Jak daleko oddalił się chicagowski blues od swoich południowych korzeni świadczą albumy produkowane przez Bruce’a Iglauera i jego oficynę Alligator Records. Wytwórnię założono na początku lat siedemdziesiątych, to jest w okresie gdy fascynacja chicagowską szkołą bluesa osiągnęła swe apogeum. Brak firmy fonograficznej zajmującej się na szerszą skałę rejestracją tego zjawiska był czynnikiem, który zaważył na późniejszym profilu wydawnictwa. Niemal jednocześnie w Chicago założono także „Living Blues Magazine” oraz wytwórnię Alligator, która w znamienitej większości powielała idee innej, niezależnej firmy z Chicago, to jest Delmark Records. Bob Koester, właściciel Delmark Records, oficyny mającej w swym katalogu nagrania chicagowskiego jazzu, bluesa i czarnej awangardy spod znaku AACM, był faktycznym spiritus movens nowej, bluesowej oficyny. Bruce Iglauer przez kilka lat pracował w firmie i sklepie płytowym Koestera i z pewnością tam zrodził się pomysł utworzenia firmy rejestrującej i wydającej „urban” blues Chicago. Alligator Records to dzisiaj najważniejsza oficyna amerykańskiego bluesa i nie ma znaczącej gwiazdy tej muzyki bez dyskografii znaczonej aligatorem z bagien Missisippi. W katalogu Alligator Records znajdują się nagrania najwybitniejszych artystów ( Luther Allison, Michael Burks, Shemekia Copeland, Marcia Ball, Clifton Chenier, Elvin Bishop, Lonnie Brooks, Clarence „Gatemouth” Brown, Koko Taylor, Robert Cray,Buddy Guy, Sonny Terry, Rufus Thomas, Roy Buchanan, Cephas & Wiggins, Charlie Musselwhite, Johnny Winter, Professor Longhair, Little Charlie & the Nightcats, Albert Collins, Dave Hole, Lazy Lester, Lonnie Mack, Fenton Robinson, Otis Rush, Son Seals, The Siegel-Schwall Band, The Holmes Brothers, Hound Dog Taylor…lista ta nie ma końca. Równie długa jest lista nagród, jakie gwiazdy z Alligator Records otrzymują za realizowane przez Bruce’a Iglauera albumy.
Chicagowski blues z jej „ miejską” odmianą już w czasach swojej migracji do przemysłowych miast północy USA stał się sztuka, brzmieniem, nastrojem i przesłaniem czymś zgoła innym niż dźwięki do jakich przyzwyczajali nas muzycy z Południa. Może właśnie dlatego, przy całej miernej reprezentacji autentycznego, ludowego bluesa Południa coraz mocniej na komercyjne estrady dobija się miejski, chicagowski „rural-blues” z metką Alligator Records.
Nowy album amerykańskiego wokalisty i gitarzysty Tommy’ego Castro jest być może zaskoczeniem dla europejskiego fana muzyki, ale ten pochodzący z Kalifornii artysta jest doskonale przecież znany na bluesowej, festiwalowej scenie Ameryki. Zrealizował tysiące koncertów, w ciągu ostatnich czterech dekad nagrał piętnaście autorskich albumów. Najnowszy „Method To My Madness” zrealizował ze swoją sztandarową formacją The Painkillers i – jak to zwykle w nagraniach firmowanych przez Alligator Records – jest tutaj sporo bluesa, ale także rhythm’n’bluesowej ballady, jakiegoś południowego, ostrego folka i duża porcja wyśmienitego, śpiewnego rocka. Jakby poza bluesem wije się nastrój muzyki, która najbardziej inspirowała Tommy’ego Castro przez ostatnie lata : od fascynacji brzmieniem Elvina Bishopa , Jamesa Browna, Ray’a Charlesa po przykładne dźwięki rodem z Erica Claptona i Mike’a Bloomfielda. Doskonały album… autentyczna, mocna, bluesowa chicagowska nuta.