Sięganie po folklor  nie jest dla music-businessu czymś nowym. Dzieje się tak zarówno w nagraniach Paula Simona (np. udział afrykańskiej grupy wokalnej Ladysmith Black Mambazoo na płycie „Graceland”) czy  Petera Gabriela ( np. projekty  Real World). Nie zaskakuje już dzisiaj fascynacja folklorem latynoskim Stinga i Davida Byrne’a, afrykanizm Manu Dibago i Ry’a Coodera. Faworytem world music” jest nagranie  afrykańskiego  bluesmana (?) Ali Farka Toure  a jego  słynny album „Talking  Timbuktu” jest klasykiem gatunku. Przypadek i sukces albumu „Talking Timbuku” nie jest precedensem dla komercyjnego rynku muzycznego: bestsellerami są przecież także nagrania Youssou N’Doura, Angelique Kidjo, Zap Mama, Ismalea Lo. Nieoczekiwanie folklor w rocku, pop-music (np. Ofra Haza, Grace Jones) i jazzie stał się ekspansywną stylistyką ostatnich lat. World-music, ethnic, folklore stają się słowami-wytrychami, otwierającymi przed music-businessem nieograniczone możliwości. Amerykański koncern Warner Brothers powołał specjalną filię w Kalifornii, której zadaniem jest promocja i realizacja nagrań „world”.W podobnym kierunku działa już także Sony Music  oraz tysiące małych  niezależnych oficyn fonograficznych, agencji koncertowych i wydawnictw specjalizujących się we współczesnej muzyce etnicznej. Niezwykle prężne są także amerykańska Putumayo Records, angielskie ARC Music i World Circuit Records, niemiecka Piranha Records.

O skali zainteresowania muzyką „world music „ świadczą nie tylko rozbudowane działy „ethnic” w sklepach płytowych Europy i Ameryki, ale przede wszystkim ogromne zainteresowanie słuchaczy. Wielkie targi muzyczne WOMEX  ( „world music expo” ) są także dowodem na szaloną ekspansywności muzyki etnicznej. Kilkaset firm płytowych, agencji koncertowych, oficyn wydawniczych, stacji radiowych i telewizyjnych widzą w nowym muzycznym nurcie szansę dla siebie. Fenomen    „world music”   zobligował  naukowców skupionych  wokół  berlińskiego House Of World Cultures   do precyzyjnego  rozpracowania  tematu. Początkowo   zajmowano się    jedynie   gromadzeniem   nagrań   z   muzyką  etniczną, później   zgromadzone  materiały stały się zaczątkiem poważnych badań naukowych. Kiedy w  1989  roku  po  raz  pierwszy  zorganizowano BID (Berlin Independence Day) – targi oraz sympozjum naukowe  poświęcone tzw. muzyce niezależnej (od rocka i jazzu po new age oraz ethnic) nikt nie przewidywał, iż sesja naukowa przerodzi  się wnet w jedną z najważniejszych imprez muzycznych Europy. Jeszcze niedawno WOMEX był imprezą  „prowincjonalną”, lansującą  głównie  niezależny  i ekstrawagancki    rock, małe  oficyny   fonograficzne   i   agencje  koncertowe. Dzisiaj eksponuje przede wszystkim „world music  i stał się  ważną  imprezą muzyczną.

Polska „world music” jawi się jako połączenie lansowanej kiedyś „mody na ludowość” i swoistego folklorzymu. Z jednej strony propagandowa „cepeliada”, z drugiej dostosowanie elementów polskiej muzyki ludowej do formalnych wymagań jazzu, rocka, muzyki elektronicznej. Folklor w tzw. muzyce ogólnonarodowej przestał być tworzywem dla wielkiej muzyki, przesycono się także muzyką rozrywkową opartą o amatorską folkloryzację. Historia rodzimej „ethnic music” oparta jest zatem o popularny w latach 60-tych nurt big-beatu, w który zgrabnie wpleciono elementy polskiej tradycji ludowej. Nagrania  No-To-Co („Te opolskie dziouchy”), Skaldów, Trubadurów, Niebiesko-Czarnych stały się synonimem folkloryzmu muzycznego, stanowiącego zaczątek mody na „ludowość”. Tropem zespołów  „mocnego uderzenia” podążyły także grupy jazzowe.To właśnie w latach 70-tych Zbigniew Namysłowski nagrywał „Kujaviak Goes Funky” a Michał Urbaniak triumfował w Stanach z „Nowojorskim bacą„. Zainteresowanie rodzimym folklorem w ostatnich latach wynika po części z koniunkturalizmu twórców, po części z ekspansji „world”  w komercyjnym świecie muzyki. Ciekawe nagrania proponuje zatem nie tylko jazzman Z.Namysłowski ( wraz z  podhalańskimi góralami), ale także rockman Wojtek Waglewski,ciekawe pomysły rodzimej „ethnic” prezentuje  Kinior Orchestra. Sukces nagrań Kapeli Tutki i rastamana Twinkle Granta był oczywisty, choć wynikał on przede wszystkim z realizacji  nieszablonowego pomysłu: góralskie przyśpiewki „ubrano” w konwencję i stylistykę reggae, by tak przetransponowany polski folklor zaistniał na wielu prestiżowych  estradach.

Dionizy Piątkowski