Parokrotnie miałem przyjemność uczestniczyć w niezwykłych festiwalach. To atrakcyjnie, wakacyjne rejsy luksusowymi wycieczkowcami, które zabierając kilka tysięcy fanów pływają wokół egzotycznych, karaibskich wysp prezentując program koncertów, spotkań i atrakcji, jakich trudno szukać na standardowych „lądowych” imprezach. Czy jest to The Legendary Rhythm & Blues  Cruise,  Smooth Jazz Cruise  czy ozdobiony gwiazdami słynnej oficyny Blue Note Records – Blue Note Celebrity Cruise, zawsze gwarancją tych podróży jest dobór artystów z najwyższej półki.

Pomysł na festiwalowy rejs jest prosty: zgromadzić popularne gwiazdy, dobrać do tego artystów odnajdujących się w wielu stylistykach i znaleźć „master of ceremony” dla całego rejsu. Do tego kuratela prestiżowej wytwórni lub popularnego nowojorskiego i londyńskiego klubu. Tak najogólniej można rozpracować szkielet pomysłu, gdzie frontmanami koncertów są niekwestionowane gwiazdy jazzu: Pat Metheny, Terence Blanchard, Robert Glasper, Gregory Porter, Dianne Reeves, Chucho Valdes, Lalah Hathaway, Joshua Redman, Canfy Dulfer, The Bad Plus lub bluesa: Taj Mahal & The Phantom Blues Band, Booker T. Jones, Robert Cray, Tommy Castro,  Shemekia Copeland czy Fabulous Thunderbirds i Los Lobos. Pojawiają się także mniej znani, doskonali muzycy oraz wschodzące gwiazdy; podczas Blue Note Celebrity Cruise prezentowali się saksofonista Marcus Strickland, kubański pianista Harold Lopez-Nussa, wokalistka Kandace Springs czy wyśmienity pianista James Francies. Mistrzem ceremonii jest –  w rozlicznych wcieleniach i zespołach –  Marcus Miller a nad całością wieczornych koncertów czuwał legendarny David Sanborn.

Ogromny wycieczkowiec zabiera na swój pokład ponad dwa i pół tysiąca pasażerów, obsługiwanych przez kilkuset – osobową załogę i  prawie dwustu muzyków. Statek jest pięcio-gwiazdkowym, pływającym hotelem z ekskluzywnymi restauracjami, salami koncertowymi oraz klubami. Atmosfera przepychu i wakacji udziela się  wszystkim gdy transatlantyk wyrusza z Florydy w swą jazzową podróż, zawijając po drodze na Bahama, Curacao, Arubę, Puerto Rico, Haiti, Dominikanę, zgrabnie bujając się w rejonie Trójkąta Bermudzkiego. Pulsem rejsu nie są egzotyczne porty na Karaibach, ale muzyka, która dzieje się od wczesnego rano po – kończące się nad ranem – koncerty. Publiczność nie traktuje podróży jako swoistych wakacji. Sale koncertowe, kino, spotkania z muzykami, jam-sessions tętniły kompletem słuchaczy i tylko pilnie przestrzegany harmonogram koncertowy pozwala odnaleźć się na prawie każdym koncercie. Główne i galowe koncerty odbywają się w ogromnej sali teatralnej, układem i wielkością przypominającą Salę Kongresową. Do tego kilka dodatkowych scen rozlokowanych w barach, salach konferencyjnych, pubach i na głównym pokładzie. Niepowtarzalność tego swoistego „festiwalu na morzu” polega przede wszystkim na przeogromnym nagromadzeniu muzycznych prezentacji w warunkach, sytuacjach i na estradach jakich trudno szukać na innych imprezach. Już sam fakt, że wszyscy na statku stanowią jedna, wielką jazz- rodzinę stwarza niepowtarzalną atmosferę  niekończącego się jam-session. Marcusa Millera spotykasz nie tylko na estradzie, w czasie ciekawych spotkań z muzykami, fanami czy na próbie, ale  także na śniadaniu w restauracji, w windzie, na pokładzie spacerowym i w kasynie. Plotkując z nieznajomą na basenie odkrywasz, że jest to wschodząca gwiazda Kandace Springs lub słynny muzyk. Przez lata przyzwyczaiłem się do kumplowania z muzykami, z niektórymi jestem zaprzyjaźniony, a spotkania „na morzu” tylko takie przyjaźnie utrwalają.

Ekskluzywność jazzowych i bluesowych rejsów nie polega na spędzeniu tygodniowego festiwalu na Karaibach, ale przede wszystkim zdobyciu miejsca na ten niezwykły, pływający „świat muzyki”, bowiem na rok przed rejsem wszystkie miejsca  są wysprzedane. Ogromne zainteresowanie rejsami po atrakcyjnych morzach i oceanach ma swoje odniesienie w specyficznym pojmowaniu  (głownie przez Amerykanów) zwiedzania świata. Zazwyczaj amerykańscy emeryci chcą wtedy w kilka dni „zaliczyć” te magiczne miejsca, by z dumą  oświadczyć rodzinie i znajomym : tam też byłem.  Początkowo też traktowałem zaproszenia jako wakacyjny rejs, ale szybko zorientowałem się, że jest to przede wszystkim niezwykle atrakcyjny festiwal  muzyczny, z plejadą gwiazd oraz doskonałym nastrojem, znakomitym towarzystwem i wspaniałymi spotkaniami.

 

 

Dionizy Piątkowski