z Dionizym Piatkowskim, autorem monografii „Czas Komedy” rozmawia Iwona Torbicka
Leopold Tyrmand, publicysta, prozaik, krytyk muzyczny, napisał kiedyś prowokacyjnie, że „popaździernikowa odwilż była bardziej skutkiem jazzowej rewolucji niż krwawych wydarzeń poznańskich. Bohaterem tej „rewolucji” był właśnie Krzysztof Komeda. Jego zespół w 1956 roku zawładnął Festiwalem Muzyki Jazzowej w Sopocie. Tłumy oszalały na jego punkcie, przez tydzień fruwały marynarki, kiedy grał „Sekstet Komedy”. Czy można zaryzykować stwierdzenie, że dzięki Komedzie ten festiwal był dla europejskiego jazzu tym, czym pierwsza edycja amerykańskiego festiwalu Woodstock dla rocka?
Przełomem był sam festiwal, który przełamał stereotyp jazzu, jako muzyki burżuazyjnej, niecnej, kapitalistycznej. Ten sam Tyrmand lansował wtedy także ciekawą argumentację gloryfikującą jazz w socjalistycznej rzeczywistości . Jazz nie jest – wg Tyrmanda- wytworem burżuazyjnej klasy społecznej, lecz związany jest z tzw. dołami społecznymi, amerykańskimi Murzynami, którzy jako lud uciemiężony kapitalizmem wyzwalał się swoja muzyką , a zryw ten można tłumaczyć już tylko jako socjalistyczny, słuszny bunt. Ale poważnie – jazz mimo swojej oczywistej burżuazyjnej maniery, jaką mu przypisywano w Polsce w latach powojennych nigdy nie stał się nurtem zakazanym czy prześladowanym. Popularne wtedy określenie „jazz katakumbowy” nie wynikał z zakazu uprawiana tej muzyki, ale z dość rachitycznej sceny jazzowej, głownie opartej o przebrzmiały, orkiestrowy swing oraz pogodny, bezproblemowy dixieland. Są dowody, także te poznańskie , na spory aplauz dla nowoczesnego jazzu lat pięćdziesiątych. To wtedy działały zespoły Jerzego Grzywińskiego, Jerzego Miliana, Krzysztofa Trzcińskiego. To także wtedy działał , całkowicie przez władze popierany i częściowo finansowany Klub Jazzowy Tygodnika Zachodniego. Zespół Komedy- Trzcińskiego stał się wtedy manifestacja nowoczesności. Bo to właśnie Sextet Komedy przełamał stereotyp postrzegania jazzu. Stał się – obok zespołów Andrzeja Trzaskowskiego- prekursorem nowoczesnego modern-jazzu w Polsce. I stąd ten sukces muzyki, zespołu i samego Krzysztofa Komedy. Zaistniał- używając języka dzisiejszych mediów – jako idol swojej epoki. Jazz, teraz ten pokazywany przez Komedowców stał się także pokoleniowym manifestem sporej grupy młodzieży, dla której amerykańskie jeansy, coca-cola i bikiniarskie skarpetki nie były już argumentami wrogiej nowoczesności. Wtedy, w połowie lat 50-ych, taka manifestacją stał się jazz. W pewnym sensie pierwszy festiwal w Sopocie stał się ważną cezurą mentalnościową oraz artystyczną manifestacja młodych. Ważniejszym niż festiwal jazzowy w Sopocie ( od 1958 roku już w Warszawie jako Jazz Jamboree) były koncerty – także w Poznaniu 18 marca 1958 roku – amerykańskiego pianisty Dave’a Brubecka, który wraz ze swoim kwartetem tak na dobre wyznaczył perspektywy oraz modę dla nowoczesnego jazzu w Polsce.
Płyta „Astigmatic” z muzyką Komedy, nagrana w grudniu 1965 roku w sali Filharmonii Narodowej w Warszawie uznana została przez „Jazz Forum” za polski album jazzowy wszechczasów. Brytyjski „Jazzwise” umieścił ją na liście stu płyt jazzowych, które wstrząsnęły światem. Jeden z dziennikarzy polskich, od lat mieszkający w Szwecji napisał, że pierwsze szwedzkie słowo, które poznał to „Kattorna” (kocice) – tak właśnie nazywał się jeden z trzech utworów ze wspomnianej płyty. Co takiego jest w kompozycjach Komedy, że ciągle brzmią bardzo współcześnie?
