z Dionizym Piątkowskim rozmawia Magdalena Ciesielska
W zeszłym roku w lutym i marcu żyliśmy przygotowaniami do festiwalowej Ery Jazzu, na której miały pojawić się takie gwiazdy jak: Kandace Springs, Espen Eriksen Trio, Grit Ensemble, Andrea Motis. Epidemia, a później już ogłoszona pandemia, zniweczyła te plany. Jaka była wówczas Pana pierwsza myśl na ten nazwijmy „muzycznych krach”?
Na początku lutego 2020 roku wróciłem ze Stanów po ogromnej dawce koncertowej i wydawało się, że natychmiast wpadnę w ten sam rytm w kraju. Pierwszym niepokojącym symptomem było moje „zapalenie płuc” i kilka tygodni walki z chorobą, którą wtedy tajemniczo zapowiadano jako „covid”. W marcu nikt już nie miał wątpliwości, że nadciąga żywioł, który zniszczy wszystkie plany. Przygotowywany przez cały rok wiosenny festiwal Era Jazzu został odwołany na dwa tygodnie przed pierwszymi koncertami. Koncerty gwiazd, specjalnie przygotowywane projekty ( np. unikalny „Czas Komedy”), nagrania i wydawnictwa, kampania promocyjna oraz ogrom pracy wielu osób i firm zostały złamane. Wydawało mi się wtedy, że latem, jesienią wszystko wróci do normy i jak to po typowym „sezonie grypowym” wrócimy do normalności. Jak widzimy, tak się nie stało, stąd decyzja, by Erę Jazzu zaplanować na bezpieczniejsze terminy. Szczęśliwie , lojalnie i pragmatycznie zachowują się artyści, agencje koncertowe i promocyjne, dystrybutorzy biletów oraz sami widzowie i słuchacze, którzy czekają cierpliwie z biletami na koncerty, festiwale i wydarzenia. Potwierdzam Kandace Springs, Andrea Motis, Espen Eriksen oraz inni wielcy artyści pojawią się w Poznaniu !
Rozmawiając ostatnio z Dawidem Kostką i Jackiem Szwajem, usłyszałam, iż ten czas izolacji, braku koncertów wykorzystali na doskonalenie swoich umiejętności, na przegląd dorobku, pewnego rodzaju reminiscencje, ale także zebranie nowych pomysłów na nowy lepszy czas. Jak Pan spędza ten trudny okres bez muzycznych imprez, koncertów, spotkań z ludźmi?
Może rzeczywiście był potrzebny taki czas na przystopowanie, na umiejscowienie się w nowym rytmie życia, uporządkowania aktywności zawodowej. Dla tzw. wolnych zawodów był to początkowo czas odnalezienia się w nowej, mało natarczywej rzeczywistości, ograniczonej teraz do symbolicznych, towarzyskich spotkań, pracy w samotności, spokojniejszej amplitudy planów i pomysłów. Poza ogromem pracy, która wymagała przesunięcia terminów koncertów i festiwalu, nastał czas samoorganizacji dnia pracy, uporządkowania nawyków i zobowiązań. Kilka tygodni swoistej kwarantanny zawodowej prowadziło do ”wyciszenia”, ale liczyliśmy przecież, że za moment to minie. Z kolejnymi tygodniami, a teraz i miesiącami, nadzieja oraz optymizm związany z szybkim powrotem do zawodu stawał się coraz bardziej enigmatyczny. Wielu z nas nie potrafiło odnaleźć się w nowej rzeczywistości, narastały problemy egzystencjalne. W takich warunkach popada się w rodzaj apatii, tej rzucanej przez brak chęci i zainteresowania pracą, odpoczynkiem, który teraz staje się udręką. Kreatywność artystycznych zawodów poddana została ciężkiej próbie; brakuje nam spotkań, koncertów, rozmów i tej towarzyskiej aktywności, która buduje nasze relacje i emocje. Pracuję samotnie od zawsze i kilka dni bez towarzyskiego zgiełku jest jakimś medykamentem, ale trudno jest eksplodować, gdy dni, tygodnie i miesiące stają się podobne jeden do drugiego. To jest artystyczny „syndrom emeryta”, który wyrwany z rytmu pracy zawodowej nagle staje się „wolnym”, by po kilku tygodniach porządków w ogródku, zatęsknić za normalną pracą. Rozmawiam z muzykami, ludźmi kultury : mają podobny dylemat ! Pojawiłem się latem na kilku koncertach w tzw. reżimie sanitarnym; po za chęcią posłuchania „na żywo” wyniosłem z koncertów spotęgowany ból zabijania tego, co w muzyce jest najpiękniejsze, to znaczy emocji. Jazzowy koncert grany „on line” do pustej widowni jest jak dźwięk trąbki na cmentarzu: niby muzyka piękna, ale nastrój paskudny.
Zapewne poświęcił Pan też dłuższą chwilę na zestawienie najlepszych muzycznych kawałków, analizę nowości. Kto według Pana triumfuje z młodego pokolenia jazzmanów?
Jest oczywisty przełom w muzyce młodych, w jazzie, który jest dzisiaj sztuką akademicką, w klasycznym rozumieniu tworzenia sztuki. Początki jazzu w Polsce opierały się o entuzjazm muzyków, często z kiepskim przygotowaniem warsztatowym, którzy zapragnęli grać jazz. Milian, Ptaszyn, Komeda początkowo rozgryzali jazz „po swojemu”, by dopi