z Dionizym Piątkowskim rozmawia Dominika Penderecka 

Skąd wzięło się Pańskie zamiłowanie do jazzu? Kiedy to było? Kto był Pańskim pierwszym idolem polskim, a kto zagranicznym?

Kiedy jest się w mlodym czlowiekun ,jest taki  okres w którym chłonie się wszystko i najpełniej : opowieści o seksie, pierwszą wódke i pierwszego kaca … ale także pierwsze ważne doznania „artystyczne”, słuchanie tego co najbardziej pasujue, przylega… Moje pierwsze ważne nagrania to plyty z jazzowymi balladami – Rollinsa, Coltrane’a,Bena Webstera, trochę bossa-novy Stana Getza. I to był ten „ zapalny „ moment. Moi koledzy słuvchali wtedy Led Zeppelin, Hendrixa, Deep Purple a mnie z tej półki pasowal już tylko Santana z Johnem McLaughlinem ( album „ Love Devotion,Surrender”), jakieś radosne dzięki Corei,trochę muyzki swingowej i „wesołkowatych” big-bandow. Słuchałem spora radia,  rodzącej się Trójki; potem coroczny zjazd na kilka dni na Jazz Jamboree i chłonięcie wszytskiego co przynosil jazzowy swiat… Z vczasem stałrem się bywalcem innych festiwalu,także zagranicznych… Kiedy pisałem prace magisterska ( na UAM – Katedra Etnografii) profesor J.Burszta był chyba rozgoryczony a tytuł wzbudzał naukową konsternacje „ Elementy folkloru w polskim jazzie „Z pewnością gdybym był nie entografem (specjalność folklor muzyczny), dziennikarzem i absolwentem kursu „Jazz & Black Music” kalifornijskiego UCLA, lecz dyplomowanym handlowcem, sprzedającym jazz jak banany, na pewno byłoby mi łatwiej być szefem przedsięwzięcia jazzowego. Ale z drugiej strony nie byłym postrzegany jako szczery entuzjasta. Erę Jazzu stworzyłem trochę realizując marzenie wykreowania „własnego kawałka podłogi”. Nie podchodziłem do przedsięwzięcia jak biznesmen, nie tworzyłem chłodnej, finansowej kalkulacji. Chciałem po prostu robić koncerty na możliwie najwyższym poziomie. Może zabrzmi to dziwnie, ale dopiero po trzecim koncercie na moim biurku pojawił się kalkulator. Wcześniej byłem trochę lekkoduchem. Wydawało mi się, że wystarczy znać dobrego muzyka, zadzwonić do niego, a on przyjedzie, wystąpi, i będzie fantastycznie. Po pierwszych koncertach dostałem kubeł zimnej wody na twarz; artyści wyjechali, a pozostały rachunki za salę, nagłośnienie, światło, hotel. Dziś przed każdym przedsięwzięciem przede wszystkim robię kosztorys. Wcześniej nie przychodziło mi to do głowy… Tak na dobrą sprawę, w jazzie tkwię blisko trzydzieści lat; początkowo jako rozmiłowany w tej muzyce fan i kolekcjoner płyt, później jako dziennikarz i publicysta jazzowy, z milionem jazzowych pomysłów w radio, TV; napisałem także kilka książek w tym – pierwszą w Polsce Encyklopedia Jazzu .Od dziesięciu lat zajmuje się tzw. promocją jazzu, a więc  jestem zawodowym promotorem i producentem koncertów, festiwalu. Dla tego co robię, mam tzw. papiery : kończąc etnografię wyspecjalizowałem się w folklorze muzycznym , potem kurs „Jazz & Black Music „ na kalifornijskim UCLA  – ale przede wszytskim tysiące doświadczeń i prywatnych kontaktów z  artystami i ludźmi tzw. jazz-businessu.

Jak się w Polsce organizuje koncerty jazzowe? Jaki kraj jest pod tym względem wymarzony i dlaczego?

