Herbie Hancock to genialny pianista, współtwórca sukcesów Milesa Davisa i Wayne’a Shortera, lider własnych zespołów, kompozytor standardów – m.in. „Cantaloupe Island”, „Sorcerer”, „Watermelon Man” – niedościgniony aranżer. Ale to także twórca muzyki rozrywkowej nagrywający z Carlosem Santaną, Annie Lennox czy Paulem Simonem, autor muzyki filmowej. Jednak Hancock jest przede wszystkim muzykiem jazzowym, choć w wywiadzie, który przeprowadziłem z nim w połowie lat dziewięćdziesiątych, tak mówił o sobie: „ Nie klasyfikuję się jako artysta charakterystyczny, typowy do określonych brzmień i muzycznych zadań. Muzyka jest dla mnie zbyt szerokim polem twórczym, by ograniczać się do wąskiej stylistyki, do modnego nurtu. Teraz pracuję nad kilkoma tak różnymi pomysłami, że – patrząc przez pryzmat stylistyki brzmień – jedna rzecz powinna wykluczać drugą: „Future 2 Future”, duet z Wayne’em Shorterem, standardowe trio czy wreszcie koncerty z orkiestrami symfonicznymi”.

Urodził się 12 kwietnia 1940 roku w Chicago. Jak na przyszłego jazzmana zadebiutował nietypowo, bo mając zaledwie jedenaście lat, zagrał z Chicago Symphony Orchestra koncert fortepianowy Wolfganga Amadeusza Mozarta! Dopiero przeprowadzka do Nowego Jorku całkowicie zmieniła jego artystyczne zainteresowania, marzenia i ambicje. Młody, zdolny pianista trafił na najlepszy jazzowy grunt i czasy, gdy jazz nadawał puls życiu Nowego Jorku. Plejada wspaniałych muzyków, tętniące nowoczesnym jazzem kluby i knajpy. Nowojorskie lata sześćdziesiąte wyznaczały rytm historii jazzu, lansowały młodych twórców, pozwalały na szybkie debiuty pod opieką uznanych gwiazd.

Herbie Hancock szybko odnalazł się w stolicy jazzu. Koncerty i nagrania uczyniły go już na początku lat sześćdziesiątych cenionym i modnym pianistą. Kontrakt z prestiżową wytwórnią Blue Note Records zaowocował doskonale przyjętym przez publiczność i krytyków albumem „Takin’ Off”, nagranym w znakomitym towarzystwie m.in. trębacza Freddiego Hubbarda i legendarnego saksofonisty Dextera Gordona. Z tej sesji pochodzi sztandarowa dziś kompozycja Hancocka „Watermelon Man”. Niebawem do jazzowego kanonu weszły kolejne utwory młodego pianisty, np. „The Maze” czy „Blind Man”. Duże zainteresowanie wzbudził też jego kolejny autorski album „My Point of View”. Hancock znalazł się w centrum uwagi nowojorskiej elity jazzowej, do udziału w koncertach i nagraniach zapraszali go chętnie wybitni i popularni muzycy – Sam Rivers, bebopowy wirtuoz Bobby Hutcherson i budujący dopiero swoją pozycję Wayne Shorter. Kiedy w 1964 roku pojawiły się autorskie albumy Hancocka „Maiden Voyage” i „Empyrean Isles”, krytycy byli zgodni, że nazwiska muzyków biorących udział w tych sesjach na stałe wejdą do historii, a ich gra będzie wzorcem nowoczesnego jazzu. Hancock błyszczał w świetle równie znakomitych i równie młodych muzyków: perkusisty Tony’ego Williamsa, basisty Rona Cartera i trębacza Freddiego Hubbarda. Wkrótce potem na kilka lat związał się z zespołem Milesa Davisa, który w 1963 roku zwrócił uwagę na młodego pianistę i zaprosił do udziału w swojej europejskiej trasie koncertowej.

Legendarny kwintet Davisa wywarł znaczący wpływ na rozwój nowoczesnego jazzu i stał się jednym z najważniejszych zespołów w historii tej muzyki. Czyż można wyobrazić sobie doskonalszy skład – Miles Davis, Wayne Shorter, Ron Carter, Tony Williams i Herbie Hancock ? Grupa Davisa stworzyła język nowoczesnego kwintetu z precyzyjnie pulsującą sekcją rytmiczną. Gra w tym zespole wpłynęła na całą karierę Hancocka i na jego późniejsze fascynacje muzyczne. Tam po raz pierwszy zainteresował się fortepianem elektrycznym. Ta fascynacja będzie odtąd najważniejszym motorem jego muzycznych poszukiwań. Nie zarzucając akustycznego jazzu i pianistycznej wirtuozerii, Hancock coraz częściej eksperymentował z elektroniką. Jedną z pierwszych prób był jazzrockowy album Milesa „In a Silent Way”, który był początkiem wielu elektronicznych poszukiwań. Kto wie, jak potoczyłaby się kariera Hancocka, gdyby Davis nie wyrzucił go nagle ze swojego zespołu.

