Jeśli miarą uwielbienia oraz popularności są wizyty w Polsce, to Al Di Meola jest z pewnością najpopularniejszym muzykiem jazzowym w naszym kraju. Pojawia się na prestiżowych festiwalach, w niewielkich klubach, a nawet na korporacyjnych imprezach. Śledząc karierę tego wybitnego wirtuoza gitary nie trudno odnieść wrażenia, że Al Di Meola jest artystą niepokornym i bezgranicznie otwartym na wszystkie muzyczne wyzwania. „To jest sens mojego życia. To oczywiste, że artysta uzależniony jest od tego, co tworzy, co staje się jego codzienną udręką, sukcesem, zadowoleniem. To, co robię, traktuję jak zawód. Koncerty, nagrania, spotkania, tysiące małych i dużych spraw na tyle mnie pochłaniają, że nie mam czasu zastanawiać się nad moją filozofią życia i muzyki”.

Z jednej strony uwikłany w muzyczny show-biznes, zmieniający wytwórnie płytowe i managerów, z drugiej strony artysta pragnący akcentować to, co jest dla niego najważniejsze: muzykę! Może właśnie dlatego projekty Al Di Meoli są tak wdzięcznym wabikiem dla ogromnej rzeszy fanów gitarzysty na całym świecie. Równie entuzjastyczne podejmowany jest jako wirtuoz – interpretator kanonu Astora Piazzolli, elokwentny rockman w swoich elektrycznych projektach, doskonały improwizator w Return To Forever czy wirtuoz gitarowej ekwilibrystyki w legendarnym trio McLaughlin/De Lucia/Meola trio. „Szukam stylistyki, z którą mógłbym przetrwać wiele sezonów .Nie mam na myśli jakiejś muzycznej mody, ale głębsze źródła inspiracji. Wydaje mi się, że dość konsekwentnie wtapiam się w stylistykę kompozycji Astora Piazzolli. To jest sukces muzyki; nie nagrania ani mojego pomysłu. Zawsze fascynował mnie folklor, ten przemycany w nagraniach jazz-rocka i ten latynoski, grany wspólnie z Johnem McLaughlinem, Paco de Lucíą, Airto Moreirą. Teraz poszedłem dalej – jazz stał się pretekstem do prezentowania muzyki etnicznej. Stąd zachwyt dla kompozycji Astora Piazzolli, latynoskiego rytmu, mistyki tanga. Nie patrzę na mój album „Di Meola Plays Piazzolla” jak na płytę komercyjną, która odniosła spory sukces, ale urzeka mnie sam fakt, że stworzyłem muzykę nastroju i emocji z rozbudowaną improwizacją i autentycznym jazzowym feelingiem”.

Artysta zawsze poszukiwał nowych brzmień i muzycznych skojarzeń. Czynił to zarówno w jazz-rockowej wirtuozerii „Electric Rendezvous”, Scenerio”, jak i w „Kiss My Axe”. Szczególnego wymiaru nabrała muzyka Al Di Meoli, gdy nad jazzową improwizacją panować począł latynoski rytm oraz subtelnie asymilowany folklor. Gitarzysta zawsze czerpał inspiracje dla swojej muzyki z folkloru latynoskiego. Początkowo zauroczony jazzową „fiestą” Chicka Corei, później brawurowym trio Paco DeLucia/John McLaughlin/Al Di Meola, wreszcie jazzowymi sambami Airto Moreiry. Szczególnie udanym okazała się realizacja albumu „The Grand Passion”, koncerty gitarzysty z orkiestrą „Amadeus” Agnieszki Duczmal, entuzjastyczny powrót z zespołem Return to Forever czy znakomite przyjęcie albumu „All Your Life” z piosenkami The Beatles. Al Di Meola jako muzyk jazzowy objawił się w latach siedemdziesiątych, gdy świat wpatrzony był w jazzrockowe i elektroniczne innowacje Milesa Davisa. Al Di Meola, pilny student Berklee School of Music rozkochany w folkowych rytmach amerykańskiego Południa, właśnie wtedy odkrył swój jazz – zawieszony między pogodnymi rytmami fusion, ortodoksją synkopy oraz blue note oraz latynoskim tangiem, sambą i folklorem flamenco. Takie pojmowanie muzyki stało się źródłem spektakularnego sukcesu gitarzysty, wzbudziło zachwyt krytyki i aplauz słuchaczy. „Nigdy nie kierowałem się względami komercji, pozyskiwania publiczności tanimi chwytami – wyjaśnia genezę swojej muzyki. Rzeczywiście, coraz więcej jest nagrań i koncertów, w których biorą udział muzycy „ludowi”. Dzieje się tak zarówno w rocku, np. u Stinga czy Ry Coodera, jak i w jazzie. To nic nowego ani komercyjnego. Świadczy to przede wszystkim o ogromnym potencjale muzyki, która powstaje w oderwaniu od korzeni ludowych. Stąd tak wiele ciekawej, folkloryzującej stylistyki w nagraniach jazzmanów .

