Nieubłaganie zbliżał się przełomowy moment polskiego jazzu – pisze w „Globtrotter. Rzecz o Janie Ptaszynie Wróblewskim” Jacek Wróblewski.  Komeda policzył do trzech i zaczął się występ pierwszego w kraju, wyłącznie modern jazzowego, zespołu. Atmosfera z minuty na minutę stawała się coraz gorętsza. Czegoś podobnego jeszcze nikt nie słyszał. Żadnego grania do tańca. Żadnego efekciarstwa. Muzycy na scenie zachowywali się niczym członkowie konduktu pogrzebowego, czyli nikt nie podskakiwał, nie robił głupich min, nie machał rękami. Wszyscy skoncentrowani byli tylko na muzyce. I publiczność uległa. Po raz pierwszy jazzowego koncertu wyłącznie słuchano. W napięciu, z namaszczeniem. Na sopocką scenę spłynął duch Nowego Jorku i zaoceaniczny klimat. Muzyka kojarzona z buntem, rozrywką i murzyńskimi zabawami w tej właśnie chwili przerodziła się nad Bałtykiem w sztukę. Huknęły oklaski. Na samo zakończenie zespół zagrał “Memory of Bach”, którego współautorem był Jerzy Milian. Publiczność oniemiała”. To wznowienie kompaktowe nagrań archiwalnych, które ukazały się w 1974 roku w czteropłytowym zestawie Klubu Płytowego PSJ „Biały Kruk Czarnego Krążka” pod auspicjami Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Na nowym wydawnictwie znajduje się także wywiad z Zofią Komedową-Trzcińską.

Dionizy Piątkowski