Ikar. Legenda Mietka Kosza” to filmowa biografia  wybitnego pianisty i kompozytora jazzowego. Mieczysław Kosz (10.02.1944 – 31.05.1973) był absolwentem Państwowej Szkoły Muzycznej dla niewidomych oraz Średniej Szkoły Muzycznej w Krakowie (klasa fortepianu). Już w szkole średniej zainteresował się jazzem. Początkowo grał  w kultowej kawiarni Literacka i   słynnym klubie Pod Jaszczurami a jako pianista jazzowy zadebiutował ( w klubie Helicon) grając w trio z  basistą Bogdanem Wellsem i perkusistą Wiktorem Perelmutterem. Nie podejmują jazzowego wyzwania, wyjechał do Zakopanego, gdzie w latach 1965-67 grał  głównie w lokalach rozrywkowych. Później przeniósł się do Warszawy i grał z swoim trio lub solo w Kawiarni Nowy Świat. W 1967 roku nagrał pierwsze sesje dla Polskiego Radia i został zaproszony do udziału na festiwalu Jazz Jamboree w koncercie “Nowe Twarze w Polskim Jazzie”. Na Jazz Jamboree występował systematycznie w latach późniejszych grając solo lub w okazjonalnych składach: w trio z Januszem Kozłowskim Sergiuszem Perkowskim (1968), z Bronisławem Suchankiem i Czesławem Bartkowskim (1970) i w duecie z Marianną Wróblewską (1971). Nie stronił także od innych festiwali grając w kraju na Zaduszkach Jazzowych w Krakowie i festiwalu Jazz nad Odrą we Wrocławiu czy zagranicą, gdzie wielokrotnie był nagradzany. Dokonał wspólnych nagrań z zespołami Jana Ptaszyna Wróblewskiego, Remigiusza Filipowicza i w duecie z Marianną Wróblewską. Improwizował nie tylko na tematach jazzowych ale także brał na warsztat klasykę i  muzykę rozrywkową. W swoich kompozycjach pozostawał pod dużym wpływem pianistyki Billa Evansa. Mieczysław Kosz był mistrzem jazzowych improwizacji. Choć pozostawił po sobie zaledwie kilka płyt, dla fanów jazzu stał się legendą. Był podziwiany przez największych muzyków i publiczność.

Film „ Ikar. Legenda Mietka Kosza” Macieja Pieprzycy to nie tylko historia o muzycznym geniuszu. To przede wszystkim opowieść o walce z wewnętrznymi demonami, samotności oraz o poszukiwaniu akceptacji i miłości. Rolę Mieczysława Kosza wspaniale zaprezentował Dawid Ogrodnik, który podkreśla,„… że na planie ogromną satysfakcję dała mu gra na pianinie, możliwość improwizacji. Gram Mieczysława Kosza, pianistę jazzowego, który w wieku 12 lat stracił wzrok. Ta postać niesamowicie mnie zafascynowała. Bardzo pomogły mi też materiały archiwalne, ale przede wszystkim ludzie, którzy go znali i podzielili się ze mną swoimi wspomnieniami”.

Obraz „Ikar. Legenda Mietka Kosza” w reżyserii Macieja Pieprzycy to nie tylko fabularyzowana biografia kultowego jazzmana, ale także spory zestaw doskonałej muzyki, przygotowanej przez Leszka Możdżera. Leszek Możdżer, nie tylko zadbał o wspaniały nastrój muzyczny filmu, ale  stworzył i przygotował tzw. ścieżkę muzyczną filmu, na którą składają się  zarówno  komponowana muzyka ilustracyjna, jak i aranżacje znanych i popularnych utworów („Take the A Train”, „San Francisco”, „Kasztany”, „Cała jesteś w skowronkach„).

„ Pierwotne założenie było takie, żeby jak najwierniej odtworzyć styl Kosza – wspomina pracę nad filmie i muzyką Leszek Możdżer  Ale bardzo szybko dotarło do mnie, że to jednak nie ma sensu. Sposób grania jeden do jeden miałby sens przy filmie dokumentalnym, ale okazał się nieskuteczny na potrzeby filmu fabularnego. W kontekście języka współczesnego kina ta muzyka jest jednak zbyt archaiczna, kino posługuje się dziś współczesnym językiem muzycznym. Uznałem więc, że muszę znaleźć kompromis pomiędzy starym językiem jazzu i nowym językiem muzyki filmowej. Na szczęście mam na koncie doświadczenia i z jednym, i z drugim. Powstała jakaś fikcyjna, choć autentyczna, pianistyka mająca za zadanie odwzorować postać Mietka Kosza. Dodatkowa trudność polegała na tym, że wszystkie swoje wykonania musiałem rejestrować na kamerki, bo Dawid Ogrodnik musiał się z czegoś uczyć. Trzeba było nagrywać wszystkie formy w całości, żeby nie utracić płynności ruchu ciała. To było wymagające pod względem koncentracji, bo mogłem użyć tylko utworów wykonanych bezbłędnie od początku do końca. Psychiczny wysiłek podczas takich nagrań jest nieporównanie większy niż przy nagraniach, w których mogę sobie dowolnie sztukować i poprawiać wybrane frazy na komputerze… Zachwycałem się. Choć nie ukrywam, że zawsze czułem, że w tej muzyce jest coś niepokojącego, a może wręcz odpychającego. Dopiero podczas realizacji filmu zorientowałem się, skąd bierze się ta rozpacz wyzierająca z jego muzyki. Granie było dla niego walką o przetrwanie, walką o przeżycie. Kosz czuł się odrzucony z powodu swojego kalectwa. W jego kompozycjach, w jego sposobie grania słychać cały dramat tej walki o sens własnego istnienia. To się bardzo mocno czuje. Mentalnie musiałem sobie narzucić wyjątkowy rygor, wypierając z psychiki wszelkie obawy, że ich wykonanie przekracza moje możliwości…Najtrudniejszy w pracy twórczej jest styk pomiędzy wyobrażeniem a wykonaniem tego, co wyobrażone. To wiąże się z niemal fizycznym bólem wszystkich warstw świadomości. Dzisiaj natomiast powiedziałbym, że najtrudniejsze było dla mnie uświadomienie sobie, że w tym projekcie nie mogę się do niczego przywiązywać. Do żadnego fragmentu muzyki, który napiszę i nagram. Bo każdy z nich może w każdej chwili wypaść z filmu. I wiele z nich wypadło. Bardzo wiele. Powiedziałbym wręcz, że koniec końców podczas projekcji słychać może 20–30 proc. muzyki, którą nagrałem. Na szczęście duża część z odrzuconego materiału trafiła na płytę…”.