Gdyby przedstawiać ultranowoczesny kwartet pseudonimami muzyków, to pojawi się zgoła nowy, nieznany band : pianista Latarnik , basista Wuja HZG, perkusista Cancer G oraz saksofonista Książę Saxonii. Przypomina to sytuacje sprzed wielu, wielu dekad, gdy w czasach tzw. jazzu katakumbowego muzycy skrywali swe nazwiska pod zgrabnymi pseudonimami: Jerzy Milian był Kadłubkiem, Jan Wróblewski- Ptaszynem a Krzysztof Trzciński – Komedą. Także i wtedy muzycy (być może przed politycznymi, towarzyskimi lub społecznymi szykanami) skrywali swe personalia by grać „ zakazany” jazz. Analogia to skojarzyła mi się teraz, gdy słucham albumu „Erozje” kwartetu Błoto a w nim pobrzmiewają echa nowoczesnego jazzu Komedy, Stańki, Kyrylewicza i Trzaskowskiego. Bo jakże ma być inaczej, skoro zagadkową formację tworzą muzycy skupieni w słynnym EABS (Marek Pędziwiatr – piano, syntezatory, Paweł Stachowiak – gitara basowa, Marcin Rak – perkusja oraz Olaf Węgier – saksofon tenorowy).
Kwartet Błoto, z takim EABS – artystycznym bagażem ( doskonałe albumy „Repetitions”, „Slavic Spirits”) i sporym już estradowym doświadczeniem błyskawicznie odnalazł się w nowej konwencji. Entuzjazm pierwszych koncertów w czasie poznańskiego Spring Break w 2019 roku był zapowiedzią ciekawej, stylistycznej propozycji. Pojawił się pilotażowy LP, który sprzedano w ciągu kilku godzin, mimo iż nagranie nie tylko nie miało promocji, ale także wiodącego nagrania a nawet okładki. Błoto obrastać zaczęło, od samego początku, mianem zespołu ”podziemnego” a sam status „ underground” stał się zarówno kłopotem, jak i kreatywnym impulsem. Kwartet Błoto zrodził przypadek: latem 2018 na trasie wrocławskiego sekstetu EABS, podczas której wypadł dzień wolny od koncertów, w drodze do trójmiasta skład coraz bardziej się zmniejszał. W samochodzie pozostało czworo muzyków. Wolny wieczór, zgrana do granic możliwości sekcja rytmiczna w trasie i duży potencjał kreatywności drzemiący w formującym się właśnie kwartecie wywołał u wszystkich spory entuzjazm. Nieoczekiwanie zawiązał się zespół, jakby z przypadku… jak błoto po deszczu.
Album ”Erozje” powstał bez specjalnej ideologii oraz budowania karkołomnych koncepcji, bardziej, z potrzeby serca i z radości wspólnego muzykowania. Entuzjastycznie nastawieni muzycy zarejestrowali prawie 90 minut, świeżej i pulsującej muzyki, by ostatecznie na płytę wybrać połowę sesji. Pojawiła się intencja by „Erozje”, tak bliskie koncepcji Andrzeja Kurylewicza i Tomasza Stańko stały się motywem nagrania, by pojawiły się ślady jazzu Komedy, by album był nowoczesny, inny niż pomysły realizowane wraz z sekstetem EABS. Podobny przebieg miała przecież legendarna sesja „Korozji” z 1983 roku u Stańki i Kurylewicza. ”Trzy, cztery godziny nagrań. Koncentracja, pach, nagranie Koniec Bez powtórek. Weszliśmy i wyszliśmy. Efekt wyjątkowo dobry. Dokonaliśmy wyboru. Kurył nazwał to Korozjami – typowe jego nazewnitwo” – zapisał w swoich wspomnieniach Tomasz Stańko.
To nie jedyna analogia. Andrzej Kurylewicz w pierwszej połowie lat 80-tych mówił, że już nie gra jazzu. Błoto także już nie gra ortodoksyjnego jazzu, bowiem muzycy kontestują, że „ jest to muzyka mocno osadzona na brutalnych hip-hopowych groove’ach, odwołujących się do nowojorskiego brzmienia lat dziewięćdziesiątych. Czuć w niej brud i bezkompromisowość, jej siła leży w bębnach i basie, nawiązując przy tym do klasyków takich jak Wu-Tang Clan czy Company Flow. To radykalna muzyka, jak radykalne są czasy w których została nagrana. Czasów umierającej planety, wyraźnych podziałów społecznych, mowy nienawiści, rosnącego nacjonalizmu, brutalności policji, nepotyzmu, układów politycznych. To wszystko dzieje się na naszych oczach. Następuje erozja świata który znamy”.