Kieruje się wyłącznie zasadą by być  być wiarygodnym i konsekwentnym. Gdybym po 30 latach spędzonych w jazzie zaczął nagle  organizować np. „country po polsku”, to nie byłoby to w porządku wobec „mojej” publiczności. Stałbym się niewiarygodny. Podczas pobytów w Stanach Zjednoczonych nauczyłem się jednego: musisz konsekwentnie dochodzić do perfekcji w jednej dziedzinie. Ja zawsze byłem oddany jazzowi i  z nim właśnie kojarzony. W Europie na palcach jednej ręki można policzyć przedsięwzięcia jazzowe robione przez pasjonatów. Prawie wszystkie egzystują jak typowe biznes – produkcje. W Ameryce wokół festiwali jazzowych nie ma aż takich pieniędzy, jak w Europie, a jazz bardziej jest postrzegany jako coś robionego z zamiłowania. A Europejczyków, którzy w świat jazzowy weszli najpierw z sercem, a potem skorzystali z dobrodziejstw zrobienia pieniędzy na jazzie, jest niewielu. Na przykład Claude Nobs, który stworzył ogromny dziś festiwal w  szwajcarskim Montreaux. To fan jazzu, pewnie bardziej zakręcony na tym punkcie niż ja. Albo Paul Ackets, nieżyjący od kilku lat założyciel festiwalu Nord Sea. To ludzie, którzy chcieli początkowo stworzyć ciekawe, kameralne imprezy. Pieniądze stały dla nich na drugim miejscu. Mam takie powiedzenie: „pieniądze to rzecz najłatwiejsza do załatwienia”. Najważniejszy jest zamysł. Jeśli masz dobry pomysł i energię by wcielić go w czyn, to są to mocne argumenty, przemawiające za powodzeniem przedsięwzięcia. W rodzimym  świecie muzycznym najbardziej rzuca się w oczy bylejakość. To nasza narodowa przywara. Jeżeli ktoś organizuje koncert, to bilety drukuje na jak najtańszym papierze, afisze najlepiej jednokolorowe rozlepiane na płotach i rusztowaniach, bierze najtańszą i najgorszą firmę nagłośnieniową, a artyście podstawia amatorski wzmacniacz gitarowy. . Kolejna wada polskiego biznesu muzycznego to brak ludzi odpowiedzialnych za przedsięwzięcie. Agencje koncertowe i promocyjne pojawiają się i znikają, zostawiając po sobie bulwersujące afery. Tylko nieliczni organizatorzy firmują swoje projekty własnym nazwiskiem. Dla mnie to najwłaściwszy „ trade mark” imprezy. Czuję się absolutnie odpowiedzialny za wszystko i pieczętuję to swoim nazwiskiem.

Jesienią w cyklu Era Jazzu usłyszymy kolejno Jana Garbarka z The Hilliard Ensemble, Manhattan Transfer i New Orleans Joyful Gospel Singers. Niespodziewanie ostatni z tych koncertów nabrał szczególnego wymiaru… 

Rzeczywiśvie, koncert New Orleans Joyful Gospel Singers bedzie szcedgólny z wielu powodow; Nieczęsto na polskich estradach pojawiają się autentyczne, amerykańskie zespoły z miasta narodzin jazzu –  Nowego Orleanu. New Orleans Joyful Gospel Singers często koncertują z największymi współczesnej pop-estrady: od Billy’ego Joela i Douga E.Fresha po wspólne koncerty z Earth Wind and Fire. Chętnie byli zapraszani przez rodzinę  Marsalisów do ich autorskich projektów. To właśnie z New Orleans Joyful Gospel Singers  Wynton Marsalis „ zabrał ”  Reginala Veala, który odtąd stał się basistą w zespołach wybitnego trębacza. Niekt także nie pzrewidział,że zaproszeni przez ERĘ JAZZU muyzcy z Nowergo Oprleanu zostana poddani tak trudnej, zyciowej próbie. Alfred Caston – lider  New Orleans Joyful Gospel Singers potwierdził w ostatnich, tragicznych dla mieszkańców Miasta Jazzu dniach, udział zespołu w grudniowych koncertach ERY JAZZU/ Przez ostatnie  tygodnie trwały próby skontaktowania się z muzykami zespołu z zniszczonego przez żywioł Nowego Orleanu, ostahnio uzyskałem informacje, że wszyscy muzycy czują się dobrze, odnaleźli swoje rodziny i przygotowują się do powrotu do zniszczonych domów. Planowane koncerty -także grudniowa, europejska trasa odbędzie się bez zakłóceń : słynny New Orleans Joyful Gospel Singers, zespół zaliczany do elity współczesnych wokalnych grup; kultywujący  kreolską tradycję Nowego Orleanu, kulturę, obyczaj  oraz brzmienie jazzu, gospel i bluesa wystąpi w Krakowie, Warszawie i Poznaniu w dniach 11-13 grudnia. Pragniemy nadać tym koncertom szczególny charakter: przygotowywana jest specjalna edycja CD, okolicznościowa aukcja oraz –co zrozumiałe- charytatywny wymiar koncertów

Już kolejny raz Jan Garbarek pojawia się w Polsce dzięki Panu. Skąd takie przywiązanie do tego muzyka?

