Historia orkiestry Duke’a Ellingtona to na dobrą sprawę historia muzyki jazzowej. Style i techniki interpretacyjne oraz brzmieniowe, jakie wprowadzał Ellington, po dziś dzień stanowią wybitne osiągnięcia muzyki orkiestrowej. To właśnie Duke Ellington po raz pierwszy (w 1927 roku) potraktował głos Annie Hall jak instrument; kompozycją ,, Caravan ” utorował drogę temu, co w wiele lat później określać poczęto jako afro – cuban jazz. Wprowadził także do big bandu saksofon barytonowy i kontrabas. ,, Największym darem Duke’a Ellingtona – pisał krytyk Joachim Ernst Berendt – była z pewnością owa dynamiczna wola, z jaką narzucał on swoje pomysły muzykom, wywołując w nich równocześnie wrażenie, jakby w gruncie rzeczy pomagał im tylko wyzwolić i rozwinąć ukryte w nich siły”.
Edward Kennedy Ellington urodził się (29 kwietnia 1899 r., Waszyngtonie; zmarł 24 maja 1974 roku) w zamożnej mieszczańskiej rodzinie. Wychowany w cieplarnianych warunkach naukę muzyki podjął już jako siedmiolatek , dzieląc ją między standardową szkołę muzyczną i lekcje z prywatnymi nauczycielami (także rysunku). Utalentowany młody Edward szybko objawił się jako ciekawy kompozytor (pierwsza kompozycja ,,Soda Fountain Rag” napisał już w 1915 roku) oraz aktywny muzyk. W rodzinnym Waszyngtonie koncertował początkowo w najprzeróżniejszych grupach, by w końcu lat dwudziestych założyć własną orkiestrę. Zespół ten nie stał się jednak dla Ellingtona celem samym w sobie. W pierwszych zespołach Ellingtona występowali muzycy, którzy w następnych dekadach złotymi zgłoskami zapisali się w historii jazzu : Sonny Greer, Artie Whetsol czy Otto Hardwick. W 1922 roku wyjechał do Nowego Jorku, by pod wpływem wybitnych pianistów owych czasów : Fatsa Wallera, Jamesa P. Johnsona i Wille ,,The Lion” Smitha jazzowo kierunkować swoje zainteresowania. Od 1923 roku koncertował z zespołem Elmera Snowdena, ale już rok później założył własny zespół. W tym samym czasie stworzył, wraz z autorem tekstu Joem Trentem, rewię Chocolate Kiddies. Dzięki niezwykłej aktywności estradowej oraz licznym projektom zespół Ellingtona stawał się dość znaną formacją nie tylko w klubach Nowego Jorku, ale także na całym wschodnim wybrzeżu USA. Wszystko wskazywało, że ambicje młodego pianisty i kompozytora zostały zaspokojone i że realizuje własnie swoje artystyczne aspiracje koncertując przede wszystkim na najróżniejszych estradach Ameryki.
Duke Ellington wychowany w luksusie – pisze Hans Ruland – tworzył także dla siebie pomost w postaci perfekcyjnej orkiestry, która byłaby dopełnieniem jego pojmowania świata i muzyki. Orkiestra Ellingtona stał się zatem elitarnym zespołem ,który mimo ogromnej popularności nie wpadł w wir komercyjnej, lekkiej, łatwej i przyjemnej muzyki swingowej. Przydomek „ duke” zobowiązywał… to była iście królewska orkiestra” .
