z Dionizym Piątkowskim, animatorem Ery Jazzu  rozmawia Marek  Zaradniak

Era Jazzu powróciła do Poznania prawie cztery lata temu. Czy już okrzepła?

Myślę, że się nawet mocno rozwinęła. Zastaliśmy dość ciekawą sytuację jeśli chodzi o jazz. Było go niby dużo, ale nie było takiego jazzu z przytupem. jazzu światowego. Brakowało autentycznych gwiazd albo takich gwiazd, które wymagały pokazania w Polsce. Dzisiaj Era Jazzu jest mocną marką handlową i wizerunkową. Pokazujemy przede wszystkim dobry, doskonały jazz albo okolice tej muzyki nie próbując robić imprezy wielowątkowej. To są wielkie, ważne galowe koncerty. Albo nawet koncerty klubowe, ale na tyle znamienite i ważne, że postrzegane przez publiczność. Bo dzisiaj dla mnie sukcesem Ery Jazzu jest to, że mamy własną, wierną publiczność..

Kto chodzi na Erę Jazzu?

To jest przede wszystkim publiczność wierna tej muzyce. Z drugiej strony to publiczność, która tęskni albo tęskniła za dobrymi, wielkimi koncertami jazzowymi. Bardzo często otrzymuję informacje od osób, które kupują bilety, które przychodzą na koncerty, które mówią: A pamiętasz Wayne Shortera? A pamiętasz Patricię Barber? Pamiętasz te ważne koncerty z końca lat 90? Era Jazzu bardzo mocno się w tej chwili wtopiła w taki rytm pokazywania tego, co jest ważne i może najważniejsze w jazzie. Nie ścigamy się z innymi festiwalami w Polsce czy w Europie. Robię imprezę autorską,bo ode mnie zależy kto wystąpi. Staram się tak dobrać artystów, aby to byli artyści ważni.

Jak?

Nigdy nie patrzę przez pryzmat co się sprzeda, bo to jest taki pusty trop. Staram się pokazać to , co jest rzeczywiście ważne. Dla mnie znamienna jest tylko muzyka !. W blisko 20-letniej historii Ery Jazzu, a zwłaszcza w ostatnich latach w Poznaniu pokazywaliśmy artystów, którzy w Polsce nigdy nie byli, a dzisiaj doskonale w Polsce funkcjonują. China Moses koncertowała już w Polsce kilka razy po debiucie na Erze Jazzu. Kluczem doboru jest dla mnie zawsze sytuacja aby to nie była muzyka trudna. Nie dlatego, ze sam nie lubię tej muzyki ,bo to nieprawda gdyż kocham jazz awangardowy. Ale uważam że to muzyka na tyle niszowa, że pozyskanie każdego słuchacza jest bardzo ważne. To nie jest żadna moja wydumana misja czy jakieś nastawienie promocyjno-edukacyjne. Zawsze żyję nadzieją, że słuchacz , który przyjdzie pierwszy raz na Erę Jazzu jest „trafiony i zatopiony”. Wielokrotnie wspominam sytuacje kiedy usłyszałem: Wiesz co.  Ja nie wiedziałem, że lubię muzykę jazzową. Słuchanie muzyki jazzowej, operowej czy współczesnej wymaga przygotowania. Jeżeli rozpoczynamy takie przygotowania od sytuacji artystycznie trudnych to trudno przeskoczyć . taką barierę. Oczywiście można zagrać saksofonistę solo, dwóch saksofonistów albo nawet kwartet saksofonowy, ale wydaje mi się, że kryterium doboru artystów jest dla mnie bardzo ważne z punktu widzenia wartości muzycznej i postrzegania Ery Jazzu. Mam z jednej strony przed sobą artystę, ale z drugiej publiczność. Najgorszy sen promotora czy faceta, który organizuje koncerty to ten, że jest pusta sala. A my tutaj dochodzimy do sytuacji, że układanka Ery Jazzu pokazuje, iż publiczność szczelnie wypełnia nasze sale i te koncerty są sprzedane  na kilka dni albo nawet kilka tygodni przed wydarzeniami. A więc publiczność zawierzyła marce, mojemu wyborowi,  ale także myślę, że słucha takiej muzyki. Ja każdego tygodnia dostaje oferty od kilkudziesięciu artystów i z tego muszę wybrać kilka na festiwal czy na  koncert galowy. Staram się iść nie tym tropem, którym zwykle idą organizatorzy koncertów czyli wizją kasy, zysku i sprzedaży biletów. Staram się to umocować w głębszym kontekście, aby publiczność, która przychodzi do Auli UAM, Zamku, klubu Blue Note czy gdziekolwiek gdzie się pojawiamy była pewna, że to nazwisko, które się pojawia jest nazwiskiem ważnym. a muzyka, która płynie z estrady jest także czymś bardzo ważnym i ciekawym. Nie muszę szukać eksperymentu, pokazywać artystów którzy „rokują”..  Często łapię się na tym, że chce pokazać polskiej publiczności także tych, którzy doskonale funkcjonują w Stanach Zjednoczonych albo w Europie a do nas nie docierają.

Dlaczego nie docierają?

Z wielu powodów.  Niewielu promotorów odważa się na zaproszenie gwiazdy, której płyt nie ma w sklepach , która nie istnieje w mediach, o której się nie mówi. A zaczarowany krąg kilkunastu wielkich artystów jazzu już jest ograny. Przejechał Polskę wzdłuż i wszerz. Mogę się chwalić tymi wielkimi nazwiskami, które były w ramach Ery Jazzu jak Chick Corea, Diana Krall, Herbie Hancock, Gato Barbieri,  Dee Dee Bridgewater,  Cassandra Wilson i wielu innych i dumny jestem ze tego, że to były jedne z pierwszych ich koncertów w Polsce . Dzisiaj ci artyści ogrywają Polskę wzdłuż i wszerz. Gdy weźmiemy programy letnich festiwali to okazuje się, że ekipa