W grudniu 2005 roku przedstawiałem koncert Ery Jazzu z udziałem artystów z  Nowego Orleanu. Jednak nim muzycy grupy  Joyful pojawili się w Polsce,  Nowy Orlean i Luizjanę pochłonął szaleńczy żywioł. Tajfun Katrina w sierpniu 2005 roku całkowicie pokrzyżował także nasze plany. Przez kilkanaście tygodni nie miałem kontaktu z muzykami. Tragedia stała się także udziałem artystów, których zaprosiłem po raz pierwszy do Polski z dalekiej Luizjany.

Historia Nowego Orleanu jest niezwykle skomplikowana. Składają się na nią elementy wielu diametralnie różnych decyzji administracyjno-legislacyjnych oraz osobisty ty­giel narodowościowo-kulturowy, jaki powstał w tym ważnym porcie nad Missisippi. Na początku XVIII wieku miasto znalazło sią pod panowaniem francuskiego regenta Filipa, księcia Orleanu, który z niewielkiego miasta zrobił ważny port. Koligacje dynastyczne dopro­wadziły do panowania w Nowym Orleanie hiszpańskiej rodziny Bourbonów, która na przełomie XVIII i XIX wieku zwróciła miasto i port Francuzom. Historycznym następstwem tej decyzji stał się fakt sprzedaży Nowego Orleanu przez Napoleona ( w 1803 roku, za 15 milionów dolarów) Amerykanom i odtąd miasto wraz z Luizjaną włączone zostało do Stanów Zjednoczonych. Kolejne perturbacje doprowadziły do słynnej bitwy o Nowy Orlean (1815), którą to generał Andrew Jackson definitywnie odsunął roszczenia Anglików do miasta i portu. Efektem tak wielu nagłych zmian stał się więc karko­łomny układ społeczno-kulturowy, jaki wytworzył się w Nowym Orleanie: „wymieszały się”  tam elementy wielu kultur- angielskiej, francuskiej, hiszpańskiej, „mu­rzyńskiej”  i „nowo amerykańskiej”. Na takim gruncie po­wstawać poczęły nowe formy kulturowe, które obecność swą akcentowały nie tylko w obyczajowości, budownict­wie i specyficznej kuchni, ale także i w muzyce. Na taki grunt natrafił więc dopiero co rozwijający się jazz. To Nowemu Orleanowi przypadł udział kreacji nowej muzyki i odtąd, miasto utożsamiane jest z jazzem. Wiele jest przyczyn, które zdecydowały o tym, że Nowy Orlean zyskał jazzowy status. Z pewno­ścią ważniejszą jest ta, że w Nowym Orleanie w kulturowej symbiozie żyć poczęły różne nacje i rasy. Z mariażu hiszpańskiego, francuskiego i „murzyńskiego” powstała nowa kategoria etniczna, to jest Murzyni „kreolscy”. Nie są oni, jak w przypadku Murzynów „amery­kańskich” potomkami afrykańskich niewolników. Mu­rzyni „kreolscy” uzyskiwali wolność dużo wcześniej niż potomkowie niewolników, którzy doczekali się wyzwole­nia dopiero z chwilą zakończenia wojny domowej. Murzynom „kreolskim” wolność dawano już dużo wcześniej i to głównie za zasługi w pracy na plantacjach bawełny lub za pracę w handlu i rzemiośle. Wielu z Murzynów „kreolskich”, określanych w czasach niewolnictwa „free Negro” utoż­samiało się częściej z kulturą francuską lub hiszpańską przypominało swe afrykańskie pochodzenie. Nie posługiwali się językiem angielskim, lecz stworzyli specyficzny rodzaj angielskiego slangu, zwanego często językiem kreolskim, w którym naleciałości leksykalne i akcent francuski były aż nadto widoczne. Przynależność do grupy „kreolskiej” była więc społecznym wyróżnieniem, które akcentowało się przy najróżniejszych okazjach. Raz były to z francuska brzmiące nazwiska (Bechet, Picou) oraz nadawane nowo narodzonym dzieciom imiona hiszpańskie czy francuskie (np. Louis, Alphonse, Sidney, Denise), innym razem mieszkanie lub sklep w Francuskiej Dzielnicy Nowego Orleanu. Na taką kulturową mozaikę nałożyły się inne czyn­niki, które z czasem doprowadziły do zrodzenia się jazzu Nowego Orleanu. Z pewnością najważniejszymi były tradycje hiszpańsko-francuskie oraz angielskie jakie ciążyły na muzyce i kulturze miasta. Niepośledni wpływ na zrodzenie się „kultury jazzu Nowego Orleanu” miał i sam charakter miasta. Był przecież Nowy Orlean ważnym portem, miejscem handlu i rozrywki. Przesławna dzielnica Storyville stała się waż­nym elementem kulturotwórczym w krajobrazie miasta. Rozliczne kafejki, knajpy, spelunki, a przede wszystkim lokale z „czerwonymi latarniami” nie świadczyły być może dobrze o morale mieszkańców Dzielnicy Fran­cuskiej, ale przysparzały im pracy, pieniędzy, rozrywki. Atmosfera French Quarter przełomu XIX i XX wieku oraz pierwszych lat jazzu była więc jednym z ważniejszych elementów w kreacji nowej muzyki. To dla potrzeb wszelkiego rodzaju prezentacji rodziła się nowa muzyka. A grana przez Murzynów kreolskich i amerykańskich z dnia na dzień była wartością łączącą te dwie grupy. Mit French Quarter, a zwłaszcza Storyville spo­wodował, że do Nowego Orleanu ściągać poczęli nie tylko ci, którzy mieli tu interesy handlowe, ale również przypa­dkowi entuzjaści przygody, egzotycznej romantyczności. Popularność domów publicznych Storyville stała się tak szalona, że kapitanowie statków przybijających do Nowego Orleanu wydawali wręcz zakaz opuszczania stat­ków przez marynarzy. Po kilkunastu latach działalności administracyjnym nakazem zamknięto większość knajp i domów schadzek dzielnicy „czerwonych latarń”. To przesądziło o agonii Storyville i spowodowało migrację muzyków z Nowego Orleanu na Północ.

