Bob Koester, szef jazzowej Delmark Records oraz właściciel sklepu płytowego Jazz Records Mart jest swoistym jazzowym informatorem po Chicago. Zarzuca mnie setkami danych dotyczących sesji nagraniowych, jak z rękawa sypie anegdotami i dykteryjkami na temat znanych muzyków. W swoim archiwum pokazuje setki kaset z niezwykle ciekawymi filmami dotyczącymi rozwoju muzyki jazzowej i bluesowej w Chicago. Półki zawalone są licznymi, dotąd niewykorzystanymi taśmami z nagraniami chicagowskiego bluesa i jazzu. Kilkaset tytułów wydał B. Koester, głównie czarnych jazzmanów spod znaku AACM, awangardy jazzu i chicagowskiego bluesa. Delmark Records jest typową, prywatną, niezależną firmą fonograficzną, która nim wyda płytę boryka się z tysiącami prozaicznych problemów; a to z wynajęciem studia, zaaranżowaniem sesji, a to z załatwieniem kredytu na sfinansowanie wydawnictwa, a to z siecią reklamy i dystrybucji. Płyty małych oficyn giną więc w powodzi albumów, jakie wydają i wspaniale reklamują giganci jazz-businessu. Ale popyt na unikalne albumy Delmarku nie maleje. Niektóre tytuły, jak chociażby archiwalne nagrania Art Ensemble of Chicago, Josepha Jarmana, Richarda Muhala Abramsa, Anthony’ego Braxton, Roscoe Mitchella czy najnowsze rejestracje awangardowego jazzu stanowią ważne dokumenty w dyskografii współczesnego jazzu.
„Takie firmy jak Delmark Records – mówił mi przed laty Bob Koester – nigdy nie mogą liczyć na sukces komercyjny. Jestem zadowolony, jeżeli do płyty nie muszę dopłacać. Ale źródłem finansów Delmark Records nie są zyski wynikające ze sprzedaży płyt. Zyski przynosi mi przede wszystkim sklep w centrum Chicago, gdzie sprzedaję komercyjne, jazzowe tytuły. Z pieniędzy tych organizuję także w sklepie, małe, kameralne koncerty jazzowe. Ostatnio grał Oliver Lake, Roscoe Mitchell. Przychodzą oni do sklepu i grają. Nie pytają nawet o honoraria. Słuchacze nie płacą za bilety wstępu ale warunkiem uczestniczenia w koncercie jest zakup jednej płyty występującego muzyka. Tak więc, jak widzisz, więcej w tej działalności z reklamy i promocji niż z robienia wielkich pieniędzy. Wielkie pieniądze, także w jazzie, robi się w Los Angeles lub Nowym Jorku”.