Ekspresyjny puzon i pomysłowe kompozycje Michała Tomaszczyka sprawiły, że instrument ten nabrał ponownie dumnego, jazzowego brzmienia. Michał Tomaszczyk to polski muzyk mieszkający w Szwecji, puzonista, kompozytor, aranżer, producent muzyczny i pedagog działający na europejskiej scenie jazzowej. Jest także puzonistą Norrbotten Big Band oraz liderem kwartetu Biotone, kwartetu J4zz PuZone i Konglomerat Big Band. Jest jednym z najaktywniejszych puzonistów na europejskiej scenie jazzowej, współtworząc zarówno projekty bliższe improwizowanego głównego nurtu, jak i muzycznej awangardy. Jego pierwsza autorska płyta „Sketches from the North” polsko-szwedzkiego duetu puzonisty Michała Tomaszczyka i kontrabasisty Pettera Olofssona została entuzjastycznie przyjęta przez krytyków i przyniosła puzoniście Fryderyka. Sesją „Sketches from the North” muzycy przebili się zgrabnie do jazzowej publiczności trudnym, ale niezwykle starannie opracowanym projektem, w którym przygotowanie techniczne, wirtuozeria gry a nade wszystko nastrój i specyficzne, subtelne brzmienie jest szczególnie ciekawie eksponowane.
Najnowsza płyta „Zadora” jest kreatywnie odważna, dojrzała i przepełniona charakterystycznym brzmieniem puzonu. Do takiej koncepcji oraz realizacji swoich kompozycji Michał Tomaszczyk zaprosił znakomitych muzykow ( Aga Derlak na fortepianie, Sebastian Kuchczyński na perkusji oraz Michał Jaros na kontrabasie). To jest precyzyjnie dopracowany, jazzowy zespół, który budując swoje postrzeganie jazzu doprasza znamienitych gości: Roberta Majewskiego na flugelhornie i Przemysława Florczaka na saksofonach. Tworzy się unikalny, subtelny, ilustracyjnie spięty z melodią ciąg artystycznych zdarzeń podporządkowanych jazzowej fakturze. To nie jest sesja improwizowanej, pozbawionej głębszej refleksji efektownej interpretacji, lecz zgrabnie przemyślana jazzowa struktura opierająca się na wzajemnym przenikaniu dźwięków i budowaniu niezwykle ciekawej stylistyki brzmień i nastrojów. O ile „Sketches From The North” inspirowany był w dużej mierze dzikością skandynawskich krajobrazów i ukazywał głębokie przywiązanie artysty do melodii, to szukania podobnych skojarzeń w „Zadora” jest już trudniejsze. Być może z analogia szukaną w mistyce skandynawskich brzmień, a być może w oczywistym, kreatywnym budowanie własnego, artystycznego świata.