Lionel Hampton ( 20.04.1908 -31.08.2002) – wybitny wibrafonista jazzu  i jeden z pierwszych muzyków grających jazz na tym instrumencie,  naukę pobierał w Holy Rosary Academy w Collins (stan Wisconsin),gdzie od zakonnicy- dominikanki nauczył się podstaw gry na perkusji. Po śmierci babki, Lionel – jako nastolatek – zamieszkał ze swym wujem, Richardem Morganem. Morgan – wydawca nielegalnych płyt i przyjaciel wielu gwiazd muzyki rozrywkowej -zachęcał swego bratanka  do estradowej kariery. To on kupił  Lionelowi pierwszy komplet bębnów, wzorowany na zestawie idola chłopaka – Jimmy’ego Bertranda, grającego w zespole Erskine’a Tate’a w Vendome Theatre. Hampton zaczął od grania w zespołach chłopięcych organizowanych przez „czarne” chicagowskie czasopismo Defender. Pod koniec lat 20-tych grał na bębnach w lokalnych zespołach, prowadzonych przez Curtisa Mosbyego, Reba Spikesa i Paula Howarda. Na początku lat 30-tych  pracował jako bębniarz dla Vernona Wilkinsa, Charlie’ego Echolsa i Lesa Hite’a, prowadzącego etatową orkiestrę w Cotton Club w Los Angeles. To właśnie orkiestra Hite’a akompaniowała Louisowi Armstrongowi w czasie koncertów i przy nagraniach. W czasie niektórych z tych sesji Lionel Hampton grał na wibrafonie. Sporadycznie grał także na fortepianie i śpiewał.  Wkrótce pozycja jaką osiągnął umożliwiła mu założenie własnego zespołu.

W czasie występów Hamptona z własnym zespołem w Paradise Club przy Central Avenue, dołączyli do niego Benny Goodman, Teddy Wilson i Gene Krupa. To  producent John Hammond  namówił Goodmana, by poszedł posłuchać i zagrać z Hamptonem. Wrażenie było  mocne, a zorganizowane  jam session tak obiecujące, że zaproszono Hamptona do udziału w sesji nagraniowej Tria Goodmana, zaplanowanej na następny dzień. Płyty nagrane przez kwartet Bennyego Goodmana okazały się tak udane, że w kilka miesięcy potem zaproszono Hamptona już do stałej współpracy. Przez następnych kilka lat stanowił integralną część pełnej sukcesów historii zespołu, nagrywając liczne płyty z kwartetem, a potem, po dojściu Charliego Christiana, z sekstetem. Okazjonalnie pojawiał się też z big-bandem, zasiadając przy bębnach ( od chwili nieoczekiwanego opuszczenia orkiestry przez Krupę w 1938 roku).

W samym czasie z RCA Victor zwróciła się z propozycją nagrania serii płyt w małych obsadach. Lionel Hampton angażował do tych nagrań wielu różnych muzyków, z zespołów odwiedzających miasto.  Nagrania z tymi zespołami należą teraz do kanonu jazzowej klasyki, a ich artystyczny poziom  jest nienaganny. Na początku lat 40-tych Lionel Hampton zaczął myśleć o  własnym zespole: przy przychylnej postawie i wsparciu finansowym Goodmana, sformował w 1941 roku własny big-band. Swym zastępcą i asystentem mianował Ernie’ego Royala, zaś wśród solistów, jeszcze w tym czasie niemal nieznanych, byli Ernie Royal, Illinois Jacquet, Jack McVea, Irving Ashby i Milt Buckner. Big-band począł odnosić wielkie sukcesy, oferując publiczności mieszankę nastrojowych ballad i porywających rytmem kompozycji swingowych. Wykorzystując rosnącą popularność rhythm and bluesa, Hampton wypracował swój własny, oryginalny styl ( jak się później okazało, mający zachować aktualność przez następne półwiecze). Złożyły się nań: ekstrawertyczne partie riffujących saksofonów, donośna sekcja blachy, dynamiczne solówki oraz, podkreślające całość, mocne podbicia bębnów. W latach 40-tych i 50-tych Lionel Hampton zatrudniał tak wybitnych artystów jak Jimmy Cleveland, Al Grey, Earl Bostic, Gigi Gryce, Dexter Gordon, Arnett Cobb, Charles Mingus, Clifford Brown, Art Farmer, Fats Navarro, Quincy Jones, Joe Newman i Clark Terry; jako pierwszy zaprosił do współpracy Dinah Washington, Joe Williamsa, Betty Carter. Od początku lat 50-tychkoncertował regularnie w Europie, zyskując ogromną popularność na międzynarodowych festiwalach, zwłaszcza we Francji. W połowie i pod koniec lat 50-tych Hampton dokonał wielu nagrań dla Normana Granza, który angażował do tych celów (na wyraźne życzenie Hamptona)  Stana Getza, Buddy’ego DeFranco, Oscara Petersona i Arta Tatuma. Od połowy lat 60-tych Hampton pojawiał się w reaktywowanych obsadach oryginalnego kwartetu Goodmana; wiele z tych spotkań nagrano na płyty, zaś kilka koncertów doczekało się telewizyjnej dokumentacji.

