Skład zespołu
Jan Ptaszyn Wróblewski – saksofon tenorowy
Henryk Miśkiewicz – saksofon altowy
Robert Majewski – trąbka
Wojciech Niedziela – fortepian
Andrzej Święs – kontrabas
Marcin Jahr – perkusja
Jan Ptaszyn Wróblewski – saksofon tenorowy
Henryk Miśkiewicz – saksofon altowy
Robert Majewski – trąbka
Wojciech Niedziela – fortepian
Andrzej Święs – kontrabas
Marcin Jahr – perkusja
Ptaszyn – Mistrz nad Mistrzami. Z wiekiem coraz lepszy. Niezmiennie imponuje doskonałą pamięcią. Ma pełną kontrolę nad zespołem i zupełną swobodę w ogarnięciu olbrzymiego materiału muzycznego, złożonego z wielu fragmentów w różnych tempach, metrach, tonacjach. A wszystko to bez ani jednego skrawka papieru na scenie. Żadnych nut, pulpitów ani innych podpórek. Panuje nad tym co jest grane. Dzisiaj razem ze swoim sekstetem (a z Ptaszynem jak zwykle grywają tylko najlepsi) przewiózł poznańską publiczność po wszelkich możliwych meandrach muzycznych uniesień, rzucając nas z transu w trans, z jednego nastroju w nowy nastrój. Od śpiewności po brutalność. Od szelestów i półszeptów po masywne brzmienia pełnego sekstetu oraz pełne uniesień sola wspaniałych instrumentalistów.
W formie zamkniętego godzinnego setu wysłuchaliśmy cyklu powstałego na podstawie muzyki Krzysztofa Komedy do spektaklu „Meine Susse Europaische Heimat”. Pierwotnie kompozycje te powstały w 1967 roku jako ilustracje do wierszy wybitnych polskich poetów. Zespół Jana Ptaszyna Wróblewskiego zagrał nowe aranżacje tych utworów a zestaw jaki wysłuchaliśmy w Auli UAM był rodzajem świetnie skonstruowanej jazzowej suity o pobudzającym wyobraźnię, ilustracyjnym charakterze, wobec której chciałoby się użyć określenia: poezja bez słów.
Na „Ptaszynowym koncercie” – uwierzenie na nowo, że muzyka może naprawdę unieść ku wyżynom, dając oddech tak piękny, tak pełny i nieziemski, że nawet o kneblu na ustach uda się czasem zapomnieć! „Zakneblowani” nie byli na pewno muzycy – wolność, potęga i piękno wprost kipiały ze sceny, przypominając mi na nowo, za co tak bardzo cenię i kocham jazz! Koncert obfitował w wiele cudnych dźwięków, przepięknych melodii, lecz także niezwykłego kunsztu, czaru, magii talentu każdego z muzyków sekstetu.
Na początku artysta przeprosił, że gra na siedząco ze względu „na sprawy kondycyjne, przy czym najważniejsze, że nie na leżąco”. Następnie wykonał po raz pierwszy w Poznaniu „Moją, słodką europejską ojczyznę” Komedy. Korzystając z oryginalnych, zachowanych partytur, wykonał instrumentalną ilustrację do wierszy, które nie zawsze były skończone, niektóre były motywami muzycznymi, niektóre były złożone tylko z sześciu nut. Zagrano kompozycje, które złożyły się na jedną, spójną całość. Wydobył z nagrań słowiańsko-liryczny pierwiastek Komedy.