Jak wyjaśnisz fenomem Twoje ogromnej popularności w Polsce ?

 Nie Bardzo potrafię to wytłumaczyć. Jestem muzykiem który sporo koncertuje i dużo nagrywa. Album „Mnemosyne” jest moja pięćdziesiątą, jubileuszowa płyty dla ECM Record a przecież wcześniej nagrałem wiele innych, jazzowych albumów. W Polsce koncertuję co kilka lat i widzę, że mam tu wierną publiczność. I to być może dla nich jestem popularnym muzykiem.

 Czy jest to tylko sprawa muzyki, a może Twoim polskich korzeni ?

 Z pewnością fakt, że mój ojciec jest Polakiem jest nie bez znaczenia. Szkoda, że nie mówię po polsku, ale zawsze ciepło myślę o Polsce .Jestem  tu częstym gościem i właśnie w Polsce spotykam się z serdecznym przyjeciem. Kiedyś, w Poznaniu, spotkałem się z moimi polskimi krewnymi. To było urocze !

 Czy  na postrzeganie „jazzu Garbarka” miał wpływ sukcesu jazzowego brzmienia ECM

 Wcześniej nagrywałem już płyty w wytwórniach skandynawskich i amerykańskich, ale dopiero w ECM Records wykrystalizowała się moja stylistyka. To był z pewnością splot wielu elementów: mojej lirycznej stylistyki, wypracowanego, specyficznego „brzmienia powyżej ciszy”, jakie w ECM kreował producent Manfred Eicher, ale także dość powszechnej – jak na jazz – akceptacji słuchaczy.

 Kiedy zrodził się pomysł by nagrać album „Officium” ?

 Trudno to nazwać pomysłem bowiem The Hilliard Ensemble planował zrealizować nagranie średniowiecznej, hiszpańskiej kompozycji „Officium defunctorum” jako samodzielne, wokalne dzieło. Producent Manfred Eicher zaproponował wtedy, by stworzyć rodzaj muzycznego misterium gdzie precyzyjnie interpretowane utwory wokalne komentował by dźwięk  jazzowego saksofonu. To był pomysł dziwny i nikt specjalnie nie spodziewał się, że poza eksperymentem brzmienia coś więcej z tego wyniknie.

 Sięgasz po rożne inspiracje : od – co oczywiste – ludowej muzyki skandynawskiej po etniczną muzykę Pakistanu. Czy  project „Officium”  to także rodzaj poddania się innej inspiracji ?

 Manfred Eicher jest w swojej firmie producentem eksperymentatorem, stad też „Officium” zrealizowaliśmy nie w studio, lecz w ustronnym klasztorze św.Gerolda w Alpach.Przy realizacji nie poddawałem się specjalnym inspiracjom, to był raczej rodzaj muzycznego komentarza do wspaniałej sztuki wokalnej The Hilliard Ensemble. Było ta także dla mnie twórcze wyzwanie: odnaleźć się z improwizacją jazzową w stylistyce średniowiecznej kompozycji.

 Jak przygotowujesz się do takiego nagrania ?  Czy to tylko jazzowy, improwizowany komentarz do wokaliz kwartertu Hilliard ?

 Wydaje mi się, że jest w tym projekcie dużo z jazzu, swobodnej improwizacji, budowania nastroju emocją. Kompozycje śpiewane przez The Hilliard Ensemble są strukturą, w którą wplatam swoje improwizacje i muzyczne komentarze. Zasadniczo każdy z naszych koncertów jest inny; inny w znaczeniu budowania emocji, nastroju. I choć kompozycje, które gramy są utworami zamkniętymi, to pozwalają mi na sporą swobodę. Oczywiście, nie ma tu mowy o tworzeniu wariacji na temat, ale mogę kontrolować improwizację i budować nastrój. Te dwa światy, precyzyjnie skomponowanego utworu wokalnego i jazzowej improwizacji – co kiedy podchodziliśmy do tego projektu- wydawało się pomysłem karkołomnym – teraz doskonale ze sobą współgrają.