We wczesnym dzieciństwie Al Di Meola grał na perkusji. Wydawało się, że rytm stanie się jego muzyczną fascynacją. Wnet jednak poznał melodyjne piosenki Beatlesów i natychmiast spróbował ich gitarowej interpretacji. Dziecięca fascynacja stała się początkiem prywatnej nauki gry na gitarze. Nie interesował go jazz, ale zgrabne grywanie modnych piosenek i standardów. Dzisiaj niechętnie wspomina swój epizod lidera gitarzysty w grupach rockandrollowych i country. Gdy mu się o tym przypomina, natychmiast odpowiada, że jego najważniejszą życiową decyzją było podjęcie w 1971 roku nauki w jednej z najważniejszych amerykańskich uczelni jazzowych – bostońskiej Berklee School of Music. Nie wytrwał tam jednak zbyt długo. Zafascynowany atmosferą jazzu i jam session zrezygnował z nauki i podjął współpracę z modnym wówczas zespołem Barry’ego Milesa. Już wtedy interesował się elektrycznym graniem i stylistyką fusion jazzu, której wierny pozostał na zawsze. Na uczelnię wrócił w 1974 roku, by studiować kompozycję i aranżację. Kiedy jednak powstawała elektryczna formacja Chicka Corei, natychmiast dołączył do grupy Return to Forever. Słuchacze byli zachwyceni nowym jazzem Chicka Corei i Stanleya Clarke’a, ale zwracano uwagę także na oszałamiające, czasem wręcz hipnotyczne, solówki gitarzysty. Entuzjastyczne recenzje, brawurowe trasy koncertowe oraz doskonale przyjmowane płyty ( „Return to Forever”, „No Mystery”, „Romantic Warrior”) spowodowały, że Meola zapragnął także własnej, solowej kariery. Przed młodym, zdolnym gitarzystą droga stała otworem. Kluczem, który otwierał drzwi do firm fonograficznych, sal koncertowych i mediów, był jego dorobek w Return to Forever. Gdy więc w 1976 roku Al Di Meola zdecydował się na porzucenie grupy, natychmiast znalazł wsparcie w prestiżowej Columbia Records, która umożliwiła mu realizację kilku doskonałych – głównie jazzrockowych – albumów.Kolejny ważny moment w karierze Meoli przyszedł na początku lat osiemdziesiątych. Zmęczony trochę stylistyką fusion jazzu oraz jazzrockowymi popisami podjął współpracę z równie popularnymi gitarzystami – Johnem McLaughlinem i Paco de Lucíą. W efekcie powstały najpopularniejsze albumy w dorobku Meoli: „Friday Night in San Francisco” i „Passion, Grace & Fire” oraz wydany niedawno „Saturday Night in San Francisco” z rejestracją koncertu w Warfield Theater w 1980 roku). „Nigdy nie zastanawiałem się nad sukcesem mojej muzyki. Nie interesowała mnie także popularność. Każde nagranie, każdy koncert są dla mnie tak samo ważne. Mam wiele przyjemnych wspomnień: koncerty dla tysięcy fanów z Return to Forever, zabawa w muzykę z de Lucíą, z Johnem McLaughlinem, z muzykami latynoskimi. Pamiętam, że spore wrażenie zrobiła ma mnie ceremonia Grammy Awards ʼ75, gdy okrzyknięto mnie nowym talentem. Zabrzmiało to tak poważnie, że do dzisiaj w to nie wierzę”.

Debiutanckie nagrania z Chick’em Coreą, wieloletnia współpraca z Johnem McLaughlinem i Paco de Lucíą, nagrania z Larry’m Coryellem i Birélim Lagrène („Super Guitar Trio”), eksperymenty z rockmanami – Philem Collinsem i Billem Brufordem – a nade wszystko poszukiwanie własnej stylistyki pozwoliło Meoli wejść w świat muzycznych nagród i list przebojów. Kilkanaście jego autorskich albumów zyskało świetne recenzje, prestiżowe nagrody i osiągnęło wielomilionowe nakłady. Bestsellerowe albumy („Elegant Gypsy”, „Friday Night in San Francisco”) potwierdzały zachwyt i uwielbienie dla gitarowego geniuszu Ala Di Meoli. W jego muzyce delikatne, klasyczne brzmienie gitary akustycznej miesza się z futurystycznymi brzmieniami syntezatorów i etnicznymi brzmieniami instrumentów perkusyjnych. Zainspirowany jazzem, etniczną world music, latynoskim rytmem i melodią zaskoczył muzyczny świat na początku lat dziewięćdziesiątych albumem „Heart of the Immigrants”. Zaprosił do współpracy wybitnego, argentyńskiego bandoneonistę Dino Saluzzie’go, tureckiego perkusistę Arto Tunçboyacɪyana oraz gitarzystę z Wenezueli Chrisa Carringtona. „Heart of the Immigrants” oraz flagowa dla gitarzysty „Di Meola Plays Piazzolla” stały się syntezą jego muzycznych inspiracji. To subtelne, folkloryzujące jazzowe suity. Muzyka emocji i nastroju, improwizacji i melodyjnego rytmu tanga. ”Dzisiaj trudno już grać bez elektroniki, programów komputerowych. Nawet w eleganckiej konwencji tanga używamy z Dino Saluzzim przetworników dźwięku, programujemy niektóre partie, elektronicznie modelujemy brzmienie. To domena muzyki naszej dekady i trudno przed tym uciec”. Wyjątkowo udany okazał się ‘symfoniczny” album „The Grande Passion”. Projekt ten w wersji koncertowej gitarzysta przedstawił wraz z orkiestra Agnieszki Duczmal na Erze Jazzu w 2000 roku. „To rodzaj koncertu gitarowego i bardzo trudne przedsięwzięcie. Zwłaszcza że nie mam takich doświadczeń, a wszystkie inne jazzowe próby okazywały się cieniem wielkiej sztuki symfonicznej. To ogromne wyzwanie, ale sprawiało mi dużo satysfakcji. Każdą wolną chwilę poświęcałem tej kompozycji. Dodać do tego trzeba próby grania klasyki z orkiestrą Amadeus, nowy pomysł solowej interpretacji kompozycji Astora Piazzolli ”.

(*) wypowiedzi artysty pochodzą z rozmów, które z Al Di Meolą prowadził Dionizy Piątkowski, promotor jego licznych koncertów w Polsce.

Dionizy Piątkowski