Album   „World  Simfonia:Heart  Of  The  Immigrants”  zaistniał  zarówno na komercyjnych listach bestsellerów, jak i w notowaniach ważnych  nagrań  jazzu  i  tzw.world-music. Czym  tłumaczysz  ten  sukces ?

To jest sukces muzyki; nie nagrania, ani pomysłu. Zawsze fascynował  mnie   folklor, ten   przemycany   w   nagraniach   jazz-rocka  i  ten, latynoski, grany   wspólnie  z  Johnem  McLaughlinem, Paco  De  Lucia, Airo   Moreirą.Teraz   poszedłem   dalej: jazz   stał   się pretekstem  do ekspozycji muzyki etnicznej. Stąd sporo kompozycji  Astora Piazzoli, dużo latynoskiego rytmu.  Nie  patrzę  na  album  „Heart  Of  The Immigrants„, jak na płytę  komercyjną. To   jest   muzyka   nastroju   i  emocji, rozbudowana  improwizacją i jazzowym feelingiem.

Folkloryzm   muzyki   esksponowany   jest  udziałem  tureckiego  perkusisty  Arto  Tuncboyaci,gitarzysty z Wenezueli. W nagraniach  uczestniczą  bandeonista Dino Saluzzi.Czy jest  to  nowy, stylistyczny  pomysł Al Di Meoli czy uleganie modzie na  „ethnic music”. ?

Nigdy   nie   kierowałem   się  względami  komercji, pozyskiwania  publiczności     i    radości    muzykowania    poprzez    tanie chwyty. Rzeczywiście, coraz  częściej  pojawiają  się  nagrania  i koncerty, w których udział biorą muzycy „ludowi”. Dzieje się tak w  rocku, np. u Stinga i Ry Coodera, jak i w jazzie.To nic nowego, ani  komercyjnego. Świadczy  to  przede  wszystkim  o zagrożeniu, jakie  pojawiło się wokół muzyki, która powstaje w oderwaniu od korzeni. Stąd  tak  wiele ciekawej, folkloryzującej stylistki w nagraniach  jazzmanów. „World   Simfonia”   jest   niewielkim  elementem  tej  etniczno-jazzowej fascynacji.

Kilka  lat  temu  John  McLaughlin  zaprezentował  tureckiego  perkusistę  Triloka  Gurtu. Muzyka McLaughlina-Mahavishnu nabrała ciekawego, etniczno-jazzowego kolorytu. W zespołe „World Sinfonia” zachwyt    wzbudza   wirtuozeria   Arto   Tuncboyaci. Zaproszenie  tureckiego    muzyka, wraz   z   jego   ludowym   instrumentarium  umiejscowiło „jazz Al Di Meoli” daleko poza typowymi latynoskimi  rytmami.

Arto  jest  wspaniałym  instrumentalistą. Czuje muzykę, jego ciało  żyje  rytmem  naszej muzyki. To nie był jednak świadomy zabieg, by  udziwnić  naszą  stylistykę. Co  zresztą to znaczy ? Nie wiem, czy  jestem   muzykiem  „stylowym”; gram  w  określonej  konwencji, ale staram  się  ciągle  szukać  nowych brzmień. W naszej muzyce jest  wiele    jazzu, sporo    pogodnego   tango, ale   jeszcze   więcej  improwizacji. To jest siła tej muzyki.

Próbujesz  powiązać  muzykę  z  określoną  filozofią  życiową, z  religią ?

Pytasz prowokacyjnie ?

Niedawno  Chick Corea opowiadał mi o swoim widzeniu życia i muzyki  poprzez przyporządkowanie się kanonom scientologii. Czym jest dla  ciebie muzyka ?

To  jest  sens mojego życia. Nie traktuj tego jak banał, ani próbę  uogólnienia. To  oczywiste, że artysta uzależniony jest od tego, co  tworzy, co staje się jego codzienną udręką, sukcesem, zadowoleniem.  To  nie  jest  filozofia  życia  z muzyką i życia z muzyki. To co robię   traktuję  jak  zawód. Koncerty, nagrania, spotkania, tysiące  małych  i dużych spraw na tyle mnie pochłaniają, że nie mam czasu  zastanowić się nad moją filozofią życia i muzyki. Powiązanie tego  co robię z religijnym dogmatem byłoby nieporozumieniem.

W  którym  momencie  twoja  muzyka  była  najsilniejszą  ?  Gdy  stawałeś  się jazzowym idolem w zespołach Chicka Corei, czy wtedy  gdy   trio  Di  Meola-De  Lucia-McLaughlin  pozyskiwało  miliony  entuzjastów na całym świecie ?

Nigdy nie zastanawiałem się nad sukcesem mojej muzyki. Nie  interesowała  mnie  także  popularność. Każde nagranie, każdy koncert   jest  dla  mnie  tak  samo  ważny. Chociaż  jest  wiele przyjemnych wspomnień: koncerty dla tysięcy fanów fusion i Return To  Forever, zabawa  w  muzykę z De Lucia, z Johnem McLaughlinem, z  muzykami  latynoskimi. Pamiętam, że spore wrażenie zrobiła ma mnie ceremonia Grammy Awards’75, gdy okrzyknięto mnie Nowym Talentem.  Zabrzmiało to tak poważnie, że do dzisiaj w to nie wierzę.

Twój  pierwszy  pobyt  w Polsce był epizodem festiwalu Jazz nad  Odrą. Dzisiaj  Al  Di  Meola  odbywa  regularne trasy koncertowe  W Polsce. Czy wiesz, że od  twojej ostatniej wizyty zbliżyliśmy się – m.in. koncertami gwiazd-  do Europy ?

Rozmawiałem  o tym niedawno z Johnem McLaughlinem. Wiem, że Chick i  Paco  grali  także  w Polsce. Kiedyś przyjeżdżaliśmy tutaj, nie  bardzo  wiedząc, co  się dzieje. Jaka będzie reakcja publiczności?  Czy   znane  są  nasze  płyty  i  nagrania?  Dzisiaj  koncert  w  Poznaniu, Warszawie  jest  równie  ważny, jak  w  Nowym  Jorku czy  Paryżu. Zachwycony   jestem   publicznością: osłuchaną  z  naszymi  nagraniami, precyzyjnie  reagującą, doskonale  bawiącą  się  naszą muzyką. Kiedy słyszę: niedawno był tu Corea, niebawem będzie Wynton Marsalis wiem, że nie pojawiam się z moją muzyką na pustyni.