Ożeniłem się w 1968 roku i wyjechałem z żoną do Brazylii – wspomina Hancock w rozmowie z „Independent Magazine”. Ale tam dostałem zatrucia pokarmowego. Miles nie uwierzył, że zatrułem się jedzeniem, ponieważ czuł, że wszyscy członkowie zespołu planują odejście”.  Miejsce Hancocka zajął wtedy mało jeszcze znany Chick Corea. “ Kiedy wróciłem, nie wiedziałem, że moje miejsce zajął już ktoś inny. Zadzwoniłem do Milesa, a on polecił mi tylko skontaktować się z agentem zespołu. Wtedy dotarło do mnie, że nie gramy już razem. Czym innym jest planowanie odejścia, a zupełnie czym innym znalezienie się poza zespołem. A jednak to wydarzenie okazało się dla mnie błogosławieństwem. Szybko założyłem własny zespół i po raz pierwszy mogłem każdego wieczora grać swoje utwory ”.

Po opuszczeniu zespołu Davisa Hancock założył własną grupę z saksofonistą Joe Hendersonem i wydał album „Fat Albert Rotunda” o jazzowym, ale i – co zaskakujące – rhythm and bluesowym brzmieniu. Fascynacja nowymi technologiami, nowoczesną stylistyką i brzmieniem spowodowała jednak wkrótce całkowitą zmianę w jego muzyce. Do nowego projektu pozyskał doskonałych instrumentalistów – Juliana Priestera, Bustera Williamsa i Eddiego Hendersona, a wkrótce również Benniego Maupina – dla których nowe brzmienia i elektroniczna stylistyka okazały się twórczym wyzwaniem. Nieoczekiwanie dla samych muzyków zespół stworzył nową jazzrockową modę, która z czasem określona zostanie jako muzyka fusion. Ulegając narastającej modzie, Hancock zdecydował się na granie na wszelkiego rodzaju instrumentach elektronicznych – od elektrycznego fortepianu po różne elektroniczne instrumenty klawiszowe, w tym syntezatory.

W 1971 roku ukazała się płyta „Mwandishi”. Z pewnością bezpośrednim impulsem do nagrania tej muzyki był zachwyt Hancocka przełomowym albumem Milesa Davisa „Bitches Brew”. Stylistyka fusion została wzbogacona rytmami funky. „ Zawsze pociągały mnie nowoczesne technologie. Prześladują mnie od lat siedemdziesiątych, gdy wydawało się, że dla muzyki nastał wyłącznie okres ekspansji nowych, elektronicznie modulowanych brzmień i że tak zwany jazz akustyczny trafi niebawem do lamusa. To była ówczesna moda i też rodzaj manifestacji: grać nowocześnie, to znaczy z wykorzystaniem całej tej ogromnej elektroniki, która sama w sobie preparowała dźwięki i brzmienia. Jazz-rock czy fusion lat siedemdziesiątych stał się jednak tylko jednym z ważnych nurtów jazzu, ale nie decydującym o jego przyszłości”.

W 1973 roku ukazał się album „Head Hunters” z elektroniczną, przebojową i taneczną muzyką. Lokomotywą komercyjnego sukcesu był utwór „Chameleon”. Hancock stał się obiektem zainteresowania środowisk pozajazzowych. Nagrał płytę z Donaldem Byrdem (album „Black Byrd”) i skomponował muzykę do filmów ” Blow-Up”, „ Fat Albert Rotunda” i „ Death Wish ” . Pod koniec 1976 roku, zmęczony swym funkowym wcieleniem i statusem jazzrockowej gwiazdy, postanowił wrócić do jazzowych korzeni. Założył zespół V.S.O.P. (Very Special Onetime Performance), w którego skład weszli jego dawni koledzy ze słynnego kwintetu Davisa. Samego Milesa zastąpił Freddie Hubbard. Entuzjastycznie przyjmowane koncerty utwierdziły Hancocka w przekonaniu, że akustyczny jazz wciąż ma wielu wiernych fanów, którzy nie poddali się modzie fusion. Kolejnym „davisowskim” zespołem Hancocka był The Quartet z trębaczem Wyntonem Marsalisem. Inna mutacja kwintetu  powstała w 1978 roku, gdy pianista zorganizował zespół V.S.O.P. 2  z udziałem Wyntona i Branforda Marsalisów. Ostatnim epizodem kwintetu były koncerty i album wydany w 1994 roku – „A Tribute to Miles” – zrealizowany w mistrzowskim składzie: Ron Carter, Tony Williams, Wayne Shorter i Hancock z udziałem młodego trębacza Wallace’a Roneya.

