Czy nie czujesz się artystą, który wypadł z jazzowego obiegu i ponownie zabiega o względy publiczności i krytyków ?

Nie ! Mimo, że przez ostatnie lata mało koncertowałem i nagrywałem, to jednak cały czas byłem w obiegu. Moje kompozycje np.”Water Babies”,”Speak No Evil” znalazły się na płytach innych jazzmanów. Nagrywałem z innymi: z doskonałym pianistą Joey Calderazzo, z Billy’m Pierce’m. Moja  muzyka była grana równie często, jak przeboje rocka. Nie spotkasz jazzmana, który w ostatnich dniach nie grałby moich kompozycji.

Jednak fakty postrzegane przez fanów jazzu są inne: od ponad dwóch lat nie koncertowałeś, blisko dziewięć lat kazałeś czekać na autorski album.

Spędziłem trochę czasu, który należał się mojej rodzinie, mnie samemu. Przez ostatnie trzydzieści lat nie miałem roku dla siebie. Ta przerwa była mi bardzo potrzebna. Nie musiałem wracać do muzyki, bo to jest sens mego życia, ale musiałem być bardzo uważny, by móc natychmiast odnaleźć się w nowej sytuacji. Faktycznie, ostatni, autorski album „Joy Rider” nagrałem w połowie lat osiemdziesiątych Ale ten „ High Life”  jest czymś nowym, innym. Nagrałem dziesiątki płyt, dla jazzowej Blue Note, dla Columbii: od Milesa Davisa po Weather Report, ale „High Life” jest dla mnie ważnym albumem autorskim. Wiesz, że to jest mój pierwszy album, który powstał w komfortowych warunkach. Zawsze nagrywałem szybko, między jedną sesją a drugą, między koncertem  i trasą koncertową. Dopiero teraz powiedziałem sobie: stop ! Czas na precyzyjny, własny album.

W jakim stopniu „High Life” jest albumem autorskim,skoro producentem jest Marcus Miller a pianistka Steps Ahead,Rachel Z.odegrała znaczącą rolę przy jego powstawaniu ?

Marcus jest genialnym muzykiem, facetem, który słyszy wszystko i potrafi z każdej kompozycji wykrzesać cały ogień. Kiedy spotkaliśmy się w studio w Los Angeles tej wiosny, zobaczyliśmy, co może zrobić z gotowym już materiałem Marcus. Natomiast Rachel Z. doskonale wpisała się w brzmienie, jakie zaproponowałem.  Zresztą kompozycję na płytę miałem gotowe od lat. Teraz zostały tylko precyzyjnie przez Rachel opracowane. To była szalona praca; wiesz, mój „Speak No Evil”, tak chętnie grany z Milesem Davisem miał tylko 40 chorusów. Rachel wprowadzając moje kompozycje z „High Life” do komputera przygotowała ponad tysiąc doskonałych chorusów. To jest skala porównań.

Chcesz powiązać na jednej płycie to wszystko, co przez ostatnie dekady było pulsem Twojego jazzu: od Milesa Davisa, Art Blakeya po elektryczny Weather Report, modern-jazzowe sentymenty w grupach Hancocka (VSOP,Tribute to Miles) ?

„Children Of The Night” jest kompozycją, którą skomponowałem i nagrałem z Jazz Messenger’s  A.Blakeya pod koniec lat pięćdziesiątych. Teraz została odkryta na nowo. Ale nie mam sentymentów i kompleksów brzmienia sprzed lat .Jazz rozwija się dynamicznie, ale pozostaje cały czas syntezą tego, co już było. Możesz doszukać się moich fascynacji big bandami Ellingtona i Dorseya, ale jest tam także spory bagaż muzycznych impresji z pomysłów Joe Zawinula i naszego Weather Report.

Ustawiasz się w roli weterana jazzu, matuzalema, który już wszystko w tej muzyce przeżył i teraz – ot tak dla świętego spokoju – nagrywa album, który promuje w czasie długiej, czteromiesiecznej trasy.

Mam 62 lata, patrzę  na swoja muzykę z pewnego dystansu. Nie szukam muzycznych, rewolucyjnych stylistyk, choć może właśnie tak odbierany będzie „High Life”. Nasze życie to także pewna kompozycja, raz lepsza, raz fatalna. Brzmi to jak cyniczne 'bla,bla’, ale tak odbieram to, co zrobiłem i nadal robię. Często wspominam Milesa, geniusza jazzu. Przyszedł kiedyś na koncert Jazz Messenger’s  i powiedział tylko; grasz jak 'fuckin” trębacz na saksofonie, zadzwoń jutro ! Grałem z kwintetem Milesa latami i to był najciekawszy okres dla mojej muzyki. Dużo komponowałem, uczyłem się. Potem kilka lat jazzowej zabawy w Weather Report. Nie myślałem wtedy, że fusion stanie się takim ważnym trendem. Weather Report, Corea, John McLaughlin to wszystko się zagubiło, choć przez tamte lata było modne i słuchane. Kiedyś, chyba w końcu lat osiemdziesiątych, gdy już Weather Report był historią, pokusiłem się na krótki powrót do tej stylistyki. Odbyłem nawet trasę koncertową z Carlosem Santaną. Ale to mi nie leżało.

Nawrotem do tradycji jazzu stały się koncerty i nagrania z warsztatową grupą Tribute To Miles.

To był raczej hołd złożony Milesowi  przez jego muzyków : Hancocka, Cartera, Williamsa oraz młodego zdolnego trębacza Wallace Roney’a. Graliśmy ponad pół roku, ale to był kolejny powrót do ciężkiej, jazzowo-koncertowej harówki.

Czyżby zatem tytuł najnowszej płyty „High Life” miał być receptą na życie jazzmana ?

Tytuł jest przypadkowy. Może jest w tym jakaś przewrotność, tęsknota za 'high life”, ale przecież proza estradowa gna nas przez kolejne miesiące po estradach całego świata. Sam wiesz, dziecka nie można zatrzymać na pięć sekund, by nauczyć go ile jest dwa razy dwa. Wszyscy są strasznie zagonieni, gdzieś obok przelatują problemy, AIDS, rozwody, tragedie narodów i rodziny. Chcę usiąść na chwilę, posłuchać muzyki, zapomnieć.

Czy taka jest synteza muzyki Shortera’95 na „High Life”

Muzyka na tej płycie mówi o konieczności odzyskania spokoju i cierpliwości, mówi o jednej rzeczy, która dzieje się w Ameryce zbyt długo: nastawieniu na natychmiastowe spełnienie. Lubię muzykę kiedy jest pełna, kiedy przedstawia kompletny obraz. Taki jest mój jazz, który z pewnością zainteresuje nie tylko fanów modern-jazzu, Davisa, Weather Report,a le także entuzjastów smooth-jazzu i  przebojowego hip hopu.

Rozmawiał ( 1995) :

 

Dionizy Piątkowski