Zgodnie z tytułem nowa książka Dionizego Piątkowskiego o Komedzie (poprzednią, „Czas Komedy”, wydał w 1993 roku) nie jest biografią. Owszem, autor zarysowuje na kilku stronach sylwetkę artysty, ale właściwym tematem jest obecność muzyki polskiego pianisty i kompozytora w fonografii. Jego własnemu dorobkowi nagraniowemu, zrealizowanemu przez samego Komedę lub zespoły pod jego kierownictwem, poświęcony jest rozdział „Komeda gra Komedę” (str. 19-110). Ciekawe, że choć za życia pianista wydał stosunkowo niewiele, w jego dyskografii faktycznie nietrudno się pogubić. Liczba wznowień, edycji kompletnych, antologii, kompilacji, wydań pirackich i innego rodzaju fonogramów jest tak duża, że może przysporzyć problemów nawet specjalistom. Piątkowski porządkuje ten materiał, układa chronologicznie, do każdej pozycji dołączając okładkę i kluczowe dane, jak wydawca, data, spis utworów i skład – zwykle kompletne. Co ważniejsze, każde wydanie opatruje swoim autorskim komentarzem, czasami opisując okoliczności sesji nagraniowej, niekiedy podając szczegóły techniczne dotyczące nowego wydania, a często też odnosząc się do samej muzyki Komedy. Przechodząc przez kolejne karty książki obserwujemy zmieniające się mody wydawnicze i edytorskie, ale przede wszystkim narastającą potrzebę usystematyzowania dziedzictwa Komedy oraz żmudnej pracy w radiowych i telewizyjnych archiwach w poszukiwaniu zaginionych materiałów. Przykładem tego może być niestrudzona działalność oficyny GAD Records i jej ostatnie Komedowskie wydawnictwa: „Mam tu swój dom” oraz „Live In Praha 1964”. Ta część książki jest więc swoistą historią tyleż muzyki Komedy, co jej recepcji w Polsce (choć nie tylko, bo znajdziemy tu wydania japońskie, niemieckie, angielskie i inne).

Być może jeszcze ciekawszy dla wielu czytelników będzie najobszerniejszy rozdział – „Gramy Komedę!” (str. 111-230). Oczywiście, w zależności od naszej wiedzy, jego zawartość zaskoczy nas mniej lub bardziej. Jednak oprócz pozycji, które zdobyły sobie zasłużony rozgłos lub przynajmniej są do dziś obecne w świadomości odbiorcy – jak „Litania” Stańki czy „Komeda” Simple Acoustic Trio – odnajdziemy tu płyty niesłusznie zapomniane. Autor bardzo trafnie wychwytuje te ważne, a niekoniecznie rezonujące do dziś wykonania, wskazując na przykład na album „Komeda Inspirations” z 2013 rokunagrany na organach kościelnych przez Jana Bokszczanina.Wpływ Komedy jako kompozytora już nie tylko na polski, ale i światowy jazz jest oszałamiająco duży – ta dyskografia pozwala sobie to uzmysłowić, jeśli ktoś miał jeszcze co do tego wątpliwości. Lista wielkich osobistości, które sięgnęły po komedowski repertuar (zwykle po Rosemary’s Baby, ale nie tylko), jest długa i zaskakująca. Jego utwory nagrywają reprezentanci zupełnie niejazzowych stylistyk, jak wiolonczelista Andrzej Bauer (Komeda w otoczeniu Gesualda Da Venosy, Luciana Beria i Steve’a Reicha!), czy – oczywiście – Mike Patton z zespołem Fantomas.

„Komeda on records” to znakomita pozycja dla poszukiwaczy muzycznych osobliwości i ciekawostek – a to natkniemy się na projekt specjalny Polish Jazz Quartet tworzony przez muzyków francuskich, a to na The Komeda Project australijskiej pianistki czeskiego pochodzenia Andrei Keller i czeskiego imigranta w Australii, trębacza Miroslava Bukovsky’ego… Ale nie będę wymieniał dalej, bo właśnie na takich odkryciach polega przyjemność obcowania z tą książką. Jedna uwaga – aż chciałoby się przeczytać, co autor myśli o niektórych propozycjach, ale sądów wartościujących prawie tu nie znajdziemy. Można by (tylko odrobinę złośliwie) wysnuć wniosek, że Komeda był tak genialnym kompozytorem, że każda interpretacja jego utworu jest przynajmniej przyzwoita. Dionizy Piątkowski nie odczuwa jednak potrzeby pastwienia się nad mniej udanymi nagraniami. Rozumiem ten punkt widzenia. Niemniej, biorąc poprawkę na wyrozumiałość autora i tak można na podstawie poziomu zdradzanego przez niego entuzjazmu wyczytać to i owo między wierszami.

Wszystkie pozycje pojawiające się w dwóch centralnych rozdziałach zebrane są raz jeszcze w przejrzystym, uproszczonym zestawieniu pod koniec książki. Towarzyszy im wykaz filmów ze ścieżką dźwiękową pianisty, filmów o samym Komedzie oraz dwustronicowa bibliografia. Kim był dla polskiego jazzu Komeda i czym jest dzisiaj jego legenda – tego akurat na łamach Jazz Forum nie musimy sobie wyjaśniać. Jednak jego oddziaływanie wykracza daleko poza środowisko fanów jazzu – i to nie tylko z powodu sławy kompozytora muzyki filmowej. Dla wielu osób fascynująca postać Komedy była kluczem do wejścia w świat muzyki jazzowej (mam na to dowody) – podobnie jak było w przypadku Milesa Davisa i, najprawdopodobniej, będzie w przypadku Tomasza Stańki. Niewykluczone więc, że „Komeda on records” nie jest wyłącznie pozycją obowiązkową dla komedologów, ale też książką-zaproszeniem dla tych wszystkich, którzy przygodę odkrywania tej muzyki mają jeszcze przed sobą.

Dionizy Piątkowski