Kiedy teraz , po pół wieku , słucham „ Memory of Bach” , słynnej kompozycji Komedy i Miliana zaprezentowanej przez Sextet w Sopocie w 1956 roku trąci ona jakąś archiwalną myszka. Jest nowoczesna w pojęcie lat pięćdziesiątych i tego wszystkiego co niósł amerykański modern i cool – jazz tamtej dekady. Więcej w niej stylistyki i skojarzeń z Modern Jazz Quartet i sonatą J.S.Bacha niż przełomowym „ Birth of The Cool” Milesa Davisa. Ale kiedy słucham „ Astigmatic” natychmiast pojawia się ten nieokreślony nerw nowoczesnego jazzu. To jest album, który mogły powstać także dzisiaj . Jest na wskroś współczesny, nowocześnie zagrany i jeszcze lepiej skomponowany. To jest nagranie na miarę najznamienitszych płyt jazzu. Szkoda, że wtedy nie istniała ECM, bo „ Astigmatic „ mógłby być tam albumem ważniejszym niż nagrania Keitha Jarretta, Jana Garbarka czy Charlesa Lloyda .”Kattorna”, „Astigmatic” i „Svantetic” to niezwykle nowatorskie kompozycje Komedy; pełne emocji, zwariowanych skal i brzmień, ale także niezwykle romantyczne. Po latach, niemiecki krytyk Joachim E. Berendt określił tę stylistykę jako ‘; slavic kind of jazz”. Czyż potrzebny jest lepszy komplement dla polskiej muzyki, która powstała pół wielu temu ?
Komeda znakomicie funkcjonował w Ameryce – osiągnął sukces na skalę światową. Razem z Romanem Polańskim i Markiem Hłaską stworzył trio, o którym głośno było za oceanem. Do tej pory żadnemu polskiemu artyście nie udało się osiągnąć takiego sukcesu, bo przecież sukcesy Michała Urbaniaka i Tomasz Stańki to jednak nie to samo. Czy Ameryka pamięta o genialnym polskim jazzmanie, grane są tam jego utwory? Bo w Polsce wykonywane są rzadko.
Komeda funkcjonuje w świecie przede wszystkim jako kompozytor muzyki filmowej. Choć jego muzyka jest , w formie i fakturze muzyką jazzową – to Komeda nie jest postrzegany jako artysta jazzu. Mówienie zaś, zwłaszcza w odniesieniu do światowej kariery – o K.Komedzie, jako jazzmanie jest sporym uproszczeniem. Trzciński był doskonałym kompozytorem, zgrabnie wplatającym jazz w swój muzyczno-ilustracyjny patos. Jednak jako pianista nie zaistniałby jako jazzman, bowiem konkurencja także w Polsce , np. znakomity wtedy Andrzej Trzaskowski, była zbyt ogromna. Za sukcesem muzyki Komedy stoją przede wszystkim brawurowe jazzowe interpretacje i muzycy tej klasy co Tomasz Stańko, Rune Carlson, Bernt Rosengren, Ptaszyn Wróblewski, Jerzy Milian. To oni zbudowali jazz Komedy ! Co ciekawe, zazwyczaj kiedy pojawia się nazwisko Komedy, natychmiast łączy się je z sukcesami filmów Polańskiego. Często padają także inne polskie nazwiska. Najważniejszymi są w USA chyba tylko trzy: Polański, z niekwestionowaną pozycją, robiący wielką amerykańską karierę Tomasz Stańko i kompletnie w Polsce zapomniany Bronisław Kaper, twórca muzyki do ponad 15o filmów, pierwszy polski laureat Oscara , którego słynna kompozycja „ Invitation ” stała się wielkim standardem granym przez najwybitniejszych jazzmanów.
Komeda grał tzw. modern jazz, czy w epoce post modern jego muzyka może zainspirować muzyków? Słyszałam o szwedzkiej grupie, która nazywa się „Komeda” – grają avant pop, komponują muzykę do filmu i teatru. Kilka lat temu wydali płytę „Kokomemedada”.
Kompozycje Komedy są niezwykle nośnie i universalne. Najlepszym dowodem jest zachwyt, z jakim do muzyki Trzcińskiego podchodzi Tomasz Stańko. Trębacz zrealizował wraz z Komedą legendarny album „ Astigmatic”. Ale to nagrania dla monachijskiej ECM Records otworzyły mu drzwi do wielkiej, światowej kariery. Co ciekawe, wiele z tych płyt jest albo w całości oparta o kompozycje Komedy, jak choćby wspaniały album „Litania” ,albo niezwykle mocno inspirowana muzyką Komedy. Kompozycje Komedy pojawiają się często na płytach polskich jazzmanów: od nieciekawych jak „ Tribute To Komeda” Marysi Sadowskiej i „Smooth Komeda” Adama Wendta oraz najprzeróżniejszych mutacji piosenek Komedy ( z tekstami Wojciecha Młynarskiego), w wykonaniu gwiazd rodzimej estrady: od Ewy Bem po Ryszarda Rynkowskiego, po doskonałą „ Crazy Girl ” polsko-amerykańskiej formacji Komeda Project” Wydaje mi się, że muzyka Komedy czeka jeszcze na swój czas. Mimo, że pojawiają się różne pomysły oparte o kompozycje poznańskiego artysty, to jednak najciekawsze związane są zazwyczaj z wykorzystaniem tej muzyki, jako ilustracji do filmów, spektakli, baletów.