Przełomowym momentem stał się jednak dla Ellingtona i jego orkiestry nie kolejny koncert w Waszyngtonie, Bostonie czy Chicago lecz intratny kontrakt (w 1927 roku) w słynnym i prestiżowym Cotton Club w nowojorskim Harlemie, w którym orkiestra i lider wnet zyskali niezwykłą popularność i uznanie. Wtedy właśnie powstały pierwsze popularne nagrania Ellingtona „Black And Tan Fantasy” oraz „Creole Love Call” ( ze słynną wokalizą Adelaidy Hall). Cotton Club położony był w modnym Harlemie i był doskonałym miejscem nie tylko do kreacji własnej sztuki, ale przede wszystkim miejscem, które nobilitowało jazz , jego twórców i muzyków. Choć na estradzie dominowali Czarni artyści, to oklaskiwała ich już głównie Biała publiczność. To do takiej społeczności przebił się Duke Ellington, syn murzyńskiego lokaja oraz amatorskiej pianistki. Obdarzony niezwykłą charyzmą oraz poczuciem humoru ( w tym własnej wartości) przystojny lider i pianista kreował na estradzie nastrój i dla muzyki, i dla zabawy. Publiczność otrzymywała od Ellingtona , pod skrywaną precyzyjnie jazzową frazą, wspaniały taneczny, lekki, łatwy i przyjemny swing . Raz podany jako rozwirowany taniec , innym razem jako nostalgiczną, jazzową suitę. Big band Ellingtona był doskonale zgrany, dzięki wybitnym solistom- indywidualistom, perfekcyjnie technicznie przygotowany. Dopiero wspólne granie tworzyło konglomerat, który po latach określać poczęto jako „ brzmienie ellingtonowskie ”. Wypracowane właśnie tam to charakterystyczne brzmienie big bandu Ellingtona zwiastowało wszystkim nadchodzącą modę tanecznego swingu oraz szalonej mody na jazzowe orkiestry. O prestiżu i artystycznym statusie orkiestry Cotton Club decydowali przede wszystkim muzycy, którzy grali u Ellingtona (np. Barney Giggard, Johnny Hodges, Cootie Williams) perfekcyjnie wykonując muzyczne zalecenia lidera i kompozytora. „Grać u Ellingtona to było wyróżnienie – wspomina klarnecista Barney Bigard- i kiedy do dowiedziałem, się, że Ellington rozpytuje w Cotton Club o mój adres przestraszyłem się okropnie. Wielki Duke chce przyjść do mnie i prosić mnie bym zagrał w jego orkiestrze ? To niemożliwe ! Już od rana pilnowałem, by nie odwiedził mnie w mojej norze w Harlemie, lecz byśmy – niby to przypadkiem – spotkali się u niego na 128 Ulicy. Rankiem pojechałem więc do teatru „ The Lafayette ”, bo wiedziałem, że Ellington mieszka kilka krokow stąd. Kiedy pukałem do dzrzwi byłem rozdygotany. Usiedliśmy naprzeciw siebie a Duke, tak jakbyśmy znali się od lat powiedział, że chce bym zagrał w jego zespole. Na razie na dwa tygodnie. Pojawiłem się w Cotton Club już w najbliższy piątek ..i pozostałem z Ellingtonem przez następne 14 lat !”.
Mając tak wprawnych instrumentalistów big band Ellingtona, co jest charakterystyczne dla jego orkiestry, rzadko zmieniał skład wiedząc, że każda taka zmiana może przynieść zachwianie wypracowanej perfekcji brzmienia. Poprzez bezpośrednie transmisje radiowe, klubowe koncerty Ellingtona docierały do najdalszych zakątków Ameryki a popularność lidera i jego orkiestry stawała się miarą sukcesu, jaki dla jazzu niosła Era Swingu. „ Duke był doskonałym kumplem, liderem i muzykiem – wspomina Barney Bigard – zawsze otwartym na nasze pomysły. Choć jego muzyka był przemyślana, to nie obawiał się żadnych naszych, często zwariowanych pomysłów. Sam wplotłem swoje solówki w „Black Beauty” oraz „The Mooche”. Bardzo szanował muzyków i był niezwykle dostojny w tym co robił. Cotton Club nie miał żadnej reklamy, tylko napis z nazwą lokalu. Nie podawano, kto gra i kiedy. Po prostu była to knajpa z muzyka na okrągło oraz naszymi wieczornymi koncertami. Wtedy to Ellington, a był znanym i popularnym muzykiem w całym Nowym Jorku z godnością i dumą przedstawiał , rozbawionej publiczności, wszystkich muzyków. To był piękny ceremoniał. Byłem dumny gdy Duke zabawnie mnie przedstawiał … a na klarnecie mój dobry przyjaciel Barney Bey-gard”.
Sukces orkiestry Duka Ellingtona w latach trzydziestych nie był jednak wyłącznie zasługą ,, swingowej ” mody i doskonałości wykonawczej big bandu. O skali sukcesu świadczyły przede wszystkim sugestywne (pod względem kompozycyjnym i aranżacyjnym) kompozycje Ellingtona. Większość z nich (np. ,,Mood Indigo”, ,,Solitude”, ,,Sophisticated Lady”, ,,In A Sentimental Mood”, ,,Black And Tan Fantasy”, ,,Prelude To A Kiss”) natychmiast stawały się standardami chętnie grywanymi i nagrywanymi przez inne orkiestry, grupy i solistów Niebawem okazało się, że to właśnie działalność kompozytorska Duke’a Ellingtona stanie się dla jazzu najbardziej znacząca. Szczególny poklask zdobyło twierdzenie, że Ellington nie komponuje muzyki lecz ,, murzyńską muzykę jazzową”, co jednoznacznie określało jego stosunek do jazzu, atmosfery wokół tej muzyki oraz szczególnego posłannictwa, jakie jazz coraz wyraźniej spełniać począł wśród amerykańskich Murzynów. Nie piszę jazzu – komponuję ludowa muzykę amerykańskich Murzynów ” mawiał, Ellington, gdy zbyt natarczywie nazywano go jazzmanem. Jazz jest zbyt zdefiniowany, zbyt hermetyczny i brakuje mi w nim swobody i tego wszystkiego, co staram się wrzucać do moich kompozycji.
