Zadaję sobie proste pytanie: z kim nie grał Arek Skolik ? Wybitny polski perkusista grał z wszystkimi i wszyscy chcą z nim grać ! Nie dziwi zatem, iż artysta kusi także autorskim projektem i to – jak to zwykle u Arka- znakomitym. Należy do grona muzyków, którzy nie starają się być nowatorscy za wszelką cenę, raczej chyli czoła przed dziesięcioleciami tradycji, starając się wpisać w nią swój muzyczny temperament. To nieprzeciętnie muzykalny perkusista o doskonałym warsztacie i poczuciu swingu, co stawia go wśród grona najlepszych, europejskich perkusistów.
Niewdzięczna jest rola perkusisty: zazwyczaj skryty jest za popularnym liderem, ciekawym solistą lub po prostu gra „na zespół”. Arek Skolik nie ma – jak to w popularnych dowcipach -kompleksu perkusisty. Nie, ponieważ jest znakomitym muzykiem, który skrywając się często w grupach innych liderów , jest równocześnie bohaterem całego, muzycznego spektaklu. Powtórzę zatem, Arek Skolik grał ze wszystkimi : Januszem Muniakiem, Leszkiem Możdżerem, Maciejem Sikałą, Staszkiem Soyką, Tymonem Tymańskim, Tomaszem Szukalskim, Jarkiem Śmietaną, Piotrem Baronem, Piotrem Wojtasikiem, Michałem Urbaniakiem, Zbigniewem Namysłowskim, Janem Ptaszynem Wróblewski, Wojciechem Karolakiem ale i z legendarnym Jerzym Milianem oraz awangardzistą Johnem Zornem i „klasykiem” Nigelem Kennedy’m. Choć obszerna dyskografia jest w stanie zająć spory rozdział historii polskiego jazzu, to jakby nie zrażony ilością projektów, w których uczestniczy pokazuje także, że jest swą elokwencją muzyka-instrumentalisty niezwykle kreatywny. Bo z jednej strony pojawia się w trio Białowolski/Adamczyk/Skolik ( budując wspaniały świat brzmień i dźwięków w „To Muniak with Love”), jest jazzowo-zachowawczy szturmując standardy Charlesa Mingusa ( znakomity album „Arek Skolik & His Men Plays Mingus”), partneruje kwintetowi trębacza Pawła Palcowskiego ( nostalgiczny album „Old Fashioned Mood”), ale jest także niezwykle kreatywny w nowoczesnym budowania jazzowych struktur i odczytywaniu Ornette’a Colemana i Thelonousa Monka ( trio Bothur/Kowalewski/Skolik na płycie „Ramblin”).
„New Brand Quintet” jest jakby syntezą tych pomysłów i brzmień. Kwintet ( Arek Skolik-perkusja, Jarek Bothur-saksofon tenorowy, Paweł Palcowski-trąbka, Tomasz Białowolski-fortepian i Maciej Kitajewski-kontrabas) to jazzowi „good fellows” albo davisowskie „old cats”, którzy doskonale wiedzą, co jest sensem i synteza dzisiejszego jazzu. To już nie tylko bawienie się znanymi i popularnymi kompozycjami, ale budowanie poprzez te standardy własnego formatu. To jest wymarzony coltrane’owsko-davisowski kwinet ( ten pierwszy z 1955-58 roku, z Phylly Joe Jonesem na perkusji i ten drugi z 1964-68 roku, z Tony’m Williamsem), który brzmieniem przenika sesje New Brand Quintet. Każdy z utworów niesie ogromny ładunek emocji: od melancholijnego “Holy Land” Cedara Waltona i refleksyjnej kompozycji Kenny’ego Dorhama “La Mesha” po energetyczne, utwory Joe Hendersona (“Jinrikisha”, “Punjab”) oraz pięknie zaproponowane „Chant” Duke’a Pearsona i „Desert Moonlight” Lee Morgana. To odniesienie do brzmienia lat-60-tych amerykańskiego jazzu i sięganie po standardy czyni z tej sesji wydarzenie szczególne i oczywistą konkluzję: jak aktualna pozostaje nowoczesna, jazzowa synteza także w dzisiejszych czasach, gdy Kwintet Arka Skolika jest tutaj znakomitym „strażnikiem” tej nienagannej elegancji jazzu i modern-jazzowej tradycji.