Z pewnym niepokojem podchodzę do premierowych nagrań muzyków, którzy dysponując już niezłą techniką, ciekawymi pomysłami oraz sporą wyobraźnią realizują nagrania, które stanowić mają o potężnym potencjale i niebywałej kreatywności. Zazwyczaj są do doskonałe sesje, które budowane są wokół zasadniczego, stylistycznego klucza i stanowią przekład autorskich, artystycznych pomysłów. Być może taka właśnie ( pewnie i słuszna) idea przyświecała znakomitemu gitarzyście Stanisławowi Janaszakowi, który albumem „Delusions” przedstawia się w pełnym, artystycznym blasku budując swój wizerunek kilkoma stylistycznymi, gitarowymi skojarzeniami. Być może najważniejszy jest tutaj nurt „klasyczny”, gdy pojawiają się skale i nastroje brane wprost z kanonu klasyki i wirtuozerii instrumentalisty. Bo jakże mogłoby być inaczej skoro Stanisław Janaszak jest doskonale przygotowanym gitarzystą klasycznym ( absolwentem Akademii Muzycznej w Poznaniu z dyplomem w klasie Łukasza Kuropaczewskiego !). Jest też S.Janaszak niespokojnym rockowym artystą, który nie unika skojarzeń, które zapewne w młodości zaważyły na jego pasji do gitary. Ciekawym jest także odniesienie do jazzu i zaproszenie muzyków, którzy w tej stylistyce czują się najlepiej.

Jest dużo muzyki, którą uważam za wybitną, ale jej nie słucham – mówił w jednym z wywiadów gitarzysta. Mam na myśli głównie muzykę klasyczną. Kiedyś słuchałem jej dużo, teraz jakoś bardziej poszedłem w kierunku muzyki jazz-rockowej. Ostatnio słucham sporo fusion i ta muzyka na pewno mnie inspiruje: Scott Henderson, Wayne Krantz. Oprócz tego słucham całej masy mniej skomplikowanych rzeczy. Początkowo komponowałem utwory z gatunku muzyki klasycznej na gitarę klasyczną, ponieważ taki kierunek studiów skończyłem. To się utrzymywało przez pierwsze lata po studiach. Później zabrałem się za gitarę elektryczną i teraz ta stylistyka ewoluuje. Zacząłem od rzeczy utrzymanych w stylistyce blues-rockowej, a teraz coraz bardziej staram się skręcać w kierunku i uczyć się muzyki trochę trudniejszej, czyli jazzu”.

Najważniejsze jest, iż w tych rozbudzonych różnymi brzmieniami sferach, pojawia się ciekawy zamysł kompozytorski, bo Stanisław Janaszak jest także autorem wszystkich zawartych na płycie utworów. Można rzec brawo ! Ale jest także ów niedosyt „premierowego” albumu pełnego rozlicznych skojarzeń. Czekać chyba zatem warto na „klasycznego Janaszaka, rozgrywającego „hendrixem” gitarzystę lub swingującego oraz improwizującego jazzmana.

Dionizy Piątkowski