Napis na lotnisku „Witamy w Nowym Orleanie – mieście narodzin jazzu” jest już tylko komercyjnym sloganem dla przemijającej tradycji Miasta Jazzu. W zaproszeniu tym mieści się niepo­kój mieszkańców o to, by nie pozbawić miasta splendoru, jakiego przysporzył mu kiedyś jazz. Teraz skupiony wokół French Quarter  i dorocznego New Orleans & Heritage Festival. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat Nowy Orlean ze stolicy jazzu stał się miastem skansenem, miejscem dla pieczołowitej pielęgnacji jazzu, jego źródeł, nobliwych staruszków grających „traditional” dla milionów turys­tów z całego świata. Turystów zwabionych do miasta mitem Storyville, karnawałem Mardi-Gras, pogrzebami z radosnym „When The Saints Go Marchin In” czy przejażdżką parowcem po Missisippi. Alfred Caston – trębacz zespołu New Orleans Joyful ( to jego gościliśmy po huraganie i powodzi  Katerina w ramach koncertów „Era Jazzu For New Orleans” ) nie krył zaskoczenia faktem, iż znamienita większość bywalców festiwalu, to biali turyści z całej Ameryki, którzy w “ egzotycznym ” Nowym Orleanie słuchają “ egzotycznej ” muzyki. Trudno nie zgodzić się z taką konkluzją obserwując nie tylko tłumy festiwalowe, ale także rzesze spragnionych rozrywki rozbawionych turystów spacerujących ulicami French Quarter. Muzyka, jest osnową tego miasta i jest obecna na każdym kroku a festiwal dopełnia swą atrakcyjnością i gwiazdami  ten koloryt. Saksofonista Joe Lovano zwrócił uwagę, że sam festiwal jest dzisiaj zbyt bluesowy, religijno-gospelowy niż jazzowy i stał się rodzajem towarzyskiego pikniku z nie zawsze doskonałą muzyką.

Luizjana zmieniła się przez ostatnie lata; powodem stał się huragan i powódź Katrina oraz zmiany mentalnościowe mieszkańców tej egzotycznej krainy w USA. Ludyczny i jazzowy French Quarter jest dzisiaj tandetnym skansenem wykupywanym przez deweloperów z Bostonu i Los Angeles. Obok Preservation Hall i jego staroświeckiego jazzu słychać dźwięki punk-rocka i azjatyckie karaoke a legendarna Bourbon Street przypomina dzisiaj uliczkę  St. Pauli w Hamburgu z przepełnionymi seksem i uciechami knajpami i burdelami. Przejażdżka parowcem po Missisippi jest podróżą z amerykańskim domem starców, którzy z Florydy nagle znaleźli się na tym specificznym „Rejsie”. Broni się jeszcze doskonałe nowoorleańskie jedzenie, te wszystkie gumbo, jambolay’e, boudin, po-boye i  serwowany z dumą soul-food. Ogromne pola trzciny cukrowej, królowa voodoo, archaiczne plantacje oraz rezydencje, opuszczona posiadłość Fatsa Domino, krokodyle Delty i prawdziwa, nie skażona komercją, autentyczna muzyka Luizjany. Gdy opadły pierwsze emocje i gdy zdumiony świat obserwował nieporadność amerykańskiego rządu, tragedię milionowej aglomeracji i koszmar  mieszkańców zdecydowałem, że zagramy specjalny koncert „Era Jazzu for New Orleans”. Przygotowaliśmy okolicznościowy CD, koszulki i wydawnictwa by pomóc ofiarom Katriny. Na kilka tygodni przed naszym koncertem w Sali Kongresowej ( później także  w Poznaniu i Krakowie) odezwał się Alfred Caston, lider zespołu Joyful i opowiedział swą straszną historię : tragedię w rodzinie, ewakuację rodziców do Teksasu, zniszczone biuro, studio nagrań, archiwum. Ale pełen optymizmu potwierdził planowany udział w koncertach Ery Jazzu.  Sukces koncertów i wizyta Joyful w Polsce przerosły  nasze najśmielsze oczekiwania.Nie przyszło mi wtedy do głowy, że nasze działanie i  pomoc muzykom z Nowego Orleanu, oraz serdeczność z jaką się spotkali  będzie miało taki zaskakujący finał. W czasie ostatnie wizyty w Nowym Orleanie uhonorowany zostałem w imieniu Burmistrza i Rady Miasta – zaszczytnym tytułem Honorowego Obywatela Nowego Orleanu.  Stałem się emisariuszem dobrej sprawy i Ery Jazzu w Mieście  Jazzu.

Dionizy Piątkowski