z Dionizy Piątkowskim rozmawia Elżbieta Chojnowska
Era Jazzu istnieje na naszym rynku muzycznym już od kilku lat. Zwraca uwagę to, że w tak trudnych dla kultury czasach, zaobserwować można jej coraz większą ekspansywność, coraz szerszą gamę propozycji. Jak to Pan robi ?
W ciągu niespełna kilku lat ogólnopolski cykl koncertowy ERA JAZZU stał się znaczącym przedsięwzięciem kulturalnym plasowanym w ścisłej czołówce polskich imprez jazzowych. W plebiscycie Jazz Forum cykl ERA JAZZU uznano za wydarzenie roku; podobnego zdania są także opiniotwórcze media ogólnopolskie. Sukces ten bierze się z konsekwencji naszych działań. Od samego początku, a więc jesieni 1998 roku niewiele zmieniłem jeśli chodzi o generalną ideę tej imprezy .ERA JAZZU – to ogólnopolski cykl koncertów klubowych i galowych z udziałem najwybitniejszych gwiazd współczesnego jazzu. Kulminacją serii jest coroczny, wielodniowy, ogólnopolski festiwal ERA JAZZU. Program ERY JAZZU obejmuje zarówno koncerty wielkich gwiazd ,jak i szeroką prezentację najciekawszych jazzowych zjawisk i trendów. I to nie tylko poprzez koncerty najwybitniejszych twórców tego gatunku, ale także poprzez liczny udział entuzjastów tej muzyki w wielu koncertowych przedsięwzięciach. Klubowe koncerty , galowe recitale w prestiżowych salach oraz okolicznościowe wydawnictwa to najważniejsze propozycje cyklu ERA JAZZU. Seria koncertowa ERA JAZZU jest pomysłem na prezentację najwybitniejszych innowatorów jazzu. Staram się by cykl ten miał swą regularna amplitudę koncertową; każdego roku – na wiosnę – prezentuję festiwalową edycję ERY JAZZU. Nie nazywam tego festiwalem, bo formuła festiwalowa odnosi się zazwyczaj do kilkudniowej, okazjonalnej imprezy, która po kilku tygodniach przechodzi do lamusa.
Warto podkreślić fakt, że proponuje Pan niezwykle szeroką gamę muzycznych propozycji..
W ramach ERY JAZZU polskiej publiczności przedstawiono najwybitniejszych twórców jazzu. Co znamienne, wielu artystów pojawiło się na zaproszenie ERY JAZZU po raz pierwszy w Polsce; tak było w przypadku Abbey Lincoln, Steve’a Lacy, Lee Konitza, artystów chicagowskiej sceny AACM. Na koncertach ERY JAZZU zaprezentowali się m.in. Paul Motian, Steve Swallow, John Abercrombie, Steve Lacy, Al Foster, Mike & Kate Westbrook, John Blake, Jamalaadeen Tacuma, Lynne Arriale, Trevor Watts, Birelli Lagrene, Dave Liebman, Lee Konitz, James Blood Ulmer, Ethnic Heritage Ensemble, Jacky Terrasson , John Scofield, że wymienię tylko tych najważniejszych .Gwiazdami koncertów galowych byli Abbey Lincoln, Gato Barbieri, Patricia Barber, Dino Saluzzi, Al Di Meola, Jan Garbarek & The Hilliard Ensemble, kwartet Oregon, Joe Zawinul & Syndicate, The Kronos Quartet, Orkiestra Kameralna PR pod dyr. Agnieszki Duczmal & Al. Di Meola, Jacques Loussier , Flora Purim & Airto Moreira, John Scofield oraz ( w koncertach plenerowych) Tribute To Glenn Miller Orchestra. ERA JAZZU jest – co wyróżnia to przedsięwzięcie od innym, podobnych imprez w Polsce – jest wyraźnie , stylistycznie “sformatowana” , to znaczy jest imprezą w całym tego slowa znaczeniu j a z z o w ą. Nie szukam artystów z pogranicza jazzu, zwłaszcza jakiś przejściowych mód; interesuje mnie jazz ze wszystkimi jego mutacjami, ale ten tworzony potrzebą artystycznego wyzwania, a nie komercyjnej, przemijajacej mody. I choć w naszym cyklu pojawiają się projekty para-jazzowe , to jednak nikt nie zarzuci mi,że np. Jan Garbarek i Hilliard Ensemble , że Kronos Quartet, Al. Di Meola wraz z Dino Saluzzim, projekt Penderecki …JAZZ czy Detroit Gospel Singers są odlegli od jazzu. To jest artyzm tej muzyki i standard pasujący do ERY JAZZU.