W internecie na hasło Komeda wyskakują setki tysięcy trafień, w większości z nich Komedę określa się jako kompozytora głównie muzyki filmowej. Wszystko chyba przez kołysankę, skomponowaną przez niego do filmu „Rosemary’s Baby” Polańskiego, która stała się światowym przebojem. Dla jazzfanów Komeda pozostaje jednak przede wszystkim jednym z filarów jazzu europejskiego…
Zawsze kiedy pada pytanie o polskiego jazzmana w USA ,pojawia się nazwisko Krzysztofa Komedy-Trzcińskiego choć przecież jego kariera i zaszczyty związane były przede wszystkim z ilustracyjną, jazzową muzyką filmową. Postać i twórczość Komedy chyba zbyt pomnikowo urosła w polskiej kulturze do rangi symbolu i legendy. Choć żaden inny polski jazzman nie wywarł równie ogromnego wpływu na nowoczesną ,polską, muzykę jazzową, to kariera i uznanie przyszły w 1957 roku gdy rozpoczęła się długoletnia współpraca Komedy z reżyserem Romanem Polańskim, dla którego skomponował muzykę do ponad 50 filmów. To był moment przełomowy w życiu i karierze K. Komedy. Kiedy w 1961 roku powstała muzyka do filmu Polańskiego “Nóż w wodzie”; obraz ten otworzył drogę do światowej kariery tak Polańskiemu, jak i Komedzie. W 1968 roku Krzysztof Komeda wyjechał do USA by pisać muzykę do nowego filmu Romana Polańskiego “Rosemary’s Baby”. Wielkim przebojem okazała się tytułowa ballada z filmu, która – co warto szczególnie podkreślić – pretendowała do Oskara. Film ten przyniósł sławę obu Polakom. Dla Polańskiego był to moment zwrotny w jego karierze w Hollywood, dla Komedy początek profesjonalnej pracy, jako kompozytora muzyki filmowej. Ale i z odejścia od samego jazzu ! Czy z dzisiejszej perspektywy oraz karier innych polskich jazzmanów i kompozytorów w Stanach i w Europie jest to światowy sukces ?. Byłbym bardzo ostrożny w ferowaniu takich wyroków.
Czy jako wykładowca jazzu na Uniwersytecie w Pittsburghu mówisz o muzyce Krzysztofa Komedy?
Amerykanów interesuje przede wszystkim percepcja ich muzyki, ich jazzu w Europie. To jest trochę dla nich egzotyczne, więc każda informacje on jazzie z Polskie, z Europy jest ciekawa. Staram się umiejscawiać polski jazz na szerszej, europejskiej płaszczyźnie, zwłaszcza teraz, gdy nasi jazzmani odnoszą spore sukcesy na niemal całym świecie. To nie są pojedyncze nazwiska Urbaniaka, Komedy, Makowicza, Seiferta, Stanki, ale także rozległe hasła, które są bardzo oczywiste z polska kulturą i naszymi twórcami. Jednak Komeda jest postrzegany bardziej, jako twórca muzyki filmowej i najczęściej porównywany z tym co w Ameryce stworzył na potrzeby muzyki ilustracyjnej. Zawsze jest łączony z Polańskim, bo to jakiś światowy stereotyp, ale coraz częściej mogę mówić o polskiej szkole kompozytorów muzyki filmowej: Komedzie, nominowanym do Oscara za „Rosemary’s Baby”, Kaperze – nominowanym wielokrotnie do Oscara oraz laureata z 1957 roku ( za ścieżkę dźwiękowa do filmu „ Lili” ) oraz naszym najnowszym laureacie, kolejnym poznaniaku J.A.Kaczmarku. Niestety- nie możemy powiedzieć, że są to Oskary dla polskiego jazzu, bowiem stylistyka muzyki ilustracyjnej tych trzech kompozytorów jest z różnych stopniu bliska , jak i bardzo odległa od jazzu. W ubiegłym roku zgłosiłem nawet Komedę do Pitt Jazz Hall Of Fame, ale wśród moich amerykańskich kolegów kandydatura jazzmana z Poznania przepadła. Laureatami w tym roku zostali Dave Brubeck i swingowy pianista Teddy Wilson.
Twój ulubiony utwór Komedy, to…
Nie mam ulubionych kompozycji czy nagrań jazzowych. Słucham wielu płyt .Także Komedy. Najbardziej cienię „ Astigmatic” w wersji koncertowej nagranej na Warszawie na JJ’65 oraz w kopenhaskim klubie Montmarte. Tam gra nasz super-team: Komeda, Stańko i Urbaniak. Wspaniała, ekspresyjna i niezwykle impulsywna muzyka. Często wracam do muzyki ilustracyjnej Komedy, tej , która otwarła mu drzwi do światowej kariery: Kattorna, Nóż w wodzie, Jutro premiera, także wspaniałe etiudy baletowe. To są nagrania, które świadczą o światowej formule muzyki jazzmana z Poznania !
z Dionizym Piątkowskim rozmawiała Iwona Torbicka/Gazeta Wyborcza/2017