W latach 60-tych Lionel i Gladys (żona) Hampton zaangażowali się w odbudowę Harlemu, który uczynili na wiele lat swym domem. Śmierć Gladys w  1971 roku podłamała Hamptona, który bardzo ufał jej świetnemu zmysłowi do interesów i zdolnościom organizacyjnym. Pod koniec lat 70-tych ukończono i otwarto pierwszy z zainicjowanych przez Hamptonów projektów architektonicznych. Zbudowane kosztem wielu milionów dolarów budynki mieszkalne imienia Lionela i Gladys Hamptonów zapewniły dobre warunki życiowe ponad 700 rodzinom, o średnim i niskim dochodzie. Przygotowano też projekty architektoniczne do budowy uniwersytetu ich imienia. Poprzez wszystkie te lata Lionel Hampton nie rozstawał się z muzyką. Odbywał trasy ze swym własnym big-bandem, a  od końca lat 70-tych pojawiał się jako lider orkiestr złożonych z gwiazd jazzu, organizowanych dla potrzeb festiwalowych. Także  lata 80-te wypełniła mu intensywna praca: trasy, nieco tylko rzadsze nagrania, i – pomimo artretyzmu – gra na wibrafonie, śpiew i taniec na czele własnej orkiestry. Lionel Hampton, nadal aktywny w 1992 roku, święcił uroczyście swój jubileusz sześćdziesięciu kilku lat pracy zawodowej. W czasie koncertu w Paryżu doznał , jak to później sam określił,  „lekkiego wylewu krwi do mózgu”.  W roku następnym znów był w pełni formy, dając w Wielkiej Brytanii serię koncertów z swymi Golden Men Of Jazz, zespołem w skład którego wchodzili tacy luminarze jazzu, jak Junior Mance, Harry Edison, Benny Golson i Al Grey.

Jego muzyczną osobowość jest niezwykła: w  mgnieniu uderzenia pałeczki wibrafonowej potrafił przeistoczyć się z introwertycznego balladowca w ekspansywnego swingmena. Na perkusji grał wyjątkowo solidnie, czego dowodzą jego pierwsze nagrania z Paul Howard’s Quality Serenaders. Jako pianista, wypracował swój własny, perkusyjny styl grania przy pomocy dwóch palców, co sprawiło, że zapomniano o jego umiejętnościach gry w bardziej nowoczesnym, bardzo oszczędnym stylu. Nie rozporządzał wielką skalą jako wokalista, głos jego jednak sprawiał miłe wrażenie. Ale to jego gra na wibrafonie wywarła na historii jazzu najmocniejsze piętno.  Lionel Hampton nie był pierwszym w historii jazzu wirtuozem wibrafonu, jednak w jego muzyce instrument ten przestał być jedynie dopełnieniem, lecz stał się ważnym instrumentem jazzu. Sam Lionel Hampton przez szereg lat był jedynym jazzowym wibrafonistą.  Ale nawet po wejściu na scenę innych wirtuozów, jak Milt Jackson czy Gary Burton, Hampton zachował swą znaczącą pozycję: nigdy nie silił się na nowatorstwo i w tym sensie trudno go porównywać z Louisem Armstrongiem czy Duke’m Ellingtonem. Niemniej, gdyby nie było Lionela Hamptona z jego elektryzującymi improwizacjami, nieposkromionym dynamizmem, zadziwiającym entuzjazmem i najzwyklejszym umiłowaniem życia i muzyki, świat jazzu byłby  inny.

Dionizy Piątkowski