Ornette Coleman – surrealistyczny  artysta, saksofonista otwierający drogę nowej generacji   muzycznej:   ,,Ludzie   nazywają  mnie  rebeliantem,  rewolucjonistą  muzyki. Ale moja muzyka to środek przedstawienia  poziomu  i  rozwoju twórczego. Podobnie niepokojące wydawały się  poszukiwania awangardzistów w malarstwie, rzeźbie, architekturze  i  literaturze.  Nie  jestem  pionierem  awangardy, ale w jazzie  czuję się awangardzistą”.

Ewolucja jakiejkolwiek formy sztuki jest skomplikowanym procesem i przypisywanie odpowiedzialności za nią jednej tylko osobie jest sporym uproszczeniem. Ale prawdą jest także to, że pojawiają się artyści, którzy mają na nią większy wpływ niż inni. Jeżeli w historii muzyki jazzowej istnieje ktokolwiek prócz Louisa Armstronga, komu taką zasługę można przypisać, jest nim także Ornette Coleman. Charlie Parker i John Coltrane byli genialnymi innowatorami, ale ich rola polegała głównie na skonkretyzowaniu pewnych koncepcji, które w nieokreślonej formie pojawiały się wcześniej, jakby czekając na genialnego artystę, które wreszcie je dostrzeże i  nada im  odpowiedni kształt. Nowe idee Parkera i Coltrane’a kolosalnie przyspieszyły rozwój jazzu w zarysowanym wcześniej kierunku; Armstrong i Coleman skierowali go na zupełnie nowe drogi. Nie znaczy to, że Coleman odkrywał nowe lądy: po pierwsze – jak mało który z muzyków awangardowych wykazuje nadzwyczajne przywiązanie do tradycji, nie tylko jazzowej (głównie parkerowskiej), ale także rhythm and bluesowej i bluesowej, które stały się logiczną częścią jego artystycznego rozwoju; po drugie – pewne charakterystyczne dla jego muzyki elementy, jak improwizacja free, pojawiały się w jazzie już wcześniej.

Początki  awangardowości  Ornette Colemana ( 9.03.1930  – 11.06.2015 )   sięgają lat trzydziestych,  kiedy  to  w  rodzinnym  Fort  Worth, rozpoczął, namówiony przez  kuzyna  (nauczyciela  muzyki)  naukę  gry na saksofonie altowym.  Początkowo   grał  wszystko:  to,  co  usłyszał  i  co  potrafił  przetransponować   na  swój  alt.  Krótkie  układy  z  lokalnymi  zespołami   nie   zaspokajały   jednak  ambicji  Ornette’a,  który  zrezygnował z nieregularnego grania, by zaangażować się na stałe  w  grupie  Clarence’a Samuelsa (w której narzuca styl  Arnetta   Coba).   Pierwszych   symptomów   swoistego  brzmienia  należałoby   jednak   upatrywać   w  arytmicznych  atakach  altu  wybijającego  się  poza  sekcję  rythm’n’bluesową.  Coleman  nie  bardzo   jeszcze wie, dlaczego tak właśnie gra, ale intryguje go  ten  sposób  wyrażania  dźwięku.  Wydaje  się,  że  brzmienie to  powstało  głównie  na  skutek  zbiegu  okoliczności  i muzycznej  niewiedzy, a nie jako wynik przemyśleń.

Przeciwnicy Colemana, którzy z uporem nie przyjmują do wiadomości jego wkładu w rozwój jazzu, przytaczają niezmiennie te same historie z początków kariery artysty: po pierwsze, że kiedy w wieku czternastu lat otrzymał swój pierwszy saksofon altowy przez jakiś czas był przekonany, że niskie C na jego instrumencie odpowiada A w zapisie nutowy. Po drugie, powołują się na anegdotę, która głosi iż kiedy Ornette Coleman należał do formacji Pee Wee Craytona, lider mu płacił, żeby tylko nie grał. Inną wersję podaje sam Crayton: twierdzi, że Coleman nie miał żadnych problemów z wykonaniem  improwizacji w bluesie, ale wolał eksperymentować, więc Crayton rzucił mu ostro, że nie za to mu płaci. To dzięki doświadczeniom wyniesionym przez Colemana z pierwszych zespołów w zupełnie świeży sposób pomogły spojrzeć mu  na harmonię i tonacje. Był to początek procesu, który wpierw doprowadził do uwolnienia się melodii ze stale powtarzających się schematów harmonicznych, a w latach późniejszych do powstania stylu harmolodycznego. W 1946 r. Coleman sięgnął po saksofon tenorowy i dołączył do formacji „Reda” Connorsa. Przez jakiś czas grywał z zespołami bluesowymi i rhythm and bluesowymi, a raz zasiadł nawet w sekcji saksofonowej  big bandu Stana Kentona. W 1949 roku, nadal jako tenorzysta, dołączył do objazdowej trupy minstrel-show. Tego samego roku nagrał kilka własnych kompozycji (nigdy dotąd nie opublikowanych). Przez pewien czas mieszkał  w Nowym Orleanie, gdzie miał kłopoty ze znalezieniem kogokolwiek, kto chciałby z nim grać, w końcu jednak zakotwiczył się u Craytona, z którym w 1950 roku wyjechał do Los Angeles. Po odejściu od niego imał się różnych zajęć nie związanych z muzyką, a w wolnych chwilach poznawał teorię muzyki.

W początkach i połowie lat 50-tych  spotkał wreszcie muzyków, m.in Bobby’ego Bradforda, Eda Blackwella i Dona Cherry’ego, którzy z zainteresowaniem podchodzili do jego awangardowych  koncepcji.  Kalifornijskie  kluby  nie  były  łaskawe dla muzyki Colemana. Wybrał więc inną drogę:  prezentacji  muzyki poprzez nagrania. Red Mitchell przedstawił i  zarekomendował  Dona  Cherry’ego  i Ornette’a Colemana Lesterowi  Koenigowi  (producentowi  i właścicielowi Contemporary Records).  Koenig  szczęśliwie  rozwiązał  problem.  Nagrano pierwszą płytę  „Something  Else:  The  Music  Of  Ornette  Coleman„, z Cherrym,  Norrisem  i  Higginsem. Producent Koenig zaproponował Colemanowi  stałą współpracę. Postawił jednak warunki: zaangażowanie basisty  Reda  Mitchella  i perkusisty Shelly’ego Manne’a. Coleman musiał  zaakceptować  twarde  zasady  show-businessu.  Już  pod dyktando  producenta  nagrywa „Tomorrow Is The Question”, z basistą Percym  Heathem, trębaczem D. Cherrym i perkusistą Ch. Manne’em.

Jesienią  1959  roku  Coleman  podpisuje  kontrakt z wytwórnią  Atlantic  Records, która odtąd staje się jego sponsorem a Coleman  przeprowadza  się do Nowego Jorku. Premierowy występ kwartetu Colemana (Cherry,  Higgins, Haden) w nowojorskim ,,The Five Spot Cafe” w 1959 roku  staje  się  manifestacją  nowej  muzyki  Ornette’a i zjednuje mu  natychmiast  wielu  zwolenników  (na widowni byli m.in. krytycy,  muzycy,  producenci  i  dziennikarze, obserwujący odbywający się  wcześniej  Newport  Jazz  Festiwal).  Or