Z dużą rezerwą odnoszę się do debiutanckich albumów, które – a priori – zakładają pełną i ofensywną eksplozję pomysłów, projektów i niebanalnych często muzycznych skojarzeń. Epatowanie zaś szerokim określeniem ”jazz-rock” jest równie niebezpieczne, co formalnie zobowiązujące.  Ale debiutancki  album polskiej formacji Organic  Noises jest ze wszech miar interesujący. Grupa powstała w 2016 roku w Krakowie, zagrali sporo koncertów, zdobyli nagrody na ogólnopolskich i międzynarodowych festiwalach oraz konkursach jazzowych, teraz szturmują debiutanckim albumem. Brzmienie Organic Noises bazuje na zestawianiu ze sobą instrumentów tradycyjnych (duduk, zurna, pku, ney), akustycznych (skrzypce, obój, gitara, kontrabas) oraz nowoczesnych (gitara elektryczna, skrzypce elektryczne, syntezatory, moog, bas i perkusja), co tworzy arcyciekawy konglomerat nastrojów, łączących elementy tradycyjnej muzyki ormiańskiej, wschodnio-europejskiej, rocka i fusion jazzu. Czyli mamy zestaw uniwersalny ( w sensie stylistyki i brzmienia) połączony ormiańskim i polskim folklorem, jazzem oraz  impulsywnością progresywnego rocka. Dla takiego pomysłu Organic Noises swój podstawowy skład ( Zofia Trystuła-Hovhannisyan– obój, duduk, zurna, pku; Joanna Chudyba – skrzypce; Maciej Salus – gitara; Marcin Chatys – bas oraz Jan Rusin – perkusja) rozbudował zapraszając do sesji równie muzycznie elokwentnych muzyków ( m.in. Karolina Wiercioch – instrumenty klawiszowe; Paweł Chlastawa – didgeridoo; Jan Koźliński – bas, śpiewające Susanna Jara, Iwona Karcz i Roksana Sadowska oraz  Robert Wiercioch, który zrealizował na płycie partie gitarowe; ). Debiutancki album Organic Noises jest zatem zestawem ciekawych brzmień  oraz równie sprawnych aranżacji przyporządkowanych – zdaje się- ogromnej fascynacji fusion-rockiem oraz brawurowo przyprawionych folkloryzmem  muzyki etnicznej czerpanej najpełniej  z tradycyjnej  kultury polskiej, bałkańskiej i  ormiańskiej.

Dionizy Piątkowski