W latach trzydziestych i czterdziestych Duke Ellington był jednym z bardziej znanych i przyjmowanych z pełnymi honorami twórców jazzu. Koncertował w najbardziej prestiżowych salach Ameryki, odbył pierwsze podróże do Europy (1933, 1939), wszędzie entuzjastycznie przyjmowany oraz oklaskiwany. Dla Ellingtona aplauz i uznanie stały się także impulsem do dalszej, doskonalszej pracy. Stąd coraz częściej starał się odchodzić od pojedynczych kompozycji i nadawać swojej twórczości znamiona większych form. W 1943 roku rozpoczął pracę nad serią przedsięwzięć prezentowanych w słynnej Carnagie Hall. Odtąd koncertowe ,,symfonie jazzowe” staną się ważnym elementem twórczości Ellingtona i jego orkiestry. Sukces ,, Black, Black And Beige” stał się początkiem realizacji jazzowych suit ( później powstaną także ,, A Drum is A Woman”, ,,Such Sweet Thunder”, ,,Night Creature”) , muzyki filmowej ( np. z genialnego filmu ,, Anatomy of A Murder”, czy innych wspaniałych obrazów – „The Asphalte Jungle”, „Paris Blue” „Assault On A Queen” ) oraz cyklu koncertów sakralnych.
“ Poszukiwania Ellingtona w kierunki muzyki ludowej – pisze Martin Pfeideer w eseju Far East of The Blues – Ellington und die Weltmusik” – wynikały z prozaicznego fakt, iż kompozytor nie przyjmował jazzu, jako formy zamkniętej. Wiedział jak ją rozbudowywać i jakiej powinna podlegać ewolucji. Dla Ellingtona struktura jazzowa była często jedynie zaczątkiem pewnej większej całości. I to nie ważne czy robił to z klasycznym dzisiaj „ Caravan” , czy szukał brzmień „murzyńskich” w „ New Orleans Suite” lub azjatyckich jak w „ Far East Suite”, czy wreszcie religijnych skojarzeń gospel w słynnych „ Sacred Concerts ”.
Wielkim triumfem muzyki i twórczości Duke Ellingtona stał się udział w festiwalu Newport ’56, gdzie jego zespół zaprezentował jazzową suitę ,, Dimineundo And Crescendo In Blue”, stawiającą twórczość Ellingtona daleko poza populistycznymi nagraniami modern-jazzu. Triumf Ellingtona miał nie tylko wymiar sukcesu kompozytora, pianisty i aranżera, ale przede wszystkim opierał się na umiejętności wyrażania koncepcji artystycznych za pomocą całej orkiestry, traktowanej jak jeden spójny instrument. „Był pedantem – wspomina jego długoletni muzyk, aranżer i kompozytor Juan Tizol – nie cierpiał, gdy ktoś opychał się orzeszkami w garderobie lub – co nie daj Boże – na estradzie. Wtedy awantura była gotowa. Uwielbiał za to towarzystwo kobiet i nie przeszkadzało mu wtedy , gdy popijając szampanem ,smacznie zajadały się deserami „ .
Przez dziesięciolecia twórczość Ellingtona rozpatrywana była wyłącznie w kategoriach wielkiej sztuki. Takie pojmowanie kompozycji, aranżacji oraz samego zamysłu artystycznego wpłynęło także na twórczość innych , nie tylko jazzowych, muzyków. Innowacje Ellingtona, tak w tej chwili oczywiste, stały się zwłaszcza dla jazzu dyrektywami niezbędnymi, bez których rozwój tej muzyki byłby niemożliwy. Orkiestra i zespoły Duke’a Ellingtona stanowiły w historii jazzu określony standard brzmienia, wysublimowanej melodyki i perfekcyjnej aranżacji. To nie przypadek, iż wraz z Ellingtonem w studio i na estradzie pojawiali się wybitni jazzmani, którzy wraz z genialnym kompozytorem, pianistą i aranżerem tworzyli najpiękniejsze karty historii muzyki jazzowej : puzonista i kompozytor Juan Tizol, aranżer Billy Strayhorn oraz wybitni muzycy, którzy przez lata przewinęli się przez zespoły Duke’a ( np. Cootie Williams, Johnny Hodges, Barney Bigard, Ben Webster, Rex Stewart, Cat Anderson, Clark Terry, Gerry Mulligan, Dizzy Gillespie, John Coltrane, Charles Mingus, Mercer Ellington, Joe Pass). Billy Strayhorn najbliższy współpracownik Ellingtona i lider równie popularnej orkiestry tamtych lat nazywał Duke geniuszem “ Ellington nie jest pianistą, jest malarzem tego instrumentu. Każda część jego kompozycji, jego muzyki jest rozległym obrazem, gdzie poszczególne elementu kompozycji a zwłaszcza aranżacji układają się w przecudowną tęczę” .
