu, ale nie ucieka przed wielkimi problemami współczesności. W jego dorobku znajdziemy ponad trzydzieści albumów, z których kilka osiągnęło multi-platynowe nakłady. Nigdy nie poddał się modom i trendom. Wypracował swój własny język muzyczny przez co należy do grona artystów, których styl rozpoznaje się od pierwszych dźwięków, a bogactwo repertuaru  jest imponujące.

Nie dziwi zatem, że kolejny projekt Soyki jest sporym zaskoczeniem dla entuzjastów jego pogodnej, swingowej muzyki. Stanisław Soyka, teraz w kreacji kompozytora i skrzypka, wtapia się w etniczno-folkloryzujący patos i tworzy niezwykłe, subtelne muzyczne opowieści. Dla takiej właśnie artystycznej narracji zaprosił Buba Badjie Kuyateha – artystę z Gambii, wirtuoza gry na egzotycznej korze. Buba Badjie Kuyateh pochodzi z afrykańskiego  Brikama w Gambii. Jest potomkiem rodziny griotów, którzy w Zachodniej Afryce stanowią cech mistrzów muzyki i strażników ustnej historii. Jest także synem  Tuti Kuyateh – znanej w Gambii śpiewaczki. Griotami są także ojciec Kausu Kuyateh oraz wuj Dembo Konte. To oni wprowadzili go w tajniki muzyki oraz opanowania gry  na korze. W rodzinnej  Gambii Buba Badjie Kuyateh jest uznawany za jednego z najbardziej utalentowanych muzyków nowej generacji, związany jest mocno z tradycją oraz pozostaje pod wpływem nowych nurtów artystycznych, często przenikających w jego muzyce poprzez inspiracje tzw. kultury Zachodu.  Uchodzi za mistrza  „ african funky style” i jest osobą niezwykle znaną i popularną w swoim kraju.  W 2012 roku wyruszył do Europy: jego ważnym przystaniem okazała się Warszawa. Tutaj założył zespół Bantambo  (fuzja kory, funku i jazzu), koncertował też z polskimi artystami takimi jak: Maria Pomianowska, Marcin Masecki, Włodzimierz Kiniorski oraz – co okazało się niezwykle ciekawe – nawiązał współpracę ze Stanisławem Soyką.

„ Bubę B. Kuyateh poznałem w Café Baobab, senegalskiej klubokawiarni na mojej ulicy Francuskiej w Warszawie – wspomina Stanisław Soyka .Odkąd Baobab istnieje, a będzie to już dziesięć lat, na Saskiej Kępie zaczęli pojawiać się warszawscy Afrykanie.  Senegalczycy, Gambijczycy, Malijczycy, ale i Nigeryjczycy, ludzie z Mauritiusa i wielu innych stron Afryki. Pięć, może cztery lata temu, latem w weekendy Aziz (właściciel miejsca) zaczął organizować afrykańskie koncerty uliczne. Jako sąsiad chętnie witałem te spotkania najpierw jako słuchacz, a wkrótce także uczestnik tych muzycznych spotkań. Dla nich odkurzyłem moje skrzypce i zacząłem dołączać. To były chwile fascynujące. Któregoś razu pojawił się nowo przybyły z Gambii korysta, griot Buba Badjie Kuyateh. To spotkanie zaowocowało kilkoma innymi. Tu i ówdzie. Dni Kultury Afrykańskiej w Warszawie, jakiś folk festiwal w Sandomierzu, prywatne spotkanie majowe u Jacka Kleyffa. Poczuliśmy z Bubą jakąś więź mimo obcości. Nie znałem jego pieśni, ale i on nie znał niczego z moich stron, jednak ładunek emocjonalny podczas tych spotkań mówił: trzeba coś razem zagrać. Sam na sam. Kora i skrzypce, spotkanie dalekich światów. Muzyka nie zna granic. Dla mnie spotkanie z griotem grającym na korze (zachodnio afrykańskim instrumencie dworskim) było eureką. Umówiliśmy się, że się spotkamy w studio. Byłem przekonany, że takie spotkanie ma sens i wróży ciekawy rezultat. Wiosną wczesną 2016 roku doszło do spotkania w Studio Załuski. Siedząc pod mikrofonami uzbrojeni we własne umiejętności, wrażliwość muzyczną, talenty improwizatorskie, oceany dobrej woli – zamieniliśmy się w słuch. Action direct/akcja bezpośrednia to nic innego jak muzyka improwizowan. Zastanawiałem się po udanej sesji, co z tym zrobić. Zaprezentowałem nagrania przyjaciołom, różnymi innym cywilom a w końcu wierchuszce Universal Music Polska, z którym to wydawnictwem łączą mnie przyjacielskie związki. Wszyscy byli na tak. Griot to opowiadacz historii rodziny, plemienia. Kora to instrument strunowy szarpany. Strun 24. służy opowieści. Nasze nagrania to siedem opowieści i jedna staro-afrykańska pieśń ludowa. Ta sesja w Studio Załuski, to dowód na to, że muzyka jest językiem uniwersalnym. W Cafe Baobab można porozumieć się po polsku, po angielsku, a i po francusku. Kiedy jednak „moi warszawscy Afrykanie” rozmawiają językiem wolof – porozumienie się urywa. Jesteśmy daleko od domu. Jednak jest język, który nas łączy przyciąga do siebie, jakoś cholernie zaciekawia. To jest muzyka”.

Dionizy Piątkowski