Z Janem Garbarkiem pracuje od kilkunastu lat; jestesmy zaprzyjażnieni.Ale koncerty Jana w Polsce to nie moje,prywatne kumoterstwo, lecz auterntyczne zainteresowanie muyzka wybirtnego norwskiego saksofonisty w naszym kraju.Kiedy po raz pierwszy prezentowałem „Officium” na początkuy lat 90-ych nikt tak naprawdę nie wierzył w ten karkołomny pomysł: sztuka wokalna srednbiowiecza komentaowana jazzowym saksofonem ?? I to w kosciele ! Ale tamete i pożniejsze ( już w ramach ERY JAZZU trasy koncertowe Officium & Mnemosyne okazały się najważniejszymi wydarzeń artystycznych dekady. Wielotysięczna publiczność zgromadzona wtedy w największych polskich świątyniach ,metafizyczny nastrój tych koncertów, wspaniała sztuka wokalna brytyjskich śpiewaków oraz jazzowe, improwizowane komentarze saksofonisty zjednały projektowi Officium  wielu entuzjastów. Może wazna jest także „polskość” Garbarka, którego dziadkowie pochodza z Wielkopolski. Pamięstam zaaranzowalismy w Poznaniu kilka lat temu spotkanie z krewnymi. 

Czy Manhattan Transfer to komercyjna gwiazda jazzu czy już wielka jazzowa tradycja ? Jaki jest dziś odbiór zespołu w międzynarodowym świecie jazzowym?

To najjlepszy in najpopulartniejszy zespół wokalnego nowoczesnego jazzu .. Zdobyli 10 nagród Grammy, przez całe dekady  honorfowania sa w najbardziej prestiżowychwankietach od  Downbeat i  po Playboya. To tak, jakby próbować klasyfikować dzisiaj Duke’a Ellingtona – czy jest komercyjny, czy już tylko legendarny ! Kncerty The Manhattan Transfer to prezentacje najpopularniejszej, jazzowej grupy wokalnej, która brzmienie swingu, scata, improwizacji oraz aranżacji doprowadziła do absolutnej  perfekcji. I choć sztuka The Manhattan Transfer nie zawsze jest ortodoksyjnym jazzem, to kwartet funkcjonuje na rynku muzycznym przede wszystkim w relacjach  zespołu jazzowego i  nagradzany jest zarówno prestiżowymi Grammy Awards, jak i jazzowymi laurami na całym niemal świecie. Ogromna dyskografia zespołu, wypełnione po brzegi sale koncertowe i milionowe nakłady płyt — czy potrzebna jest lepsza rekomendacja ?

Gdyby stanął Pan przed możliwością zorganizowania koncertu wielkiej światowej gwiazdy pop lub rock, którą by Pan – ze spokojem sumienia – zaprosił do Ery Jazzu? Dlaczego?

ERA JAZZU jest przedsięwzięciem długofalowym, z bardzo precyzyjnie planowanymi koncertami bowiem postrzegam Erę Jazzu przede wszystkim jako rodzaj instytucji propagującej ambitny, prestiżowy jazz. Zazwyczaj finalizujemy kontrakty na koncerty, które odbedą się dopiero za 2 – 3 lata. Muzyków, których chciałbym zaprosoić  jest wielu. Miałem to szczęście, że wielu z nich słuchałem i podziwiałem poza Polską, wielu już zaprosiłem do Ery Jazzu.. Pracuję od lat nad kilkoma ważnymi projektami; niektóre z nich są  już zrealizowane. Myślę o wielkiech indywidualnościach muyzki rozrywkowej którzy dla Ery Jazzu  zrealizuja  specjalny program : swingujacy standardy Rod Stewart, spiewajavcy K.Weila Sting, jazujacfy Van Morrison, grajacy noooorleaśni dixieland Woody Allen……Ciągle wyszukuje pomysłów, które nie są typowm estradowym pzredsięwzięciem, lecz speckjalnie przygotowanym, autorskim pomysłem; Jednym z bodaj ciekawszy, jakie każdego roku przygotowuję jest pomysł łączenia muzyki jazzowej z tzw.muzyką klasyczną. Wielkim sukcesem okazał się projekt Al Di Meola-Dino Saluzzi ( „Plays Astor Piazzola”); do historii polskiego jazzu przeszły wspólne koncerty polskiej orkiestry symfonicznej i Herbiego Hancocka ( „Gershwin’s Word”); ogromnym zinteresowaniem cieszyły się koncerty Orkiestry Kameralnej Amadeus/Agnieszki Duczmal z Al Di Meolą ( „ Vivaldi  & Jazz ”); jazzowe frazy wplatało w kompozycje J.S.Bacha trio Jacquesa Loussiera ( „Era Jazzu plays Bach”); niespotykanym w historii  europejskiego jazzu okazał się projekt „Penderecki Jazz”; ważnymi, koncerty dla wielotysięcznej publiczności saksofonisty Jana Garbarka oraz śpiewającego pieśni średniowiecza The Hilliard Ensemble, ubiegłoroczny koncert  sopranistki  Barbary Hendricks spiewającej kompozycje legendarnych  twórców jazzu – Ellingtona, Portera, Gershwina .

z Dionizym Piątkowskim rozmawiała Dominika Penderecka/ Scena Polska/2005

Dionizy Piątkowski