Wielkimi standardami ,, epoki Ellingtona ” były także jego kompozycje: ,,Sophisticated Lady”, ,,Do Nothing Till You Hear For Mee”, ,,I Got It Bad”, ,,Satin Doll”, ,,Just Squeeze Me”, ,,Creole Call Love”, ,,Perdidio”, ,,Caravan” (wspólne dzieło wraz z Juanem Tizolem) , ,,Take The A Train”, ,,Chelsea Bridge” (z genialną aranżacją Billy’ego Strayhorna ). Sukcesem o wielkiej artystycznej randze stały się ,,Concert Of Sacred Music”, ,,The Harlem Suite”, wspólne nagrania z Ellą Fitzgerald, (,, Ella And Duke At the Cote D’Azur”) z Jimmy Rushingiem, Billy Holiday, Dizzy Gillespiem, inspirujące nagrania z Maxem Roachem i Charlesem Mingusem (,, Money Jungle ”), z Johnem Coltranem, czy Colemanem Hawkinsem. Jednocześnie orkiestra Ellingtona była przez dziesięciolecia zespołem o stosunkowo niewielkiej rotacji muzyków. Niektórzy z nich współpracowali z nim nawet przez kilkadziesiąt lat , jak choćby Harry Carney, który grał z Duke’ m przez ponad 47 lat.
Po śmierci Duke’a Ellingtona , gdy widmo zamknięcia orkiestry było sprawą oczywistą, na jej czele stanął jego syn, pianista Mercer Ellington. Po latach okazało się , że mimo iż big band nie przeszedł żadnych stylistycznych i brzmieniowych rewolt, to orkiestrze brakowało jednak charyzmy oraz uroku Duke’a , jego witalności oraz ekspresji, która tak mocno epatowała muzyków. Setki kompozycji, tysiące nagrań, a nade wszystko bezkres inspiracji czerpanych wprost z Ellingtona stały się impulsem w muzyce wielu innych, nie zawsze jazzowych twórców. Tak po prawdzie, jego wielkie standardy odnaleźć można na prawie każdej jazzowej płycie. Interpretacje te wskazują wyraźnie na szczególnie kreatywną rolę, jaką Ellingtona pełnił w stosunku do rozwoju szeroko rozumianej muzyki XX wieku. W 1999 roku ,w rocznicę obchodów 100 rocznicy urodzin Duke’a Ellingtona cały świat z ogromnym pietyzmem i zaangażowaniem przyporządkowano najważniejsze imprezy i przedsięwzięcia jazzowego sezonu. Odbyło się kilkadziesiąt konferencji poświęconych osobie i muzyce wielkiego Duke’a. Najważniejszą , międzynarodową sesję „Ellington’99” przygotował słynny Smithsonian Institute ( który przy okazji wydał serię historycznych, dotąd nie publikowanych nagrań Ellingtona). Równie ciekawy zestaw przygotował Verve Records, który w swej serii Master Edition zaproponował cyfrowo-kompaktowe wersje najsłynniejszych płyt Duke’a ( w tym słynne nagrania z Ellą Fitzgerald, Oscarem Petersonem i Johnnym Hodgesem). W kilkunastu prestiżowych salach Ameryki zaprezentowano wystawę „ Geniusz Duke’a Ellingtona” , a Wynton Marsalis przygotował specjalną „ ellingtonowską” mutację swojej Lincoln Jazz Orchestra. Jeżeli do tego dodać okolicznościowe koncerty, wydawnictwa, oraz znaczek pocztowy wydany przez afrykański Czad to to jawi się obraz totalnej „ ellington-mani ”.
„ Orkiestra Duke’a Ellingtona – pisze niemiecki krytyk Joachim Ernst Berendt – to skomplikowany splot różnorodnych, trudnych do rozszyfrowania psychicznych i muzycznych powikłań. Z pewnością gra ona muzykę Duke’a Ellingtona, ale jest to zarazem muzyka każdego z członków orkiestry. Wiele utworów Ellingtona to prawdziwe dzieła kolektywu, któremu przewodzi jednak Duke Ellington… Największym darem Duke’a Ellingtona była z pewnością owa dynamiczna wola, z jaką narzucał on swoje pomysły muzykom, wywołując w nich równocześnie wrażenie, jakby w gruncie rzeczy pomagał im tylko wyzwolić i rozwinąć ukryte w nich siły. Ten trudny do wyrażenia stosunek między Ellingtonem a jego muzykami sprawia ,że wszystko, co napisał, skomponował tylko dla siebie i swojej orkiestry, i że nikt inny nie potrafi już tego tak zagrać „.