Zygmunt Krauze to jeden z najwybitniejszych współczesnych kompozytorów i artysta o międzynarodowej sławie. Jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie, w latach 1966–67, jako stypendysta rządu francuskiego, studiował w Paryżu pod kierunkiem Nadii Boulanger. W latach siedemdziesiątych Zygmunt Krauze zaczął stosować w swoich kompozycjach unistycznych materiał dźwiękowy zapożyczony z muzyki ludowej, utworów innych kompozytorów, twórczości anonimowej lub muzyki z przeszłości. Cytaty muzyczne w wersji oryginalnej lub przetworzonej traktował jako budulec do tworzenia formy unistycznej. Ta formuła została wykorzystana w takich kompozycjach jak „ Folk Music”, „ Aus aller Welt stammende”, „ Idyll”, „Soundspace”, „Suite de danses et de chansons”.
„ Brzmienie ma postać na tyle indywidualną, aby mogło wyróżnić się z chaosu innej muzyki i innych dźwięków – mówi o koncepcji unistycznej wybitny kompozytor. Wykonywany utwór muzyczny ma dla mnie znaczenie porządkujące czas. Początek kompozycji jest od razu ekspozycją całej skali brzmieniowej i w trakcie trwania nie ukaże się nic obcego, nic nowego. Nie będzie niespodzianek. Ta muzyka wiąże się z możliwością innego sposobu odbioru. Idealną sytuacją byłaby taka, w której muzyka trwałaby stale, a słuchacz przychodziłby w dogodnej dla siebie porze i odchodził w momencie, jaki uznałby za stosowny”.
Od kilku dekad narasta – także w Polsce – potrzeba reinterpretacji spuścizny kultury ludowej. Także w ten nurt włącza się „ Folk Music ” i folkloryzująca twórczość Zygmunta Krauzego. Niekonwencjonalne nastawienie łączy się u Krauzego z „zanurzeniem” (by użyć słowa kompozytora) w środowisko dźwiękowe, dając w rezultacie dzieło oryginalne i świeże, a na polskim tle swoich czasów – osobne.
„ Zygmunt Krauze od początku, czyli od lat sześćdziesiątych – pisze Elżbieta Szczepańska/Studio – zajął w muzyce polskiej, i nie tylko, miejsce własne i odrębne, a większość jego utworów ma jemu tylko właściwy, rozpoznawalny od pierwszych taktów fingerprint. Gdy tylko pojawił się w polskim życiu muzycznym, stało się jasne, że nie będzie jeszcze jednym reprezentantem rozkwitającej wówczas szkoły polskiej. Oparł się również forsowanemu przez część ówczesnej awangardy europejskiej dyktatowi serializmu i nigdy w jego utworach nie było absolutyzacji dysonansu. A jednak duch czasu go nie omijał. Potrzeba odrzucenia serializmu, który – jak to powszechnie odczuwano – rozbijał więzi między dźwiękami uznane przez człowieka za naturalne, to nic innego, jak właśnie przejaw pierwszych powiewów Zeitgeistu, które Krauze wyczuwał wcześniej niż większość mu współczesnych. (…) Krauze jest urodzonym nowatorem, prekursorem wielu nowoczesnych tendencji w muzyce. Ale nigdy nie popadł w nowinkarstwo, co potwierdza fakt, że do jego twórczości, również tej prekursorskiej, powraca się stale. Jest obecna na wielu festiwalach muzyki i w retrospektywach XX wieku. Zapewne powracać się będzie do niej nadal, gdyż łączy nader harmonijnie wszechobecność ducha czasu z własnym, wysoce indywidualnym i z nikim nie dzielonym idiomem wypowiedzi muzycznej. Od kiedy określenie 'nowy fin-de-siecle’ zaczyna wypierać modny dotychczas 'postmodernizm’, melomani mogą zyskać nową okazję usłyszenia dawnych i najświeższych utworów Krauzego, gdyż i w tym świetle – wpisane w syndrom końca wieku – są one tyleż w zgodzie z duchem epoki, co niepowtarzalne.”