Jest chyba jedynym jazzmanem, który popularnością dorównuje gwiazdom muzyki pop. Koncertuje w salach filharmonii, klubach jazzowych, olbrzymich halach sportowych, na najważniejszych festiwalach. Pomimo olbrzymiej popularności Pat Metheny jest jednym z muzyków najbardziej krytykowanych przez środowiska jazzowe. Hołubi się go za bestsellerowe albumy i prestiżowe nagrody, ale krytykuje za zbyt komercyjne podejście do jazzu i uleganie jazzowym modom i nastrojom. Zarzuty wydają się jednak niesprawiedliwe. Metheny znany jest bowiem z niezwykłej pracowitości. Nagrywa płyty i koncertuje solo, w duecie, tercecie, wreszcie ze swoim słynnym zespołem. Przygotowuje specjalne projekty i pojawia się na koncertach i płytach swoich kolegów. Pata wyróżniano za płyty solowe, w trio, ścieżki dźwiękowe, duety, współpracę z najwybitniejszymi twórcami ( od Ornette’a Colemana i Steve’a Reicha po Charlie’ego Hadena i Michaela Breckera).
„Unity Band” jest kolejnym albumem genialnego gitarzysty, który zrealizowany został bez specjalnych efektów komercyjnych. To nie „ Orkestron” czy solowe pomysły „ What’s It All About „, ale powrót do standardowego kwartetu , w którym liderem staje się nie gitarzysta lecz saksofonista Chris Potter. Pierwszy raz od czasów wydania płyty „80/81” z 1980 roku( z udziałem m.in. Michaela Breckera i Deweya Redmana), Pat Metheny nagrał płytę z saksofonistą tenorowym. Po ponad trzydziestu latach Metheny powrócił do nagrywania utworów mniej tradycyjnych, przewidywalnych, z saksofonem obecnym na całej płycie. Czyżby „Unity Band” był debiutem nowego kwartetu wybitnego jazzmana ? Chyba tak, bo „Unity Band” prezentuje nowy zespół Methneny’ego: saksofonistę tenorowego i sopranowego oraz klarnecistę basowego Chrisa Pottera, perkusistę Antonio Sanchez oraz basistę Bena Williamsa. W rozległej dyskografii Metheny’ego jest to zatem kolejna, doskonała (!!!) płyta. Album, który wpisuje się w morze zachwytów i rekomendujących recenzji. Ale tak już jest w przypadku każdego albumu tego wybitnego wirtuoza jazzowej gitary. Pat Metheny przyzwyczaił nas o takich płyt, koncertów i brzmień; każdego sezonu, nim wyruszy w światową trasę koncertową, raczy nas kolejnym nowym albumem. Tak jest i tym razem, choć dla mnie bohaterem nagrania jest tym razem saksofonista Chris Potter, który –nomen omen – nagrał chyba swój najciekawszy album.