Herbie Hancock nie oparł się też modzie pop-jazzowej. W 1983 roku wydał album „Future Shock”, który trafił nawet na listy bestsellerów rocka. Ta fascynacja nowym brzmieniem ukazała nowego Hancocka – podążającego za nowoczesnymi stylistykami, otwartego na elektroniczno-brzmieniowy eksperyment. W tej estetyce mieszczą się nagrana w 1994 roku płyta „Dis Is Da Drum”, na której Hancock wykorzystuje modną wówczas estetykę hip-hopu, i nagrany w 2001 roku album „Future 2 Future”. Muzyczne zainteresowania H. Hancocka są wciąż bardzo różnorodne. „ Taka jest natura jazzu i nie zabiegam, by pokazywać estradowe sztuczki. Jestem bardzo zajęty, mam wiele propozycji i jeszcze więcej pomysłów. Staram się robić wiele rzeczy równocześnie i to jest w pewnym sensie źródło artystycznej kreacji. Mój kalendarz jest tak napięty i tak różnorodny, że starczyłoby pomysłów dla armii artystów”  – mówił  w 2004 roku. Akustyczny jazz cały czas jest obecny w jego twórczości. W 1998 roku entuzjastycznie przyjęty został album „Gershwin’s World” z udziałem m.in. Wayne’a Shortera, Joni Mitchell i Steviego Wondera. Płyta stała się wielkim światowym wydarzeniem i zdobyła w 1999 roku trzy nagrody Grammy. „ To był bardzo pracochłonny projekt, wymagający ogromnej dyscypliny i zapału. Kiedy nagrywałem „Gershwin’s World”, wydawało mi się, że to pomysł na studyjny album, który w wersji koncertowej będzie trudny do zrealizowania. Bardzo pomogły mi recitale, które wraz z Shorterem daliśmy z orkiestrami symfonicznymi z Chicago, Los Angeles, Bostonu”. Współpraca z Shorterem zaowocowała przepięknym albumem w duecie – „ 1+1 ”. Innym wspaniałym duetem były koncerty na dwa fortepiany z Chickiem Coreą nagrane na płycie „ An Evening with Herbie Hancock & Chick Corea”. Kolejne znakomite akustyczne projekty Hancocka prezentują perfekcyjnie zaaranżowane piosenki zagrane na jazzowo. Płyty „The New Standard ”i „ Possibilities ”, jak również -nagrodzony Grammy- album „ River: The Joni Letters ” zrealizowane zostały z całą plejadą gwiazd dzisiejszej muzyki rozrywkowej.

Pytany o największy życiowy sukces Herbie Hancock odpowiada z rozbawieniem: ” Tkwię w tym biznesie dłużej niż syntezatory”. Pogodne usposobienie ma we krwi. Od 1968 roku jest mężem Gigi, ma córkę Jessicę, która jest kimś w rodzaju jego menedżera. Jako rodzina stanowią zgrany zespół. Hancock twierdzi, że powodem harmonii w ich życiu jest buddyzm, który zaczął praktykować w 1972 roku. „ Buddyzm poszerza perspektywę – mówi Hancock.  „Próbujemy w nim zmienić zachodzące w naszym życiu wydarzenia w coś pozytywnego, tak jak się zmienia truciznę w lek. Jazz też wyrósł z trucizny, a stał się lekiem”. Salon w rezydencji Hancocka na wzgórzach Hollywood wypełniają trofea. Liczne nagrody Grammy za osiągnięcia jazzowe i R&B stoją ramię w ramię ze statuetkami „Playboya”, a zza ich pleców wygląda Oscar za ścieżkę dźwiękową do filmu Bertranda Taverniera „Round Midnight”. Na jednej z fotografii muzyk pozuje do zdjęcia z Billem Clintonem. A na zewnątrz domu wisi ogromny dzwon – prezent od organizatorów Festiwalu Jazzowego w Montreux.

Dionizy Piątkowski