Wśród artystów nie-jazzowych, których chętnie słuchałem już w latach osiemdziesiątych David Bowie zajmował miejsce bezpieczne. To znaczy  słuchałem jego nagrań, ale nie pasjonowałem się na tyle by wprowadzać je go mojego sztywnego, rockowego kanonu. Dopiero album „Absolute Beginners”  z 1984 roku zwrócił mi uwagę na niebanalnego twórcę, który strukturę rocka traktuje li tylko jako impuls do szerszego, artystycznego działania. Piszę to to pod wrażeniem „ Blackstar” – ostatniej płyty  Davida Bowie’go. Te dwa albumy spina jedna ważna klamra : Bowie nagrał te albumy z udziałem wspaniałych muzyków jazzowych ! Na „ Absolute Beginners ” pojawił się legendarny Gil Evans wraz ze swoim zespołem i perfekcyjnymi aranżacjami, z kompozycjami Charlesa Mingusa oraz brawurowym „ So What ” Milesa Davisa.

„Blackstar” przynosi muzykę przypominającą brzmienie i skojarzenie z „filmowym”  albumem „ Absolute Beginners”, momentami jest wręcz ( w orkiestrowych partiach) podobny.  No i plejada muzyków pod wodzą  Donny’ego McCaslina , którzy wsparli band Bowiego realizując „ Backstar”  : gitarzysta Ben Monder, pianista Jason Lindner, basista Tim Lefebvre, perkusiści Mark Guiliana i James Murphy.Prawie wszystkie utwory, które zostały zarejestrowane, zostały wcześniej nagrane przez D. Bowiego w jego domowym studiu.  „Blackstar” został nagrany w dwóch częściach i w dwóch wersjach – jedna z jazzowym saksofonem, druga z „jazzującym” fletem. W trakcie sesji nagrano kilkanaście piosenek a większość utworów została nagrana bardzo szybko, zazwyczaj nie grano żadnej piosenki więcej niż dwa, trzy razy i – jak wspomina  McCaslin-  w studiu panowała jazzowa atmosfera .Piękna i ważna płyta w historii muzyki !

Dionizy Piątkowski