Nareszcie jest album , który powinien złamać cygańsko-swingowe konotacje francuskiego gitarzysty Bireli Lagrene’a. Gitarzysta jest niezwykle popularny w całej Europie, ale nie może znaleźć pomysłu na dotarcie do polskiej publiczności. Bireli Lagrene to utytułowany muzyk, który już jako kilkunastolatek zdobył uznanie i zachwyt publiczności koncertując u boku takich sław jak Benny Carter, Benny Goldman czy Stephane Grappelli. Jako wybitny i elokwentny instrumentalista budował wtedy swoją muzyką różne stylistyki; z powodzeniem wiązał frazeologię be-bopową z rockową frazą i brazylijskimi rytmami. Pod koniec lat osiemdziesiątych znacząco oddalił się od fascynacji poświęcając całą uwagę modnemu fusion. To wtedy w kręgu jego najbliższych współpracowników znaleźli się m. in. Larry Coryell, Jaco Pastorius, Richard Galliano a nawet Eric Clapton i John McLaughlin. Sporo koncertował z autorskim trio (z L. Coryellem i Billym Cobhamem ), ale najpełniej realizował się w najróżniejszych mutacjach swojego „ gypsy – swingu ”. Najnowszy album „ Electric Side ” jest wspaniałym powrotem artysty do stylistyki lat dziewięćdziesiątych i do bardzo mocnej, elektrycznej frazy. Gitarzysta korzysta z własnych kompozycji, ale także brawurowo rozgrywa „ Jack Rabbit ” Herbiego Hancocka . To album, który spodoba się polskie publiczności i być może otworzy przed francuskim wirtuozem nowa kartę także na naszym rynku.