Dla tych wszystkich, dla których śpiew Anny Jurksztowicz kojarzy się tylko z kultowym przebojem „Diamentowy kolczyk”, album „O miłości, ptakach i złych chłopakach” będzie zaskoczeniem. Ale tym miłym, szczególnym bowiem popularna wokalistka mierzy się tutaj zarówno z autentycznym hitem, jak i subtelną, przemyślaną muzycznie i literacko balladą. Być może jest to zgrabne przejście między „rozrywkowymi” piosenkami seriali telewizyjnych „Na dobre i na złe” czy „Matki, żony i kochanki” a jej ostatnią, refleksyjną płytą „Poza czasem. Muzyka duszy”.
Anna Jurksztowicz jest absolwentką Wydziału Wokalnego szczecińskiej Średniej Szkole Muzycznej i zadebiutowała (w 1975 roku ) w zespole wokalnym Musicus Poloniensis, by po kilku latach związać się z grupą Music Market, śpiewającą głównie muzykę spirituals i gospel. Fascynacja tradycją jazzu doprowadziła wokalistkę na estrady festiwalu Jazzu Tradycyjnego Złota Tarka, koncertowała z zespołem Sami Swoi oraz grupami Gospel Singers oraz Spirituals, realizowała autorskie recitale „Gospel i spirituals”, „Ballady jazzowe” oraz „Jazz Production”. Przełomowym w karierze wokalistki okazał się festiwal Piosenki Polskiej w Opolu w 1985 roku, gdy zaśpiewała kompozycję Krzesimira Dębskiego „Diamentowy kolczyk”. Anna Jurksztowicz została nagle i nieoczekiwanie dla niej samej „ gwiazdą muzyki rozrywkowej”.
Przy nowym albumie „O miłości, ptakach i złych chłopakach” wokalistce pomagali producent muzyczny, pianista i aranżer Grzegorz Stasiuk, kompozytor Andrzej Bonarek oraz autor tekstów Michał Zabłocki. Już z tych powodów album jest muzycznie inny. „Zabłocki stworzył coś na wzór „concept albumu” – mówi o projekcie Anna Jurksztowicz. Opowiedział historie skupione (a jakże!) wokół spraw damsko-męskich, składające się w jedną spójną całość. Tytuł płyty zdradza, że nie są to koniecznie historie szczęśliwe. Co mnie szczególnie uderzyło u Michała, to znajomość natury kobiecej”. Wokalistka dostała od producenta kompozycje w wersji minimalistycznej, zarys wizji całości oraz pierwsze pomysły Grzegorza Stasiuka. Potem spędzili długie godziny na słuchaniu przeróżnej muzyki i rozmowach. Kompozycje Andrzeja Bonarka stworzyły wiele możliwości interpretacji. „ Szukaliśmy zatem takich – wspomina prace nad albumem Anna Jurksztowicz – które dadzą najlepszą możliwość oddania treści tekstów Michała i – nie ukrywam – będą najlepsze dla mnie”.
Album „O miłości, ptakach i złych chłopakach” jest pięknie dopracowaną, muzyczną opowieścią, w której melancholia piosenkarki mierzy się z – jakby jej naturalną- pogodą ducha i radością muzykowania. Anna Jurksztowicz jest bowiem na tyle doświadczoną artystką, że zbudowanie nastroju i brzmienia każdej piosenki to tylko kwestia naturalnego wyczucia i swobodnej interpretacji. Może właśnie dlatego, piosenek z nowego albumu słucha się z ogromną sympatią i radością, nie upatrując w nich „weekendowego hitu”, lecz głębszych – choć pogodnie rozgrywanych – brzmień. Przebojowy wręcz nastrój piosenek „ „Sto papug”, „Deklinacje”, „Błąd”, Ty baba ja chłop” i „Tylko luz” piosenkarka i jej znakomity zespół przeciwstawia mądrym, melodyjnym balladom „Mój książę”, Oskarżam cię”, Nigdy w życiu nic na siłę”. Ale bawi się także muzycznym dowcipem, jak w utworze „Bujamy się (po słowie słowo)” , z oczywistym aranżacyjnym nawiązaniem do kultowego „Zmysły Precz” z filmu „Kingsajs„.
„ Jestem dość ekstrawertyczna i otwarta – konkluduje Anna Jurksztowicz. Zdaję się na sugestie innych, także mężczyzn, ale najchętniej na własne. Miles Davis powiedział, że w muzyce nie ma przyjaciół. Każdy gra swoje, mimo iż to często gra zespołowa. Muzykę sygnuję swoim nazwiskiem, więc nie chciałabym robić czegoś, do czego nie mam przekonania. Lubię cyzelować brzmienie i całokształt, sama reżyseruję koncert… W trakcie pracy nad albumem współpracowałam rzeczywiście niemal z samymi mężczyznami. Teksty napisał Michał Zabłocki, a muzykę skomponował Andrzej Bonarek. Nie dość, że obydwaj są mężczyznami, to jeszcze mieszkają w Krakowie. Moim producentem kreatywnym został Grzegorz Stasiuk, mentorem Jacek Żurawski, a reżyserem dźwięku Marek Dulewicz, także mężczyźni. Ponadto wśród muzyków sesyjnych nie ma ani jednej kobiety, oprócz chórzystek. Pomimo tego będę się upierała, że to płyta bardzo kobieca”.