Niezwykle pogmatwane są losy muzyków jazzowych. Najgorsze to te, których rytm wyznacza nagła choroba i przerażenie wszystkich wokół oraz oczywista troska o los artysty. Niezwykłą walkę stoczył wybitny polski perkusista Eryk Kulm, który wsparciem rodziny i – w pewnym sensie – niepokojem środowiska jazzowego powrócił z przeokropnej krainy autorskim, niezwykle osobistym muzycznym doznaniem, albumem „Private Things”. To jest specyficzne memento wybitnego artysty i obraz jego skupionego pojmowania własnego jazzu.
„Private Things” nie są muzycznym zatroskaniem, ale wspaniałą sesją z niezwykle ciekawymi pomysłami i kreatywną muzyką, która wymyka się prostej klasyfikacji. „Prywatne sprawy” Eryk Kulm komponował z rozsądkiem, mając z pewnością na uwadze nie „środowiskowy lament”, ale ważny artystyczny przekaz. Słucham tej płyty z radością postrzegania nowoczesnego jazzu, muzyki, którą perkusista tworzył w niezwykle trudnym dla siebie okresie. To także rodzaj „new things”, które Eryk Kulm wraz ze swoim kwintetem Quintessence brawurowo rozgrywa z poszanowaniem nowoczesnej harmonii, barwami i strukturami dzisiejszego jazzu oraz pomysłami, które ujęte w karb precyzyjnej improwizacji jawią się jako niezwykły „katharsis” i radość tworzenia oraz bawienie się dźwiękiem.
„Ta płyta jest dla mnie bardzo ważna z wielu powodów- mówi o projekcie Eryk Kulm. Najistotniejszym jest chyba to, że po raz pierwszy są to moje utwory i bardzo się z tego ciesze. To muzyka, którą sam wybrałem i jest to metamorfoza, którą przeszedłem przez ostatnie lata, decydując się na nagranie takiego właśnie albumu. Powstał on ze swego rodzaju zapisków. Leżąc w łóżku nuciłem, śpiewałem do dyktafonu, nagrywałem te wszystkie strzępki i starałem się potem je złożyć w utwór, w temat. Jakiś czas to trwało”.
Eryk Kulm to wybitny perkusista wyrosły ze środowiska gdańskich jazzmanów. Na ogólnopolskiej scenie jazzowej pojawił się w 1974 roku wraz z zespołem Jazz Carriers. Rok później wyjechał do słynnej Berklee College of Music, gdzie kształcił się oraz szlifował technikę oraz umiejętności grając z wieloma znakomitymi amerykańskimi muzykami jazzowymi. Pobyt w USA ukształtował charakter tego perkusisty i kiedy po 15 latach wrócił do kraju, z miejsca zasilił zespół Zbyszka Namysłowskiego. Po kilkunastu miesiącach powołał autorską grupę Quintessence, formację która natychmiast stała się wydarzeniem na polskiej scenie muzycznej. W zespole perkusista Eryk Kulm skupił wybitnych polskich jazzmanów: Henryka Miśkiewicza, Leszka Możdżera, Piotra Wojtasika, Macieja Sikałę, Wojciecha Karolaka, Jacka i Wojtka Niedzielów, Roberta Majewskiego, Andrzeja Jagodzińskiego, Piotra Barona i wielu, wielu innych. W 1992 roku Quintessence wydał album „Birthday”, który zdobył miano Albumu Roku Jazz Forum a Eryk Kulm został wybrany perkusistą roku i z ugruntowaną już pozycją wydawał kolejne, świetne albumy. W trakcie swojej wieloletniej działalności przez skład ten przewinęli się muzycy światowej renomy (Leszek Możdżer, Ed Schuller, Piotr Wojtasik, Dolph Castellano, John Ruocco), najwybitniejsi artyści rodzimej sceny jazzowej (Wojciech Karolak, Piotr Baron, Jacek Niedziela-Meira, Wojciech Niedziela, Andrzej Jagodziński, Robert Majewski, Kuba Stankiewicz, Henryk Miśkiewicz, Zbigniew Jaremko) oraz najbardziej rozchwytywani muzycy młodszego pokolenia (Paweł Tomaszewski, Paweł Kaczmarczyk, Jerzy Małek, Jan Smoczyński, Tomasz Grzegorski) oraz wielu innych. Dyskografia Quintessence obejmuje zaledwie cztery, ale jakże ważne dla polskiego jazzu, albumy : „Birthday” (1992) ,”Infinity” (1994),”Live” (1995) oraz „Back to the Presence” (2005). Teraz pojawia się kolejna odsłona kwintetu Eryka Kulma, „ Private Things”, album zrealizowany wraz z doskonałymi muzykami (Rasul Siddik – trąbka, Marcin Kaletka – saksofon tenorowy, Michał Szkil – fortepian, Michał Jaros – kontrabas oraz lider-perkusista).
Eryk Kulm, kultowy dzisiaj muzyk jazzowy, przyzwyczaił swoich słuchaczy do dłuższych przerw: znikał na moment, by pojawić się z dobrą muzyką. Przeciwności losu zatrzymały go w ostatnich latach na dłuższą chwilę, ale Eryk Kulm czuł, że musi wrócić, że coś go ciągnie. Album zaczął postawać kiedy artysta jeszcze nie mógł grać: w jego głowie pojawiały się nowe melodie, motywy które nagrywał na dyktafon. W końcu było ich tak wiele, że postawił zebrać nowy skład swojego Quintessence i zaproponować sesję, która przyniosła jego „Private Things”.