Czy łatwo być w Polsce promotorem muzycznym ?
Jeśli ktoś naprawdę interesuje się muzyką, to łatwo. Obowiązuje naczelna zasada: trzeba być wiarygodnym i konsekwentnym. Gdybym po 30 latach spędzonych w jazzie zaczął nagle organizować np. „country po polsku”, to nie byłoby to w porządku wobec „ mojej” publiczności. Stałbym się niewiarygodny.Wadą zawodową wielu promotorów muzycznych jest to, że rozmieniają się na drobne, zajmują się wszystkim. Jak się nadarzy okazja, to robią przedsięwzięcie folkowe, jak się uda, to rockowe, potem jazzowe, potem biesiadne. Tak nie można pracować ! Podczas pobytów w Stanach Zjednoczonych nauczyłem się jednego: musisz konsekwentnie dochodzić do perfekcji w jednej dziedzinie. Ja zawsze byłem oddany jazzowi i maniakalnie wręcz kojarzony z jazzem.
Czy Pana działania menadżerskie związane są z wykształceniem ?
To czym się zajmuję wynika z moich zainteresowań i pasji. Chociaż jestem dyplomowanym entografem ( specjalność folklor muzyczny), wykształconym dziennikarzem i absolwentem kursu „Jazz & Black Music „ kalifornijskiego UCLA .Gdybym był dyplomowanym handlowcem sprzedającym jazz jak banany, na pewno byłoby mi łatwiej być szefem przedsięwzięcia jazzowego. Ale z drugiej strony, nie byłym postrzegany jako szczery entuzjasta i znawca tej muzyki. Erę Jazzu stworzyłem sam, od początku, trochę realizując marzenie wykreowania „ własnego kawałka podłogi”. Nie podchodziłem do przedsięwzięcia jak biznesmen, nie tworzyłem biznes-planu, ani chłodnej, finansowej kalkulacji. Chciałem realizować koncerty na najwyższym poziomie, doskonale produkowane, świetnie promowane. Może zabrzmi to dziwnie ale dopiero po trzecim koncercie na moim biurku pojawił się kalkulator. Zbyt długo byłem lekkoduchem. Wydawało mi się, że wystarczy znać dobrego muzyka, zadzwonić do niego, a on przyjedzie, zagra na koncercie i będzie fantastycznie. Po pierwszych koncertach dostałem kubeł zimnej wody. Okazało się, że kiedy artyści wyjechali, pozostały rachunki za salę, hotel, nagłośnienie, światło. Dziś przed każdym przedsięwzięciem robię przede wszystkim kosztorys. Wcześniej nie przychodziło mi to do głowy.Na rynku jazzowym egzystuję blisko 30 lat. Początki były początkami fana, potem dziennikarza muzycznego piszącego dla prasy krajowej i zagranicznej, autora książek, programów radiowych i telewizyjnych. Potem zacząłem organizować drobne koncerty, promować artystów. Wciąż jednak była to działalność „ amatorska”, w tym sensie, że po pierwsze w latach 80. rzeczywistość była inna, po drugie wszystko ogarniać musiałem sam. Zdałem sobie sprawę, że mam coraz bardziej ambitne plany i czas wieloletniej przymiarki do Wielkiego Jazzu należy zakończyć.
I tak powstała Era Jazzu ?
W pewnym sensie tak, ale miałem za sobą już spory, wieloletni bagaż festiwalowych, estradowych doświadczeń. Początkowo wydawało mi się, że stworzę małą klubową imprezę, która się będzie toczyła przez cały rok, a od wielkiego dzwonu zrobię duży koncert. Tak egzystują np. festiwale francuskie. Ale sprawy ,a może więcej ambicje, nabrały rozpędu Zdobyłem zaufanie prestiżowych spo