W pięćdziesiątą rocznicę tragicznej śmierci Krzysztofa Komedy – Trzcińskiego (27.04.1931 – 23.04.1969) trwa prawdziwy festiwal jego muzyki a UNESCO ustanowiła 2019 Rokiem Komedy. To niezwykła nobilitacja dla polskiego muzyka i kompozytora, ale także i dla naszego jazzu.
W polskim jazzie wiele kompozycji Komedy na status kultowych standardów, chętnie do swojego repertuaru włączają je nasi muzycy: „Astigmatic” grany jest dzisiaj przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Wojtka Mazolewskiego, „Ballad For Bernt” w nowatorskiej interpretacji Oleś Brothers, „Crazy Girl” rozbrzmiewa na płytach Wojciecha Staroniewicza i Michała Urbaniaka, „ „Svantetic” interpretuje Leszek Możdżer. Niezwykle trudna „Kattorna” znalazła się zarówno w repertuarze Czesława Niemena ( „Kattorna/ Pamflet Na Ludzkość”), jak i Adama Pierończyka i Macieja Obary. Swoje autorskie albumy „komedowskie” zrealizował Leszek Możdżer ( „Komeda”), Tomasz Stańko ( „Litania”) czy Simple Acoustic Trio Marcina Wasilewskiego („Komeda”). Rekordy popularności bije słynna ballada z filmu „Rosemary’s Baby” czyli kompozycja Komedy „Sleep Safe and Warm” grana i śpiewana przez prawie wszystkich. Kompozycje Krzysztofa Komedy pojawiają się także na płytach polskich artystów rozrywkowych (np. piosenek Komedy z tekstami Wojciecha Młynarskiego w wykonaniu gwiazd rodzimej estrady: od Ewy Bem po Ryszarda Rynkowskiego). Choć ta „komedowska” klęska urodzaju jest zdecydowanie domeną polskich twórców oraz wyrazem poszanowania, hołdu i zachwytu dla kompozycji wybitnego Poznaniaka, to już w repertuarze zagranicznych artystów trudnej szukać „komedowskich” inspiracji. Zazwyczaj są to składanki realizowane przez polskich muzyków ( np. Robert Majewski wraz z Bobo Stensonem, Palle Danielsonem i Joey’em Barrone na płycie „Me One And Only Love” lub „Jazz At Berlin Philharmonic” Leszka Możdżera, Michaela Wollny’ego oraz Iro Rantala). Odnalazłem także „komedowskie” kompozycje na płytach Joachima Kuhna („Beauty & Truth”), Michaela Naury („Country Children”), Espena Ericksona ( „What Took You So Long”), Duke’a Pearsona („I Don’t Care Who Knows It”), Larsa Danielssona i Paolo Fresu („Summerwind”) a nawet takich gigantów jazzu jak Charlie Byrd ( „The Great Byrd”) czy Zoots Sims („Zoot At Ease”). Z pewnością ewenementem jest włączenie do repertuaru Radio String Quartet kilku kompozycji Komedy i premiera programu „Komeda & More” na festiwalu Ery Jazzu.
Być może kompozycje Krzysztofa Komedy wymykają się jazzowych aspiracjom muzyków na świecie, albo są zbyt słabo eksponowane jako standardy ( jak jest w przypadku np. kompozycji innego, słynnego rodaka Bronisława Kapera). Z pewnością na muzyce Komedy ciąży znamię „muzyki filmowej” a nie kompozytora jazzowego. Autor kilkudziesięciu „ścieżek dźwiękowych” do filmów, baletów i dokumentów jest doskonale znany w świecie filmu, mniej jest odbierany – jak to ma miejsce w kraju – także jako kompozytor i muzyk jazzowy. Faktycznie, żaden inny polski jazzman nie wywarł równie ogromnego wpływu na nowoczesną, polską, muzykę jazzową, jak artysta z Poznania. Choć jego muzyka jest, w formie i fakturze, muzyką jazzową – to Komeda nie jest postrzegany jako artysta jazzu. Mówienie zaś, zwłaszcza w odniesieniu do światowej kariery – o Komedzie, jako jazzmanie jest zatem sporym uproszczeniem. Krzysztof Komeda Trzciński był doskonałym kompozytorem, zgrabnie wplatającym jazz w swój muzyczno-ilustracyjny patos. Choć nigdy nie osiągnął wirtuozerskiej techniki gry na fortepianie, to wypracował rozległy język muzyczny; własny styl: niezwykle romantyczną kompilację be-bopu, coolu-jazzu, awangardowej struktury free oraz niezwykłej słowiańskiej melodyki. W prostocie, powściągliwości i oszczędnym, ale precyzyjnym doborze środków wyrazowych znalazł Komeda siłę i wartości, które zadecydowały o niepowtarzalnym charakterze jego muzyki.