 Czy w konwencji precyzyjnej interpretacji wokalnej jest miejsce na improwizowany, jazzowy komentarz ?

 Na jazz skład się wiele elementów, z czego improwizacja, a więc rodzaj emocjonalnego, indywidualnego komentarza jest niezwykle ważna. W „Officium” i „Mnenosyne” jazzowa improwizacja nie jest jednak elementem najważniejszym. Tutaj kompozycje wokalne budują brzmienie, a saksofonowy komentarz jest swego rodzaju uzupełnieniem. Może dlatego nagrania te różnią się znacznie od innych, jazzowo-klasycznych pomysłów.

 Ile w „Officium” i „Mnemosyne” jest prawdziwego Garbarka, jazzmana z zespołów Keitha Jarretta, George’a Russella, Dona Cherry…?

 W każdym nagraniu, czy to z zespołem jazzowym, czy w nagraniach z muzykami ludowymi, czy z kwartetem Hilliard zawsze jestem twórcą autentycznym, to znaczy muzykiem emocjonalnie związanym z tym, co gram, co tworzę. Nie jestem typowym jazzmanem, chociaż tak właśnie jestem postrzegany a sam jazz traktuję bardzo szeroko – od muzyki improwizowanej po komentarz do nagrań etnicznych czy sakralnych.

 Projekt „Officium”  odniosl wielki artystyczny i komercyjny sukces. Jak wytłumaczysz fakt, że album, a bardziej jego stylistyka – znalazły fanów zarówno jazzu, muzyki klasycznej, jak i sztuki wokalnej.

 To trudno wytłumaczyć dlaczego tak się stało. Nikt nie spodziewał się ,że album „Officium” stanie się komercyjnym sukcesem. Kiedy nagrywaliśmy tę płytę traktowaliśmy to przede wszystkim jako eksperyment brzmienia. Manfred Eicher często poddawał się takim fascynacjom i często w swojej wytworni realizował nagrania odlegle od jazzowej stylistyki: od kompozycji Arvo Parrta po klasyczne nagrania np. Keitha Jarretta. „Officiium” jest jednym z takich innych projektów akceptowanych zarówno przez słuchaczy jazzu,  jak i muzyki klasyki.

Czym zatem  „Mnemosyne” rózni się od „Officium” ? Powstała jako kontunuacja poprzedniego projektu, czy jest też nową formą twórczego aktu Garbarka i  The Hilliard Ensemble czy może tylko pomysłem producenta Manfreda Eichera ?

 Po nagraniu „Officium” sporo koncertowaliśmy i naturalnym było, że graliśmy także inne kompozycje, które nie znalazły się na pierwszym albumie. Tak na dobrą sprawę „Mnemosyne” gotowa była od kilku lat, ale nie wydawało nam się koniecznym wydawanie albumu-kopii „Officium”.  Sesja „Mnemosyne” jest znacznie pojemniejsza: oprócz kompozycji sakralnych włączyliśmy także kompozycje oparte o ludowe pieśni  Estonii, Peru, Grecji, z kraju Basków. Zauważ, że obok  „Agnus Dei” pojawia się szesnastowieczny psalm rosyjski, dwunastowieczny „Athenaeus” oraz- utrzymane w stylistyce -moje dwie solowe kompozycje.

 Projekt „Officium & Mnemosyne” prezentowany jest w szczegollnych miejscach: sa to wyłacznie kościoły i bazyliki;  najczęściej prestiżowe świątynie świata. Czyżby „Officium & Mnemosyne” nie był typową prezentacją estradową ?

 Od samego początku wiedzieliśmy, że program „Officium & Mneomosyne” jest szczególną prezentacją. Wybór miejsc koncertów podyktowany jest przede wszystkim repertuarem, brzmieniem oraz akustyką, jaką mają kamienne świątynie. Nie używamy żadnego nagłośnienia, mikrofonów a koncert jest prezentacja akustyczną, pokazująca bogactwo brzmienia, nieskazitelność tej muzyki.