Nie pamiętam dokładnie kiedy Katarzyna Rainka pokazała mi swoje pierwsze, jazzowe fotografie. Pewnie – znając jej solidność – zaraz po którymś koncercie Ery Jazzu. Od tamtego spotkania „…jest nadwornym fotografikiem i dokumentalistą Ery Jazzu „ – jak oficjalnie ją tytułuję i przedstawiam największym gwiazdom jazzu i estrady. Czy to jest Herbie Hancock, Chick Corea, Cassandra Wilson, Marcus Miller czy Dee Dee Bridgewater, Bob Geldof, Al Di Meola, Mariza czy John Scofield- wszyscy natychmiast wyrażają zgodę fotografowanie. Ta osobliwa nobilitacje jest czymś oczywistym, bo Kasia nie jest typem nachalnego fotografika, który by złapać ujęcie pcha się na fortepian. Subtelność jej pracy pokazują fotografie: jest zawsze tam gdzie dzieje się najpiękniej, gdzie dźwięki gonią emocje a nastrój buduje się sam wraz z uciekającymi nutkami i zatrzymanym w jej kadrze obrazem. Kasia jest bezszelestna w swej dokumentalistyce muzyki, jest jak kolejny muzyk w zespole: nie komplikuje, nie buduje nerwowych barier, lecz zgrabnie i z gracją porusza się na estradzie. To jest sztuka, jakiej nauczyć się nie da. To jest talent, który poprzez takie subtelne budowanie relacji obraz-dźwięk zostaje zatrzymany w kadrze, jakiego nie dostrzeżesz już nigdy poza koncertem. Bo Kasia buduje swoimi fotografiami historie koncertu; raz są to detale ( jakiś zapomniany zeszyt nutowy, porzucony na fortepianie ręcznik, lub zawieszona na mikrofonie kurtka), innym razem najwspanialsze portrety. Może właśnie dlatego jej fotografie są najpełniejszym dokumentem koncertu; nastoju muzyki, podkreślenia i odnalezienia osobowości artysty, zbudowania niby historii utworu, niby jednego fotograficznego zapisu, który epatuje zatrzymaną w kadrze miną, uśmiechem czy nieskrywaną emocją kreacji muzyki.

Fotografie Kasi Rainka są oczywistym dopełnieniem moich koncertów i – powtarzam to zawsze – Era Jazzu byłaby uboższa o jej wielkie, artystyczne wyzwania. Kasia wie, gdzie się przyczaić, gdzie przyłapać muzyka, gdzie „złapać” go w normalnej pozie. Artystyczne portrety, koncertowe uniesienia i emocje zgrabnie łączy z dokumentem. Przy czym  nie traktuje – tak mi się wydaje- swojej wspaniałej pracy jako egzaltowanej misji. Ot, pojawia się i profesjonalnie pracuje. Uśmiecha się przy tym zalotnie, bo radość sprawia jest słuchanie muzyki i jej fotografowanie. Jest przy tym niezauważalną „ szarą myszką” każdego koncertu. Artyści wielkiego świata kochają ją za to, szanują i podziwiają. Bo jakże mogłoby być inaczej ? Nie wyobrażam sobie koncertu bez Kasi. I choć często słuchacze nie zauważą jej dyskretnego buszowania po sali i estradzie – to bądźcie pewni –  Kasia  zawsze tam jest  !

 

Dionizy Piątkowski