Podobno mam szczęśliwą rękę w doborze gwiazd. Poza niekwestionowanymi, wielkimi artystami staram się zapraszać także tych, dla których koncert w Polsce jest ich pierwszą prezentacją. To od koncertu Ery Jazzu rozpoczyna się często triumfalny marsz po estradach całego świata. Lista „moich” gwiazd nie ma praktycznie końca: Lynne Arriale, Patricia Barber, China Moses, Nnenah Freelon, Dianne Reeves, Omar Sosa, Friend & Fellow, Stanley Jordan, Regina Carter, Leni Stern, Carmen Souza, The Holmes Brothers, Holy Cole, Tania Maria oraz plejada gwiazd chicagowskiej New Black Music i kręgu AACM. Teraz przedstawiam – na jedynym i pierwszym koncercie w Polsce – amerykańską wokalistkę Indrę Rios Moore.

Aksamitny jazz zabarwiony brzmieniem soul i gospel to  najprostsza definicja sztuki wokalnej amerykańskiej wokalistki Indry Rios-Moore. To także symptom dzisiejszej wokalistyki jazzowej, gdzie subtelna, aksamitna barwa staje się emocją i nastrojem a piosenki nabierają brzmień wielkich i popularnych standardów. Nie może być inaczej, skoro krytycy plasują muzykę Indry Rios–Moore gdzieś między tradycją Niny Simone a jazzową przebojowością śpiewu Cassandry Wilson i Lizz Wright. I na tym porównania się kończą, bowiem Indra Rios-Moore jest niezwykła osobowością jazzowej estrady oraz wokalistką, która stworzyła niepowtarzalny styl  wnosząc  do jazzowej maniery subtelną lekkość, melodykę oraz rozkołysanie gospel i soul. Indra Rios-Moore  i jej kwartet wnoszą nowy kolor do jazzu. Różnorodność brzmień oraz niezwykle i szerokie spektrum nastrojów tworzą nie tylko autorskimi kompozycjami, ale przede wszystkim standardami jazzu, przebojami muzyki soul a nawet klasykami rocka czyniąc z nagrań i koncertów spektakle czystej radości. Prestiżowe nagrody (BMW Welt Jazz Prize, Danish Music Award/Best Jazz Vocal Album), lukratywne kontrakty z kultowymi, jazzowymi oficynami ( Verve, Impulse), aksamitnie nieskazitelny głos oraz estradowa charyzma  skrywają sztukę znakomitej, amerykańskiej wokalistki. Indra Rios-Moore to dzisiaj objawienie wokalnego jazzu, gospel i soulu  oraz artystka, która doskonale wpisuje się w wielką jazzową tradycję Sarah Vaughan, Dinah Washington. Elli Fitzgerald, Arethy Franklin czy Mavis Staples. Indra Rios-Moore śpiewa, raduje, z delikatną intonacją szepcze i swinguje. Wokalistka wspaniałe śpiewa zarówno piosenki George’a Gershwina, Steely Dan, Duke’a Ellingtona i Curtisa Mayfielda, jak i  „Heroes” Davida Bowie oraz „Money” Rogera Watersa.

Indra, nazwana przez matkę imieniem hinduskiego bóstwa-wojownika nieba i deszczu, urodziła się w portorykańskiej robotniczej społeczności. Dorastając w trudnej dzielnicy, spędziła swoją młodość w wyimaginowanym świecie zastawiona obszerną kolekcją płyt jazzu, soul i rocka jej matki Elisabeth. Równie entuzjastycznie dla talentu córki podchodził ojciec, afroamerykańsko-syryjski basista jazzowy Donald Moore, muzyk zespołów Archie’go Sheppa, Elvina Jonesa, Sonny’ego Rollinsa i Jackie’go McLeana. Śpiewanie było dla Indry zawsze ważnym doświadczeniem. Mając 13 lat otrzymała stypendium Mannes College of Music, gdzie ćwiczyła swój aksamitny, sopranowy głos oraz podstawy muzyki. Jako nastolatka uczęszczała dodatkowo na typowy dla  amerykańskich uczniów obóz Village Harmony w North Vermont. Z równym zapałem poddawała się klasycznym ariom i ćwiczeniom wokalnym, jak i budując estradowy repertuar wypełniony tradycyjnymi amerykańskimi melodiami ludowymi i starymi bałkańskimi pieśniami ludowymi. Pracując jako kelnerka w brooklyńskiej winiarni, poznała Benjamina Traerupa, duńskiego saksofonistę jazzowego; trzy tygodnie później zamieszkali razem, a rok później pobrali się i przenieśli do Danii. „Gdybym nie była młoda i trochę głupia, nigdy nie przeniosłabym się do Danii, ale byłam zakochana i nadal jestem, więc był to pragmatyczny wybór – wspomina Indra Rios-Moore. Nauka duńskiego zajęła mi cztery lata, ponieważ nie jest to język naturalnie wywodzący się z języka amerykańskiego. W końcu odkryliśmy, że kreatywność po części zrodziła się dla nas także z takich małych z trudności”. W 2007 roku  założyli Trio (Indra, Benjamin Traerup oraz basista Thomas Sejthen), które zyskało doskonałą pozycję w Skandynawii a nagrany debiutancki album „In Between” zdobył prestiżową Danish Music Award  (najlepszy album wokalnego jazzu). Równie entuzjastycznie przyjęto, zrealizowaną dla prestiżowej, amerykańskiej oficyny Impulse Records, sesję „Heartland”. Album zebrał entuzjastyczne recenzje: w całej Europie i został uznany za jeden z najlepszych albumów jazzowych roku ( Sunday Times i The London Telegraph). Singiel „Little Black Train” był  przez wiele tygodni na czele list jazzowych (iTunes we Francji, Niemczech i Danii) a francuska Telerama deklarowała, że Indra Rios-Moore ​​jest „niebiańskim głosem jazzu”.

Wraz z saksofonistą Benjaminem Traerupem, basistą Thomasem Sejthenem, perkusistą Knutem Finsrudem i gitarzystą Samuelem Hallkvistem, Indra Rios-Moore stworzyła album z balladami. „Carry My Heart” jest kontynuacją  eklektycznego  duchem i pomysłem albumu „Heartland”, ale tym razem nastrój sesji buduje świat dźwięków, który tworzy linię między utworami Steely Dan, szwedzkiej wokalistki electro-pop Robyn, Johnny’ego Nasha, The Isley Brothers, The Impressions, muzyki klasycznej, kompozycji Clausa Obermana, Duke’a Ellingtona, Curtisa Mayfielda, George’a Gershwin, Bobby’ego Caldwella oraz dwie autorskie kompozycje wokalistki. Najnowszą płyta „Freedom Road”  to pełen optymizmu i serdecznego nastroju album, w którym Indra Rios-Moore proponuje własną podróż w stronę światła, spokoju i aksamitnego nastroju. Płyta jest eklektycznym, budującym i uroczym zestawem, jazzowych  standardów i piosenek amerykańskiej wokalistki. Charyzmatyczna wokalistka wystąpiła po raz pierwszy w Polsce, na jesiennym koncercie Ery Jazzu.

Dionizy Piątkowski