z Dionizym Piątkowskim rozmawia Marek Zaradniak
Era Jazzu coraz bliżej. Czy wszystko jest już zapięte na przysłowiowy ostatni guzik, czy jeszcze Pan dopina?
Wszystko jest już dawno zapięte, a ja już jestem myślami, pomysłami, a czasami pewnymi działaniami przy Erze Jazzu 2017, bo Era Jazzu to taki projekt, nad którym trzeba długo pracować. Festiwale robi się długo. Musi być przede wszystkim pomysł, który w przypadku Ery Jazzu jest, bo ona w swym głównym zamyśle się nie zmienia. Po drugie szukam takich artystów, którzy są niezwykle ciekawi i są trochę inni. Już teraz nie idę rytmem komercyjnym, bo te gwiazdy zaprosić najprościej, ale najwięcej trzeba też za nie zapłacić. Tegoroczna Era Jazzu jest zapięta. Jest już w fazie końcowej, a dla nas najciekawszej czyli tej, kiedy publiczność decyduje czy mój wybór był słuszny. Kupuje bilety. Patrzy, gdzie przyjść i na co, bo tegoroczny festiwal to wciąż impreza, którą w Poznaniu na nowo budujemy. To już nie jest ta Era Jazzu sprzed lat. Ubiegłoroczny festiwal był sukcesem, ale pokazał też, w jakim kierunku ta impreza ma zmierzać.
Czyli w jakim?
W kierunku przede wszystkim prezentacji wielkiej sztuki, pokazywania artystów, którzy niekoniecznie pojawiają się na pierwszych stronach gazet, którzy nie są gwiazdami komercyjnymi, ale doskonale funkcjonują na rynku jazzowym. Dla mnie ta trudność polega na tym, że ja przywożę artystów czasami po raz pierwszy, takich, o których nikt w Polsce nie wiedział i w Poznaniu robimy im ten specjalny, ekskluzywny koncert. Era Jazzu jest imprezą, podczas której chcemy pokazać, że wielka sztuka dzieje się bardzo blisko nas. Na wyciągnięcie ręki. W tym roku mamy dwie duże imprezy galowe. Pierwsza związana przede wszystkim z promocja poznańskiego jazzu z Krzysztofem Komedą i projektem specjalnym oraz druga gala w Teatrze Wielkim, gdzie pojawi się China Moses, gwiazda, która kalendarz koncertowy ma wypełniony udziałem we wszystkich najważniejszych festiwalach. My pokażemy ją w Poznaniu po raz pierwszy. Sądziłem, że będzie to pierwszy jej koncert w Polsce, ale okazało się, że nie, bo China Moses wraz ze swoją mamą Dee Dee Bridgewater wystąpiła na wielkim koncercie NOSPR-u w Katowicach z okazji urodzin Terence Blancharda. Do Poznania China Moses przyjeżdża z repertuarem ze swoich dwóch ostatnich płyt, a także z nowym projektem, który od niedawna jest promowany.
Jakie jest zainteresowanie Erą Jazzu?
Myślę, że takie jak na imprezy jazzowe przystało. Na samym początku jest pełen zachwyt i kupowane są bilety przez tych wszystkich, których nie muszę przekonywać ani do muzyki jazzowej, ani do nazwisk. Potem jest taki moment, który nazywam wyczekiwaniem. Może ten artysta, a może ten koncert, a może inny? W tej chwili większość biletów jest sprzedana i wydaje mi się, że możemy odtrąbić sukces frekwencyjny.
Czym Pan się kierował dobierając takich, a nie innych wykonawców?
Ubiegłoroczny festiwal miał hasło: kolorowy świat jazzu. Było ono bardzo szerokie, bo było w nim miejsce na bossa novę, muzykę stricte jazzową i funkową. Tegoroczny festiwal jest, tak mi się wydaje, bardziej jazzowy. Mamy tego ortodoksyjnego jazzu bardzo dużo. A jednym z najważniejszych koncertów będzie występ legendarnego saksofonisty Chico Freemana…
Który zagra z poznańskimi muzykami…
Tak. To artysta, który nagrał kilkadziesiąt płyt z najważniejszymi muzykami jazzu i nie tylko. I to jest taka paralela do tego, co się dzieje od lat, bo Freeman jest związany z ruchem AACM, a więc z muzyką chicagowską. Myślę, że sporym zaskoczeniem dla dużej części publiczności festiwalu Made In Chicago będzie to, że ten awangardowy Chico Freeman zagra z poznańskimi muzykami piękne jazzowe melodie. Zaprosił do współpracy nasze trio pod kierownictwem basisty Damiana Kostki, który przygotował premierę jego najnowszej płyty. Razem stworzą coś, co się już nigdy nie powtórzy, bo poznańskie projekty specjalne zmierzają w tym kierunku, aby pokazać, co tutaj powstaje, co tutaj ma swój początek. Kiedy to się rozwinie, nikt tak na dobrą sprawę nie wie. Chociaż niedawno otrzymałem sygnał ze Stanów Zjednoczonych, że Vinx zaprosił na krótką trasę koncertową po Rosji poznański zespół, który wystąpił z nim na Erze Jazzu w ubiegłym roku. A więc jest zasiane jakieś ziarenko działań światowych. Być może równie ciekawie rozwinie się sytuacja z Chico Freemanem. Ale w Poznaniu zjawi się też legendarny gitarzysta James Blood Ulmer. Tak. Ten 76-letni artysta gra dziś muzykę odległą od nowoczesnego jazzu. Gra muzykę bluesowo-jazzowo-korzenną. James Blood Ulmer był gościem drugiej Ery Jazzu w Poznaniu lat temu 16, 17 i dał wtedy porywający koncert. Teraz zaprezentuje specjalny projekt przygotowany na króciutką trasę europejską. Będzie to w klubie Blue Note wieczór dla fanów muzyki jazzowej, bluesowej i funkowej. Rozmawiałem z managerem Ulmera, pytając go, jaki repertuar zostanie zaprezentowany i uzyskałem odpowiedź, że nie wiadomo, bo James Blood Ulmer jest szalonym artystą potrafiącym przystosować swoją muzykę do nastroju publiczności i miejsca.
A śpiewające gwiazdy?
Pojawi się w Poznaniu Anthony Strong. To jest nowy wokalista brytyjski, niezwykle już popularny w Europie. Można powiedzieć, że to nowy Michael Buble. Jest z pokolenia, które w tej chwili z przytupem wchodzi w wokalistykę jazzową. A więc z jednej strony jest swingowy Frank Sinatra, z drugiej strony szukanie nowoczesności, prawie, że popowo-rockowej. Anthony Strong nagrał trzy płyty dla Universalu i jest w tej chwili numerem 1. Gdybyśmy porównywali Stronga i Matta Duska w Polsce to ich popularność jest tu inna niż na Zachodzie. Anthony Strong jest na Zachodzie dużo wyżej notowany niż Matt Dusk. Matt Dusk ma w Polsce już wyrobioną markę. Ma żonę Polkę i przyjeżdża tu kolejny raz. A Anthony Strong pojawi się po raz pierwszy i myślę, że będzie to bardzo przyjemny wieczór w Piano Barze. Elegancki, przystojny mężczyzna będzie śpiewał muzykę, która jest chyba kluczem do polubienia jazzu czyli muzykę swingową. Z drugiej strony mam też śpiewającą kobietę czyli Deborah J. Carter, która przeniosła się przed laty do Holandii, wychodząc za mąż za jednego z tamtejszych gitarzystów, który także będzie grał w jej z